A oto i najciekawsze fragmenty „polemiki” profesora, który zaprezentował się jak menel spod budki z piwem, który nie mając argumentów rzuca mięsem.

 

„W wolnym, demokratycznym kraju każdy, także szaleniec, może wyrazić swoje opinie na dowolny temat. Jednak artykuł Joanny Lichockiej "Wszystko już było" przekracza wszelkie granice cywilizowanej debaty” – oznajmia profesor. A dalej uzupełnia, że nie będzie polemizował z Lichocką, bo „ porównanie "Gazety Wyborczej" do "Żołnierza Wolności", na którym autorka oparła swój artykuł, jest czymś po prostu niewiarygodnie obrzydliwym. W istocie, sensowną odpowiedzią na taki tekst byłoby skierowanie na badania psychiatryczne albo pozew do sądu”.

 

Już na samym początku znajdujemy zatem sugestię, że Lichocka jest szalona i powinna zostać skierowana na badania psychiatryczne (niestety nie jest jasne, czy przymusowe i czy może w jakimś rosyjskim zaprzyjaźnionym ośrodku). Ale na tym nie kończy się inwencja profesora. „Artykuł Lichockiej może służyć za sztandarowy przykład paranoi, w którą popada część środowisk prawicowych po katastrofie smoleńskiej. Ludzie, którzy lubią prezentować się jako wykluczeni i zmarginalizowani, sami używają języka nacechowanego pogardą i skrajną, zwierzęcą wręcz nienawiścią do tych, którzy mają inne zdanie. Dotyczy to nie tylko pani Lichockiej, ale większości spośród tych, którzy zebrali się w rocznicę katastrofy smoleńskiej pod Pałacem Prezydenckim” – przekonuje profesor językiem, w którym – jego zdaniem – w ogóle nie ma zwierzęcej nienawiści i pogardy. Jest za to porównanie wyrzuconej z pracy dziennikarki do totalitarnych propagandzistów. „Rozpętana przez PiS paranoja polityczna zaszła za daleko i od jakiegoś czasu zaczęła zagrażać fundamentom naszego państwa. To właściwie na przykładzie tekstu Lichockiej można uczyć młode pokolenie, w jaki sposób działała totalitarna propaganda” – napisał profesor.

 

Paranoja oznacza całkowicie nierealistyczny obraz świata, ale zawsze odwołujący się do jakiejś realnej cechy lub wydarzenia, które lokuje się w niedorzecznym kontekście. Cechą myślenia paranoidalnego jest to, że posługuje się ono żelazną logiką. Ta logika wyrażona jest w tekście Lichockiej niemal jak w tabliczce mnożenia, że tylko totalny bunt przeciwko władzom państwa i podstawowym, demokratycznym regułom naszego życia społecznego jest właściwą "postawą patriotyczną". Według takiej logiki działały totalitarne ruchy, które doprowadziły do największych tragedii XX wieku” – oznajmia profesor, sugerując, że Lichocka jest totalitarystką.

 

A dalej jest tylko mocniej. Otóż okazuje się, że projekt Jarosława Kaczyńskiego jest dla Ireneusza Krzemińskiego gorszy nawet niż komunizm. „Do dziś otwarte pozostaje pytanie, dlaczego kilkadziesiąt lat temu tak wielu intelektualistów skusił komunizm w wydaniu stalinowskim. Znacznie trudniej będzie jednak znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego w dzisiejszej Polsce tak wielu nabiera się na paranoiczną propagandę PiS. Komunizm był przynajmniej spójnym projektem przebudowy społeczeństwa, utopijną wizją społeczną. Wizja Jarosława Kaczyńskiego, Joanny Lichockiej i demonstrantów spod Pałacu Prezydenckiego jest natomiast niespójna i zupełnie absurdalna: tak dalece, że poza dojściem do władzy wbrew decyzjom większości obywateli trudno wskazać inny cel, do którego ci ludzie dążą. Niezwykle agresywna retoryka jest charakterystyczna dla całkowicie skrajnych, ideologicznych orientacji: takich, które wierzą, że posiadają absolutną prawdę, a w jej imię mają prawo atakować i likwidować każdego przeciwnika i myślącego inaczej” – oznajmia Krzemiński, który sam chyba sądzi, że posługuje się językiem nieagresywnym.

 

I na koniec następuje porównanie Lichockiej do Stalina. „Polskim mediom radzę natomiast, żeby przestały traktować poważnie urojenia szaleńców. Od uznania paranoików za pełnoprawnych uczestników debaty publicznej, a ich opinii za pełnoprawny opis rzeczywistości, jest już tylko mały krok do katastrofy. Warto przypomnieć w kontekście antyrosyjskim tych, których popiera Lichocka, że trudno znaleźć lepszy przykład paranoi społecznej, jaką w społeczeństwie rozwinął Józef Stalin”.

 

Cóż, wypada wrócić do jednego z pierwszych zdań tekstu profesora i zadedykować mu jego własne słowa. „W istocie, sensowną odpowiedzią na taki tekst byłoby skierowanie na badania psychiatryczne albo pozew do sądu”. Dokładnie tak, panie profesorze. Tylko, że uwagę tę trzeba odnieść do pana tekstu. Tekstu, który jest przykładem języka nienawiści do inaczej myślących.

 

Tomasz P. Terlikowski