Tomasz Wandas, Fronda.pl: Kościół dziś coraz częściej wychodzi do młodych z tak zwaną reklamą, kapłani urządzają tak zwane akcje powołaniowe. Czy tak działa Pan Bóg, czy niezależnie od akcji powołaniowych?

 

O. Kamil Wawro SSCC: Powołanie oferowane przez Boga jest zawsze tajemnicą. Nigdy do końca pojmiemy, jak Pan Bóg działa. Jednak wiemy bardzo dobrze, że Pan Bóg działa poprzez człowieka. Wydaje mi się, że są ludzie którzy usłyszawszy głos powołania są pewni, że to Boże wezwanie i nie trzeba im już nic reklamować. Są także młodzi ludzie, którzy potrzebują podpowiedzi, ukierunkowania, pokazania możliwości i tu sprawdzają się akcje powołaniowe. Jednakże główną rolą akcji powołaniowych jest ukazanie młodemu człowiekowi konkretnej drogi, konkretnego zakonu, do którego może wstąpić. Każdy zakon i zgromadzenie potrzebuje takiej reklamy, aby się rozwijać, a w jakiej formie się to odbywa, jest już zależne od danej wspólnoty.

Gdyby Ojciec mógł powiedzieć na swoim przykładzie - jak to wygląda? Czy jest to tak, jak w przypadku niektórych małżeństw, że oni po prostu wiedzą, że są dla siebie?

Tak, myślę, że jest to podobne do miłości małżeńskiej. Głos powołania można odczuć w różny sposób. Może to być rzeczywisty głos w sercu jak to było w przypadku wielu świętych, może to być wewnętrzne przekonanie, że do tego mnie wzywa Bóg. Często jest tak, że widząc konkretne przykłady życia zakonnego i kapłańskiego młody człowiek też chce tak żyć. Nie mogę do końca stwierdzić, kiedy pierwszy raz zadałem sobie pytanie, czy mógłbym wstąpić do zakonu? Wydaje się, że pierwsze takie myśli pojawiły się pod koniec szkoły podstawowej. Wtedy wydawało mi się to śmieszne i bardzo szybko odrzuciłem od siebie te myśli. Pod koniec szkoły średniej znowu powróciło to pytanie. W tym momencie ciężej było je od siebie odsunąć. Jednak ono powracało. Myślałem, że jeśli pójdę na studia to będę miał 5 lat, aby to wszystko przemyśleć. Tłumaczyłem sobie, że to nie dla mnie, że ja się nie nadaję. Jednak mój opór nie trwał długo i wreszcie zdecydowałem się wstąpić do zakonu. Potwierdzeniem mojej decyzji była obecność Ojca Prowincjała w mojej parafii w momencie, kiedy ja zdecydowałem się zmienić moje życie. Może być wiele czynników, które pomogą nam w podjęciu decyzji. W wielu wypadkach jest to przykład życia zakonnego, który dostrzega się w pracy innych zakonników. Myślę, że w moim przypadku jednym z czynników wpływających na to, że zdecydowałem się poświęcić Bogu był przykład życia zakonnego naszych Ojców i Braci, który mogłem obserwować od najmłodszych lat, a także na licznych wyjazdach wakacyjnych. Właśnie tak wyglądał głos Boga powołujący mnie do podjęcia tej decyzji.

Kryzysy… Kiedy przychodzą, jak często, z czym są najczęściej związane?

Powołanie nie jest czymś niezmiennym. Nieustannie ulega przeobrażeniu i zmienia się jego intensywność. Na początku może to być zauroczenie, które czasem przemieni się w pewność, że to jest właściwa droga. Niemniej nawet kiedy, ktoś już wybrał i jest pewny, że to właściwy wybór, trzeba cały czas swoje powołanie umacniać. Mimo, że się wybrało raz trzeba wybierać nieustannie każdego dnia. Wydaje mi się, że kryzys jest wpisany w życie każdego człowieka i tak jak ludzie są różni tak kryzysy przychodzą do każdego indywidualnie. Myślę, że kryzysy pojawiają się gdy tracimy tą pierwotną gorliwość. Wiadomo, że powołanie nieustannie się przeobraża, oczyszcza się nasze motywacje dojrzewają. Jednak u początku prawdziwego powołania jest takie poczucie gorliwości, które sprawia, że człowiek jest zdolny pokonać wszelkie przeciwności. Kiedy pojawia się kryzys oznacza to, że ta gorliwość zaczyna wygasać i trzeba jak najszybciej do niej powrócić. Taki kryzys może się też pojawić, gdy człowiek spogląda na swoich znajomych i widzi, że oni już pozakładali rodziny mają dzieci ich życie jest ustatkowane i spoglądając na swoje życie wydaje się mu, że nic nie osiągnął. Wtedy należy spojrzeć na to z dalszej perspektywy i powiedzieć sobie, że posługa kapłańska nie może być zmierzona, ale wystarczy jedna dobrze wyspowiadana osoba i powraca przekonanie, że moja praca jest też ważna, bo zbliża ludzi do Boga. Kiedy w moim życiu pojawiają się niepewności powracam do tej pierwotnej gorliwości, więcej się modlę i czerpię siłę z sakramentów, które przyjmuję i których udzielam.

Dlaczego mimo tego warto trwać, przy swoim powołaniu?

Warto trwać przy swoim powołaniu, bo to nie jest mój wymysł tylko Boże wezwanie. Ja odwołuję się do ważnych wydarzeń z mojego życia, które potwierdzają, że jestem w tym miejscu, w którym Bóg chce abym był. Wielkim doświadczeniem i jednocześnie umocnieniem mojego powołania w Zgromadzeniu Najświętszych Serc Jezusa i Maryi był nowicjat na Filipinach. Wtedy mogłem na własnej skórze poznać czym jest międzynarodowość, która jest jednym z podstawowych elementów naszego charyzmatu. Było to wielkie przeżycie. Mogłem na co dzień żyć z ludźmi z różnych dalekich krajów, którzy tak samo jak ja chcieli służyć Bogu i głosić miłość Najświętszych Serc. Będąc na Filipinach kolejny raz przeczytałem książkę o św. Ojcu Damianie de Veuster i jego postać stała mi się jeszcze bliższa. Niektóre fragmenty jego życia i różnych myśli wydawały mi się dokładnym odwzorowaniem tego, co wtedy przeżywałem. Często mówię sobie, że odbycie nowicjatu na Filipinach jest kolejnym dowodem na istnienie Boga i jest potwierdzeniem mojego powołania, bez głębszych motywacji i bożej pomocy nie wiem czy dałbym rady pozytywnie zakończyć to wyzwanie.

Jakie nadal krążą mity w społeczeństwie na temat życia zakonnego, a jak wygląda ono naprawdę?

Pośród tych mitów pojawia się często przekonanie, że w zakonie sypia się w trumnach. Może kiedyś tak, ale teraz mamy wygodne łóżka. Ha ha ha. Ludzie często myślą, że jak zdecydują się wstąpić do zakonu to będą musieli porzucić swoje pasje i zainteresowani, którymi zajmowali się w świecie. Jest to błędne przekonanie, gdyż jeśli jakiś brat przejawia talent  w jakimś kierunku to staramy się to wyłuskać i zachęcić go do rozwijania tego, np. ktoś, kto kocha fotografię i robi piękne zdjęcia w zakonie będzie mógł tę umiejętność wykorzystać. Myślę, że w każdym przypadku może się to sprawdzić. No chyba, że ktoś hodował krokodyle, choć kto wie, może się to przydać na misjach. Ludzie często myślą, że wstępując do zakonu trzeba się ślepo poddać posłuszeństwu nawet do tak skrajnych granic, że jeśli przełożony wyda nam absurdalne polecenie, my musimy je wykonać. Może kiedyś tak było, ale teraz stawiamy na dialog poparty argumentami.

Bardzo dziękuję za rozmowę.