Lemingi już dawno straciły głowę w polityce, więc teraz biorą się za religię. Wśród nich można wyróżnić dwa nurty. Pierwszy tych, którzy odżegnują się od Kościoła. Drugi, to ci, którzy twierdzą, że do niego należą, ale są wierzący inaczej.

Lemingi poza Kościołem traktują religię jako kolejną ideologię, która ogranicza ich wolność. Jest to pierwsza z katechez demona, którą przerobił w Księdze Rodzaju z naszą pra-matką Ewą. Czy to prawda, że Bóg nie pozwolił ci jeść owoców z tego ogrodu? Bóg cię ogranicza, Bóg cię nie kocha, ty możesz być jak bóg! Ten dramat rozgrywa się w sercu każdego z nas, ale niewierzący upletli z niego swój sztandar.

Antyklerykałowie uważają, że żyją w państwie wyznaniowym, gdzie rządzi pazerny na kasę kler, zajmujący się głównie pedofilią i mówieniem wszystkim co mają robić. A tego leming znieść nie może, bo leming jest bogiem. Leming musi sobie sprawiać przyjemność, konsumować i paplać bez sensu. Nikt nie może mu tego zabronić, bo to jest wolność – myśli.

Lemingi drugiej kategorii, twierdzący, że są katolikami nominalnymi, tworzą własną religię. Ich katechistami są Bronisław Komorowski i Ewa Kopacz. Są absolutnymi liberałami w sferze moralności i bioetyki. Dopuszczają antykoncepcje, rozwody, in vitro, a nawet aborcję. Nie znają nauczania Kościoła w tej sferze albo świadomie ją negują.

Mało tego – mają pretensje do biskupów, aby się zmienili. Powołują się przy tym na papieża Franciszka, mimo iż on mówi dokładnie to samo co niżsi ranga hierarchowie. Gdy leming sobie to uświadomi – wpada w panikę i już nie wie co ma myśleć. Taką właśnie wizję rozwodnionego chrześcijaństwa od lat wkłada Polakom do głów „Gazeta Wyborcza”.

W jednym z ostatnich antykościelnych artykułów redaktorka Gazety szydzi, że „polscy biskupi będą nawracać w Watykanie, strasząc in vitro i rozwodami”. Tak myślą właśnie lemingi. Chcą żeby Watykan „nawrócił się” się na ich postępową ideologię – najlepiej aby biskupi „żenili” się między sobą, „adoptowali” dzieci z in vitro, a potem je abortowali albo robili z nich gender-dziwadła. To jest według nich katolicyzm, z którym by się w pełni utożsamiali.

Próżne nadzieje. Między stanowiskami polskich biskupów, którzy będą reprezentowali nasz episkopat na najbliższym Synodzie o Rodzinie, a biskupami watykańskimi nie ma większych różnic. Gądecki, Hoser czy Wątroba reprezentują tę samą linię co Mueller czy Burke. Nie ma co więc liczyć na jakiś spektakularny spór czy konflikt, który zmieniłby odwieczne nauczanie Kościoła wobec rodziny.

Jeśli lemingom tak bardzo podoba się postępowa wersja chrześcijaństwa nie muszą od razu emigrować do Niemiec, gdzie tamtejszy Kościół czeka niechybny upadek, na wzór holenderski. Mogą przecież konwertować się do jakiegoś protestanckiego zboru, gdzie czekają już na nich kapłanki, geje, puste piekło i zero spowiedzi, co jak wiadomo jest do zbawienia koniecznie potrzebne.

Immanentną cechą Piotrowego Kościoła Rzymskiego jest niezmienność. Szukanie furtek, tylnych drzwi, pobłażania to po prostu próba wszczepienia relatywizmu moralnego. Na szczęście Watykan od wieków jest na to odporny.    

Tomasz Teluk