„Doszło do poważnego pożaru na pokładzie okrętu podwodnego ORP Orzeł. Innymi słowy jedyny mający jakąś poważniejszą wartość bojową okręt podwodny naszej Marynarki Wojennej najprawdopodobniej właśnie zakończył służbę” - pisze na swoim facebooku Witold Jurasz.

Dalej dodaje:

Pozostałe 4 zwodowano w latach 1964 - 1967 i już to wystarcza za komentarz. Jak chodzi o jednostki nawodne to poza dwoma muzealnymi fregatami przejętymi na fatalnych warunkach od Stanów Zjednoczonych mamy jeszcze jedną korwetę, 3 w miarę nowoczesne małe okręty rakietowe i wiecznie niedokończonego Ślązaka.”.

Jurasz ocenił też ostro:

Lotnictwo morskie nie istnieje, śmigłowce do zwalczania okrętów podwodnych są na granicy resursu, a Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy ma co prawda nowoczesne wyrzutnie, ale jego własne systemy rozpoznawcze umożliwiają namierzenie i śledzenie celu odległego o maksymalnie 50 km, czyli i tu jest tak sobie. O tym, że z Marynarką Wojenną nie jest źle, a tragicznie wiadomo od dawna. Plany są wspaniałe, tylko, że od 30 lat żadnego nie zrealizowano.”.

Na koniec pisze:

Tak szczerze to nie rozumiem jak to możliwe, że tak znikomy potencjał bojowy wymaga ponad 12.000 personelu. Norweska marynarka wojenna, która dysponuje nieporównywalnie większym potencjałem bojowym zatrudnia, wg różnych danych, od 4000 do 6000 ludzi. A może o to chodzi, żeby miejsca pracy były, domy wypoczynkowe były, etaty były, defilady były i żeby tak ogólnie fajnie było. A jak wojna to zawsze przecież są Zaleszczyki.”.

dam/facebook,Fronda.pl