Degeneracja III RP wyrosła na zdradzie zawartej w niepisanych umowach w Magdalence, rozwijana przez całe następne ćwierćwiecze, przetrwała do naszych czasów i ciągle ma się dobrze.

Co naturalne, przejawia się na różnych polach. Politycznym, biznesowym, obyczajowym, najczęściej wymieszanymi ze sobą, a nawet dotyka niekiedy prostych zasad dobrego wychowania. Ma też wiele wymiarów. Niekiedy ma charakter wydarzeń, poruszających szeroką opinię publiczną, inne są drobnymi incydentami, które nie wychodzą daleko poza wąskie środowiska. Zwykle jednak zarówno wydarzenie jak i epizody wywołują szok. Niekiedy zdumienie, połączone z niedowierzaniem i smutkiem. Oczywiście skala tych reakcji i uczuć jest różna w zależności od zdarzenia.

W minionym tygodniu mieliśmy do czynienia z dwoma zdarzeniami, potwierdzającymi degenerację, która dotyka różne obszary życia. Zatrzymanie Józefa Piniora, niedawnego senatora Platformy, jednego z najbardziej zasłużonych działaczy podziemnej opozycji politycznej lat 80, podejrzewanego o korupcję. Druga sprawa to przykry epizod w Sejmie, kiedy posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus w sposób uwłaczający godności posłanki, zaatakowała słowami dziennikarkę telewizyjnych „Wiadomości”.

Przypadek Józefa Piniora pokazuje dosadnie upadek wielkiej legendy opozycji, uwikłanej w mętne związki korupcyjne, w których potrzeby finansowe rozbuchane są do tego stopnia , że zabijają hamulce moralne, instynkt samozachowawczy i w jednej chwili niszczą chwalebny dorobek całego życia. Straszne. Smutne. Niezrozumiałe.

Wydaje się, że przykra sprawa Józefa Piniora, jest tylko jednym z wielu przypadków ogólnej choroby, zakorzenionej w części klasy politycznej, gdzie udział w polityce traktuje się jako możliwość uzyskiwania dodatkowych, na wpół legalnych dochodów.

Przypadek posłanki Joanny Scheuring-Wielgus, wpisuje się z kolei w historię zdziczenia obyczajów środowiska, uważanego za elitę polskiego społeczeństwa. Zajęcie miejsca w polskim parlamencie przez tak prymitywne, prostackie postaci jak Joanna Scheuring-Wielgus ( a wiemy przecież, że wykształcenie nie jest w stanie tego genu zmienić, że są podobne jej posłanki, właśnie w Nowoczesnej), to konsekwencja niedojrzałości, czy lepiej powiedzieć wprost - degeneracji naszej demokracji, tak wspaniale utrwalonej w III RP.

Profesor Marcin Król użył niedawno wypieranego z polskiego języka publicznego określenia, dawniej dość popularnego. Wprawdzie chciał tym zwrotem opisać tę część amerykańskiego społeczeństwa, które zdecydowało o zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, ale akurat wyjątkowo pasuje ono do posłanki Nowoczesnej.

Jerzy Jachowicz