Fronda.pl: Jakby Pan podsumował rok sporu o trybunał konstytucyjny? O co tak naprawdę chodziło w tym sporze?

Jerzy Jachowicz: W tym sporze chodziło o to, czy Trybunał stanie się zespołem sędziów niezaangażowanych bardzo jednoznacznie po stronie PO, czy szerzej, po stronie III RP, tej skostniałej skamieliny. Czy z drugiej strony TK będzie organem oceniającym w miarę obiektywnie, a jednocześnie jednak życzliwie otwartym na zmiany przepisów różnego rodzaju. Chodzi o zmiany, które mają w jakimś stopniu otworzyć Polskę na nowe perspektywy, przełamujące różne rodzaju patologie, jakie zostały przeniesione z PRL do III RP. Chodziło o pewną bitwę cywilizacyjną. O to, która z tych cywilizacji znajdzie jakieś odbicie, ale nie gorliwych i ślepych zwolenników, zamkniętych na inne rozwiązania, niż te do których zobowiązywał Okrągły Stół i wszystkie jego dalsze konsekwencje, tak jak w tym dotychczasowym przypadku. Część elit przywiązana do III RP chciała zabezpieczyć sobie możliwości jak najdłuższego trwania tej stojącej wody III RP, niezwykle korzystnej dla ogromnej liczby ludzi, związanych z przywiązaniem do własnych przywilejów.

Wśród tych elit jest miejsce dla Andrzeja Rzeplińskiego?

Andrzej Rzepliński jest dosłownym, negatywnym uosobieniem Trybunału Konstytucyjnego, walczącym jak lew o utrzymanie tego starego porządku, swoistego ancien regime’u. Nie mam tu na myśli oczywiście czołgów, karabinów, terroru militarnego czy politycznego. W warunkach nowej Polski te wszystkie narzędzia nie wchodziły w grę. Mam tu na myśli ten stary porządek, jakże wygodny dla tych, którzy od początku lat 90. posiadali władzę nie tylko polityczną, ale także władzę w sferze ekonomicznej i medialnej, odgrywającej ważną rolę.

Po odejściu Rzeplińskiego Trybunał Konstytucyjny zmieni się na lepsze?

Wszystko wskazuje na to, że dzięki pewnej twardości parlamentarzystów PiS-u, którą zawsze popierałem, jeśli chodzi o stosunek do Trybunału Konstytucyjnego, otwiera się perspektywa jego powolnej odmiany. Czy można powiedzieć, że to jest zwycięstwo? Nie, to raczej wejście na ścieżkę powolnej naprawy Trybunału Konstytucyjnego, co będzie trwało latami. Wszystko dlatego, że opór w tej sprawie nie zgaśnie, bo mentalność społeczna nie jest czymś co da się „operacyjnie” usunąć. Tak więc w składzie Trybunału Konstytucyjnego będą pewnie sprawni naśladowcy prof. Rzeplińskiego, stawiający barykady, które będą broniły poprzedniego czasu. Niemniej jednak w ogólnym rozrachunku, powiedziałbym, że to jednak zwycięstwo. Na szczęście nie mieliśmy ani razu do czynienia z kapitulacją, tzn. z ugięciem się przed tymi żądaniami nadania statusu sędziom, ponad normę wybranym latem 2015 r. przez PO. 2017 rok będzie czasem pierwszych, nieśmiałych jeszcze kroków, zbliżającym się w kierunku pożądanym przez tych, którzy chcą Polskę naprawiać.

Czemu KOD tak uparcie zajmował się sprawą Trybunału Konstytucyjnego?

KOD dosyć ściśle współpracuje z obecnymi partiami opozycyjnymi, co nie zawsze jest widoczne oficjalnie, ale wiele demonstracji KOD-u, w których uczestniczyli liderzy opozycji, są widomym znakiem tego, że opozycja korzysta z tego ruchu. Zanim odpowiem na pytanie, dodam, czym jest dla mnie ten ruch. Dla mnie KOD jest ruchem społecznym pod przywództwem kilku osób, w tym takiego Dyzmy politycznego, jakim jest p. Mateusz Kijowski. KOD, a może i Sam Kijowski, być może nie bezpośrednio, ale inspirowany jest moim zdaniem przez nasze stare służby specjalne.

Przez służby? Tzn.?

Wspominając o służbach, można z kolei dorzucić pewną niezbyt śmiałą tezę. Służby według takiej tezy ciągle tkwią w systemie komunistycznym, będąc inspirowanymi przez Rosję. Inaczej mówiąc, zakładam, że podziemne prądy, które napędzają kierownictwo KOD-u, płyną poprzez służby ze Wschodu. Rosja zawsze byłą krajem, który chciał wywoływać w Polsce różnego rodzaju napięcia. Takie napięcia osłabiały by wewnętrznie Polskę i ułatwiały dominację rosyjską nad Polską pod wieloma względami, choćby ekonomicznie.

Ale czemu akurat KOD zajął się Trybunałem Konstytucyjnym?

Ten twór, jakim jest KOD, którego tysiące uczestników jest nieświadomych gry, w jakiej uczestniczą, wprzągł na swoje hasło nr 1 przez długi czas Trybunał Konstytucyjny, jako tę instytucję, która w sposób hasłowy ma uosabiać porządek demokratyczny w Polsce. Stąd ta walka w obronie rzekomo zagrożonej demokracji. Jak jednak przecież wiemy, demokracja to równość wobec prawa, ale także wiele innych rzeczy, jak dostęp do pewnych dóbr ekonomicznych, kulturalnych, dostęp do pracy, itd. KOD skupił się na tym, ponieważ to niezwykle nośne narzędzie i mącące w głowach ludzi, którzy uczestnicząc w demonstracjach, zajęci na co dzień własnymi sprawami, czasami nawet nie rozumieją o co w tej wojnie o Trybunał Konstytucyjny chodzi. Dlatego KOD wykorzystuje Trybunał Konstytucyjny, który jest nośny nie tylko wewnątrz kraju, ale także zagranicą. Nic dziwnego, że emisariusze opozycji, w tym także emisariusze KOD-u, ciągle wywierają nacisk na niezorientowane środowiska zagraniczne, aby napiętnowali Polskę jako ten kraj, któremu grozi zagłada demokracji. A jeśli według nich jeszcze nie nastąpił upadek demokracji, to sytuacja w Polsce niechybnie prowadzi do kraju przypominającego terror komunizmu, czy wręcz faszyzmu. To tak wygodne dla KOD-u narzędzie, także dzięki swojej enigmatyczności. Ta moja diagnoza dość ostro wyszła w ostatnich dniach przed 13 grudnia. Do KOD-u i opozycji wyszły uśpione prawie przez ostatnie 25 lat środowiska dawnej UB-ecji, dawnego ludowego WP, czyli zbiorowiska ludzi przywiązanych do systemu i co najważniejsze czerpiącego z tego systemu ogromne korzyści. M.in. mowa o korzyściach związanych z wysokimi emeryturami i rentami.

Jak ewentualnie Pana zdaniem można by przebudować Trybunał, aby nie podlegał walkom politycznym w przyszłości?

Gdybym miał taki pomysł, to byłbym pewnie jednym z najbardziej wybitnych umysłów w Polsce, a nie uzurpuję sobie do tego prawa. Kilka refleksji jednak mi się w tej sprawie nasuwa. Trybunał powinien być całkowicie niezależny od partii politycznych, w tym od parlamentu, który zawsze jest skupiskiem, wręcz kwintesencją upolitycznienia państwa. Najlepiej byłoby, gdyby kandydatów do TK wybierało stałe, wyłaniane co kilka lat środowisko nazwijmy to autorytetów moralnych i prawniczych. Czy przy dzisiejszych, ostrych podziałach jest to możliwe, by znalazło się takie grono autorytetów? To bardzo trudne. Trzeba by się także zastanowić kto takich kandydatów zatwierdza. Teoretycznie mógłby to być prezydent. Wierzę, że Andrzej Duda i jego następcy zaczną podejmować w przyszłości kroki, które spowodują zasypanie tych głębokich rowów jakie dzielą nas na dwie Polski.

Dziękujemy za rozmowę.