Jest czego żałować. Polska była już w pierwszej trójce krajów europejskich, które mogą poszczycić się największą liczbą przyznawanych co roku tytułów doktor honoris causa. Przez chwilę mieliśmy nawet szanse przesunięcia się w górę na pierwsze miejsce. Byłby to kolejny sukces rządu Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. I zarazem wspaniałe ukoronowanie 10 rocznicy przynależności do Unii Europejskiej. Bo przecież honorowe wyróżnienie miał otrzymać Jose Manuel Barroso.  Przewodniczący Komisji Europejskiej.

 Uroczystość wręczenia dyplomu  dostojnemu gościowi przez Rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego miała być – jak przewidywał rząd - uwieczniona na kolejnym spocie, w którym rocznica naszej obecności w Unii Europejskiej harmonijnie powiązana byłaby z kampanią wyborczą Platformy do euro parlamentu.  Twórcy spotu, kierując się sugestiami Donalda Tuska, z góry założyli, że z całej postaci Jego Magnificencji widoczne będą jedynie dłonie Rektora, przekazujące dyplom w ręce wyjątkowego gościa. Głównymi bohaterami tego fragmentu miał być bohater dnia oraz asystująca mu cały czas pobytu w Krakowie Róża Thun. Obecna euro posłanka, a zarazem „jedynka” na liście kandydatów PO w okręgu małopolskim i świętokrzyskim  w najbliższych wyborach do euro parlamentu. Tak eksponowane miejsce w spocie Róża Thun zagwarantowała sobie swą w pełni społeczną i dalekowzroczną inicjatywą. Ona to bowiem wpadła na pomysł tak godnego uhonorowania Manuela Borosso. Autorka inicjatywy ma prawo czuć się rozgoryczona, ponieważ niczego nie zaniedbała. Zgłosiła wniosek do rektora UJ, poprosiła Manuela Boroso, by ładnie się ubrał  na uroczystość oraz powiadomiła twórców spotu, co i jak.

Niestety,  z awansu Polski nici. Co gorsze, po tym jak Unia wlepiła nam punkty karne, spadliśmy bardzo nisko. W tej chwili, w klasyfikacji przyznawanych tytułów d.h.c. znajdujemy się w Europie na szarym końcu, odpowiadającym mnie więcej pozycji w piłce nożnej. 

Nie możemy ukrywać prawdy. Ambitne plany krakowskiej liderki Platformy pokrzyżowały niecne knowania profesury najstarszej uczelni w Polsce. Jedna z gazet napisała, że „szykuje się intelektualny skandal na pół Europy”. Nie wiem skąd ta delikatność.  Jest oczywiste, że nie na pół, a na całą Europę. Bo szanowne grono siwych profesorów wymyśliło sobie, że nie da tytułu lewicowcowi, maoiście i zwolennikowi genderyzmu.

A czy profesorstwo pomyślało, jak się będzie czuł pan Manuel B.? Albo, ile państwo wydało na przygotowanie do kręcenia spota? A taki Trybunał Konstytucyjny  przed rozpatrzeniem, czy OFE jest zgodne z Konstytucją,  bada, ile dotychczas OFE kosztowało państwo. Mogliby profesorowie  brać przykład z sędziów. Prawda?  
Szkoda, że doktoratu dla Manuela B. nie przyznawał prof. Jan Hartmann. Albo rząd. 

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl