Portal Fronda.pl: Już po raz dziesiąty obchodzimy dziś Narodowy Dzień Życia. Co się zmieniło przez ten czas? Czy klimat w Polsce jest bardziej przyjazny życiu?

Kaja Godek: Myślę, że wiele się zmieniło w kwestii świadomości Polaków, czego dowodzą rozmaite badania opinii publicznej. Świadczą o tym także akcje społeczne podejmowane w obszarze ochrony życia, które cieszą się masowym poparciem. To napawa optymizmem, jednak nie przekłada się jak na razie na zmiany prawne. I to jest niepokojący sygnał. Mam jednak przeczucie, że to rosnące w społeczeństwie poparcie dla życia nie będzie długo ignorowane. Można wyrzucić do kosza obywatelski projekt ustawy, raz czy drugi, ale nie da się tego robić w nieskończoność. Mam nadzieję, że ten postulat przebije się także w sferze legislacyjnej.

Zmiana ustawy aborcyjnej to jeden z elementów przemian, jakie mogłyby nastąpić w efekcie wzrastającej świadomości społecznej Polaków. Ale jakie jeszcze widzi Pani problemy, którymi należałoby się zająć w pierwszej kolejności?

Palącym problemem jest to, że obecnie skład Sejmu nie oddaje rzeczywistych nastrojów społeczeństwa. Trudno podejmować jakieś działania, jeśli parlamentarzyści nie reprezentują Polaków. Dobrze, że ta świadomość społeczna poszła w odpowiednią stronę, ale tego nie można zostawić. Wiemy, że kwestia tego, czy aborcja będzie w Polsce dopuszczalna, czy też nie, to jest tak naprawdę wojna. A nasi przeciwnicy nie śpią. Będą robić wszystko, aby przeciągnąć społeczeństwo na swoją stronę. Tej sprawy nigdy nie będzie można zostawić samej sobie. Ważne jest też to, jakie będzie podejście do rodzicielstwa na co dzień, wykazywanie szacunku do tego, że ludzie decydują się na założenie rodziny i urodzenie dzieci. W tej materii różnie bywa, myślę, że każdy z nas powinien spytać siebie, czy ma w sobie taką postawę, czy może nie powinien w sobie czegoś zmienić.

Narodowy Dzień Życia w tym roku wypada w czasie, kiedy w Sejmie trwa protest rodziców dzieci niepełnosprawnych. Od lat walczą oni o wyższe świadczenia, ale bezskutecznie. Zdesperowani, zabarykadowali się na Wiejskiej. Jak Pani ocenia postawę rządu w tej sprawie? Czy można powiedzieć, że w jakiś sposób ta sytuacja oddaje stosunek parlamentarzystów do kwestii ochrony ludzkiego życia?

To skandal, że rodziców tych dzieci doprowadzono do takiej desperacji. Współczuję im, a jednocześnie oburza mnie zachowanie rządu w tej sprawie. Sytuacja ta pokazuje, że polskie władze nie szanują ludzkiego życia. A jeśli jeszcze uznają arbitralnie, że to życie jest gorsze niż życie innych osób, to brak szacunku jest jeszcze bardziej widoczny. Przynajmniej kilku polityków (Szejnfeld, Niesiołowski) zachowywało się skandalicznie wobec protestujących rodziców, niektórzy nawet naśmiewali się z nich. To dowód na głęboką hipokryzję, w jakiej żyją politycy. To wszystko w jakiś sposób łączy się ze sobą. Ustawa aborcyjna, która pozwala zabijać takie dzieci, to substytut polityki społecznej. Państwo nie ma kompletnie pomysłu na to, co zrobić w sprawie tych rodzin. Tak naprawdę, dla państwa byłoby wygodniej, gdyby te wszystkie dzieci nie żyły. To dowód ogromnej nieporadności rządzących. Ustawa aborcyjna w obecnym kształcie oprócz tego, że pozwala zabijać dzieci, ma jeszcze inny efekt - pozwala, by politycy usypiali swoje sumienie. „Ci, którzy mają problem z dzieckiem niepełnosprawnym, mają go, bo sami tego chcieli” - takie wykształca się myślenie. Na poziomie mentalności te dwie rzeczy - kształt ustawy i troska o dzieci już narodzone - łączą się.

Premier powiedział jednak rodzicom dzieci niepełnosprawnych, że nie ma dla nich pieniędzy...

...i koniec dyskusji. Przypomnę, że ci ludzie jednak z czegoś się utrzymują. Prawdopodobnie, to ojcowie utrzymują swoje żony i niepełnosprawne dzieci. Tym ojcom pobiera się z pensji podatki i parapodatki, ale nikt ich nie pyta, czy mają pieniądze na utrzymywania państwa. A przecież mogliby oni powiedzieć, że nie mają pieniędzy na płacenie podatków, bo mają chore dzieci. W sklepie płacą taki sam VAT jak inni obywatele, płacą też z pewnością szereg innych danin na państwo. Proszę zauważyć, jak wielka jest tu asymetria. Obowiązek utrzymywania państwa spoczywa na wszystkich, a jeśli państwo nie ma pieniędzy, to premier wychodzi do tych rodziców i niefrasobliwie mówi, że pieniędzy nie ma i oni mają to zrozumieć. Ci ludzie są wykorzystywani w podwójny sposób. Po pierwsze, nie dba się o ich potrzeby, a po drugie – państwo z nich żyje.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk