„Podobno mamy nakładać sankcje na Ukrainę za kłamstwo historyczne. Powyższe rodzi kilka fundamentalnych pytań.” - zaczyna swój wpis na facebooku Witold Jurasz. Dalej pisze:

Po pierwsze czy mamy przygotowany scenariusz na wypadek, gdy ktoś inny zechce wprowadzać sankcje za oddawanie czci tym Polakom, którzy czy to w ramach akcji odwetowych (na Wołyniu) czy też z własnej inicjatywy dopuszczali się zbrodni wojennych? Dodam, że w wypadku np. Białorusi mamy niestety przypadki, gdy to Polacy wyrżnęli białoruską wioskę.”.

Pyta również:

Po drugie jeśli twardo gramy z Kijowem to czemu nie nakładamy sankcji na Rosję, która kłamie nie mniej, a więcej, kpi sobie ze sprawy katyńskiej (sądy orzekające, że nie można zrehabilitować ofiar, bo się nie stawiły przed sądem, co jest dość trudne, jak się od 70 lat leży w masowym grobie z przestrzeloną czaszką), a ws. wybuchu II wojny światowej głosi tezę, że to Polska jest winna jej wybuchu.”.

Polecamy lekturę dalszej części komentarza Witolda Jurasza:

Po trzecie czy ktoś zadał sobie choćby minimum trudu, by przeanalizować, czy naszej działania będą skuteczne, tzn czy dzięki nim mit Bandery, który jest złem, zacznie obumierać (co jest naszym celem), czy też dostanie pożywkę i stanie się jeszcze silniejszy?

Po czwarte - czy podnosząc pretensje do strony ukraińskiej ws. miejsc pamięci Polska nie powinna przy okazji zadbać o to, by ew. demontaże pomników UPA w Polsce były realizowane przez Państwo Polskie (z poszanowaniem godła ukraińskiego) a nie przez grupki narodowców. No chyba, że nadal jesteśmy państwem teoretycznym i pomniki się u nas demontuje po uznaniu.

Po piąte - jak rozumiem naszym celem jest możliwość przeprowadzania ekshumacji i budowy cmentarzy ofiar rzezi wołyńskiej. Uważam postępowanie strony ukraińskiej w tej sprawie za nieetyczne i świadczące o braku dobrej woli, ale dyplomacja jest sztuką załatwiania spraw z partnerami trudnymi, a nie łatwymi. Inna sprawa, że gdy zostałem szefem placówki na Białorusi, usłyszałem w naszym MSZ, że Mińsk to "trudny partner, nic się nie da załatwić i niczego nie należy próbować". Śmiem twierdzić, że z takim podejściem to należy przede wszystkim zastanowić się, czy warto mieć dyplomację.,

Wreszcie na koniec, choć ten punkt jest w istocie najważniejszy. Złe relacje z Ukrainą oznaczają, że polski głos w momencie, gdy dojdzie do rozgrywki ws. Ukrainy będzie słabszy. Nie będą się z nami liczyć ani Waszyngton, ani Berlin, ani Moskwa a teraz jak się okazuje chyba też i Kijów. Ani Ukrainy nie zdołamy wesprzeć, ani jej przehandlować. Przyjmując zaś założenie, którego przyjmować nie chcę, że oto niektórzy w PiS, tak samo jak nie tak dawno PO uznali, że w polityce zagranicznej żadnej samodzielnej roli odegrać nie możemy nadal pozostaje pytanie, czy będziemy się układać z mocarstwami czy pod mocarstwa. Wytrącając sobie narzędzia z ręki skazujemy się na tą drugą rolę.

Dyletanctwo naszej dyplomacji oznacza, że spraw zagranicznych nie jest ona w stanie załatwiać. O honor zaś też nie może walczyć, bo honor, jak wiadomo, też ma swoją cenę. Trawestując słynne słowa min. Becka można powiedzieć, że jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest profesjonalizm. No chyba, że ktoś woli oryginalną wersję. Ale wtedy w pakiecie bierze się również skutki.”

dam/Witold Jurasz @ Facebook,Fronda.pl