Fronda.pl: Czy Pani zdaniem sprawa instrukcji szefa Ringier Axel Springer obnażyła jedynie to, co wcześniej już wiedziano?

Joanna Lichocka, posłanka PiS: W znacznej mierze zdawaliśmy sobie sprawę z tego, my dziennikarze i politycy, że media niemieckie wydawane w Polsce, szczególnie te należące do Ringier Axel Springer nie są neutralne. Było widać zaangażowanie przeciw rządowi PiS od początku na łamach tygodnika „Newsweek” i tabloidu „Fakt”. Instrukcja szefa koncernu do dziennikarzy, jak się okazuje cotygodniowa, pokazuje to co mówiono po cichu. To skandaliczna sprawa, niewyobrażalna chyba w jakimkolwiek innym państwie zachodniej Europy. To niesłychane, aby tak wprost szef wydawnictwa z sąsiedniego kraju instruował antyrządowo swoich dziennikarzy. Myślę, że gdyby do takiego wydarzenia doszło we Francji, Hiszpanii czy samych Niemczech, skandal byłby ogromny. W przypadku Polski niestety część naszych elit jest pozbawiona instynktu suwerenności. Panie i panowie z Towarzystwa Dziennikarskiego przesyłają raczej listy hołdownicze do niemieckiego wydawnictwa niż troszczą się o wolność i suwerenność naszych mediów. Czy to coś nowego? Nie, raczej zostały zdarte szaty, król jest nagi. To wiemy po liście Marka Dekana.

Instrukcja szefa Ringier Axel Springer to też pokaz arogancji wobec Polski?

Nie jest wykluczone, że przeciek do mediów, które poruszyły to jako pierwsze był zamierzony. Odbywa się to bowiem w czasie, kiedy jesteśmy pomiędzy dwoma ważnymi szczytami Unii Europejskiej. Na poprzednim Polska bardzo twardo i asertywnie broniła swojej pozycji. Pani premier Beata Szydło pokazała się jako stanowczy obrońca polskich interesów wbrew wszystkim. To postawa, która wywołała pewien szok także wśród elit niemieckich, przyzwyczajonych do posłuszeństwa polskich polityków. Jesteśmy przed szczytem w Rzymie, na którym Polska ma zamiar wraz z innymi krajami Grupy Wyszechradzkiej akcentować potrzeby reformy UE i protestować przeciw Europie dwóch prędkości. Tak jak uważam, że wniosek PO o wotum nieufności dla rządu ma osłabić pozycję Beaty Szydło przed szczytem w Rzymie i jest to upominek Grzegorza Schetyny dla Angeli Merkel, tak przeciek o którym mowa może demonstrować zasoby niemieckiej polityki w Polsce. Może być on sygnałem dla elit politycznych rządzących nad Wisłą, że stan posiadania Niemiec jest tu tak istotny, że może rozkołysać sceną polityczną. Szef wydawnictwa Axel Springer w swoim liście bardzo wyraźnie postawił akcenty. Polska ma być posłuszna wobec Berlina, wejść do strefy euro i starać się nadążać za kanclerz Merkel, bo inaczej będzie źle. Axel Springer pokazuje, że będzie wpływał na Polaków, aby nastawić ich przeciw rządom PiS. Uważam więc, że to również próba nacisku na elity rządzące. Tak interpretuję ten przeciek.

Taką instrukcją chyba jednak nie zaskarbił sobie niemiecko-szwajcarski koncern przychylności wśród Polaków?

Wydaje mi się, że jest dobra strona tego skandalu. Mamy jednoznaczność sytuacji. Trudno będzie traktować to co jest publikowane w mediach należących do RASP jako obiektywne i niezależne opisywanie rzeczywistości. Wiemy jakie są instrukcje, jak są wypełniane. Wystarczy zajrzeć do „Newsweeka” czy na Onet.pl by widzieć, że linia formułowana przez Marka Dekana jest realizowana.

W jakimś sensie możemy być zatem wdzięczni szefowi Ringier Axel Springer?

Nie przesadzałabym z wdzięcznością, ale dobrze, że mamy w tej sprawie jasność sytuacji.

Czy zatem repolonizacja mediów to kluczowe zagadnienie przed jakim stoi rząd?

Wolę mówić o projekcie ustawy ograniczającej koncentrację w mediach niż o kwestii narodowego kapitału. Gdybyśmy mieli walczyć z niemieckimi wydawnictwami tylko dlatego, że są niemieckie, to byłoby to sprzeczne z prawem europejskim. W prawie europejskim nie można zakazywać działalności gospodarczej ze względu na narodowość. Państwa europejskie bronią się przed oddaniem mediów w ręce zagranicy poprzez zapisy ograniczające udział w danym segmencie medialnym np. do 15 proc. W tej chwili jeśli chodzi o prasę regionalną, to kapitał zagraniczny posiada jej 90 proc. W prasie ogólnopolskiej to także dużo więcej niż 15 czy 20 proc. Musimy więc pomyśleć o zapisach, które ograniczą udział kapitału zagranicznego w danym segmencie medialnym do 15-20 proc. To będzie zapewne proces skomplikowany, ale wierzę w fachowców z ministerstwa kultury i KRRiT, którzy już pracują nad takim projektem. Wzorem powinien być dla nas system francuski bądź niemiecki.

Dziękujemy za rozmowę.