Droga do świętości to najpierw spotkanie Jezusa a potem trwanie mimo wszystkich przeciwności albo przynajmniej trzymanie się i wracanie do Boga po każdym odejściu, jak to było z Piotrem.

Wreszcie dawanie świadectwa bez względu na to, co się dzieje i jak źle to może się skończyć. Ponoszenie cierpień i trudów, a wreszcie na końcu śmierć, być może męczeńska, jak to było w przypadku Piotra i Pawła. Jan Paweł II przypomniał, że w XX w. kilkadziesiąt milionów ludzi zginęło dla Chrystusa. Powiedział, że był to najkrwawszy wiek w dziejach chrześcijaństwa od czasów prześladowań w pierwszych wiekach. Wierzyć się nie chce. Tyle milionów ludzi zamordowanych na całym świecie tylko dlatego, że wierzyli w Chrystusa. Wiemy, że w niektórych krajach mahometańskich za krzyżyk na szyi, za kartkę z Pisma Świętego można być skazanym na śmierć. Nie mówiąc o innych, strasznych rzeczach.

Jestem, jaki jestem, Pan Bóg sam wie, że jesteśmy zwyczajnymi ludźmi. Charakter u jednych może łagodniejszy, u innych ostry, jedni spokojniej przeżywają, to co się dzieje w nich i dookoła i nie są bardziej poirytowani jak cholerycy czy sangwinicy. Ale Bogu to, jacy jesteśmy, nie przeszkadza. Skoro jesteśmy ochrzczeni i szukamy Go, to już jesteśmy na drodze do świętości. Ciekawe, że kiedy człowiek przychodzi do klasztoru benedyktyńskiego, to Reguła św. Benedykta nakazuje tylko pytać, czy naprawdę szuka Boga. Bo jeśli szuka milczenia, to posadzą go na furcie albo zrobią katechetą i cześć, po milczeniu. Podoba mi się stałość miejsca, a tu każą mi jeździć z rekolekcjami. Ja, mając już swoje lata, w zeszłym roku głosiłem kilkadziesiąt konferencji, miałem drugie tyle spotkań rozmaitych, pięć podróży zagranicznych. Ale jeśli ja szukam miejsca ciepłego, ciepłej emeryturki w klasztorze, tom marnie wyszedł. Inny znowu chce jeździć, bo myśli, że może być misjonarzem, to wsadzą go do takiego miejsca w klasztorze, że będzie musiał siedzieć w nim nieustannie. Kolejny chciał się oderwać od świata, chciał słuchać, to został przełożonym. A jeszcze inny chciał być przełożonym, a nie chcą go wybrać. Wszystko nie pasuje. Trzeba szukać tylko samego Pana Boga a On jest zazdrosny. Jeśli szukasz Jego, to wszystkie inne rzeczy będą drugorzędne.

Będziesz, czy nie, przełożonym, krawcem, profesorem uniwersytetu – nie bój się, w końcu osiągniesz świętość.

I to pasuje do życia każdego z nas, wystarczy tylko „nie lękać się świętości”. Jeżeli sobie ustawimy tak widzenie świata, że właściwie jedyną sprawą, o którą warto się awanturować, jest zbawienie mojej duszy, to wtedy wszystko inne będzie, czasem, bardzo trudne, ale będzie sensowne. Nie będzie proste, ale będzie sensowne. To jest bardzo ważne. Pan Jezus nigdy nie obiecywał łatwego życia: Kto nie bierze krzyża swego, a idzie za Mną, nie jest mnie godzien (Mt 10,38). Wielu idzie za Nim, a od krzyża próbuje się wymigać albo używa go jedynie jako ozdoby.

Tymczasem moment powołania to chwila, kiedy Bóg zaczął być dla mnie osobą. Kimś, o kim wiem, że Mu na mnie zależy, że mnie kocha i że mnie zależy na Nim. I jest już przeczucie jakieś, które nie jest tylko uderzaniem jak pszczółka o szybę łepkiem, ale czymś konkretnym, aczkolwiek nawet bardzo bolesnym. To poszukiwanie wcale nie jest takie łatwe i to z rozmaitych powodów. Wtedy bardzo ważne jest, by mimo wszystko się nie zniechęcić. Pamiętamy słowa Jana Pawła II na Błoniach, w trakcie tego wspaniałego „bierzmowania” narodu: „Bądźcie mocni”. Byście się nigdy nie zniechęcili. Pamiętajcie, byście nie podcinali korzeni, z których sami wyrastacie. Obyście się nie znudzili.

fragment najnowszej książki Ojca Leona Knabita OSB „Weź się w garść, bądź święty”, czyli rekolekcje dla świętych według nauki Apostołów Piotra i Pawła