W nocy z wtorku na środę służby porządkowe sprzątnęły kwiaty i znicze, które pod Pałac Prezydencki przynosili uczestnicy obchodów drugiej rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem. Wiele z nich w momencie wyrzucania jeszcze się paliło. Chociaż Bartosz Milarczyk z warszawskiego ratusza przekonuje, że żaden pracownik Zarządu Oczyszczania Miasta nie wrzuciłby na ciężarówkę płonącego znicza, bo groziłoby to pożarem, to jednak kamery TVN24 zarejestrowały co innego – o czym – o dziwo! - możemy dowiedzieć się z portalu internetowego tego kanału.

 

Rozumiem doskonale argumenty, że Zarząd Oczyszczania Miasta po prostu spełniał swój święty obowiązek „przywracania porządku i normalnego ruchu na Krakowskim Przedmieściu”, rozumiem, że ludzie tam pracują, inni spacerują, etc. Ale do licha, chyba kilkaset zniczy ustawionych na chodniku nie tamuje w żaden sposób ruchu drogowego na Krakowskim Przedmieściu. A nawet jeśli, to można by wykazać się choć odrobiną empatii i szacunku do tych wszystkich osób, które je przyniosły i poczekać do momentu, aż się wypalą.

 

Ale władze miasta stołecznego Warszawy w pełni zdublowały scenariusz opracowany już w ubiegłym roku, na pierwszą rocznicę smoleńskiej katastrofy. Kiedy z samego rana przechodziłam Krakowskim Przedmieściem 11 kwietnia 2011 roku, po tysiącach zniczy i setkach tysięcy osób, które przewinęły się wtedy pod Pałacem Prezydenckim nie pozostało ani śladu.

 

Pewnie w tym momencie podniosą się głosy oburzonych, że miejsce zniczy i kwiatów jest na cmentarzu, a w ogóle, to dajmy ludziom żyć i „nie katujemy” Smoleńskiem. Zgadzam się, miejsce najwłaściwsze na tego typu rzeczy jest na przykład na Powązkach, ale z drugiej strony, to przecież tutaj, pod Pałacem Prezydenckim 10 kwietnia 2010 przychodziliśmy opłakiwać ofiary katastrofy. To przecież Krakowskie Przedmieście stało się miejscem-symbolem jakiegoś, nawet jeśli pozornego, ale zawsze, zjednoczenia Polaków. I ten fakt trzeba uszanować.

 

Nie mówię tego z perspektywy osoby, która w pełni podziela taki sposób obchodzenia kolejnych rocznic smoleńskiej katastrofy. Nie do końca odpowiada mi retoryka, w której szafuje się tą tragedią do celów politycznych. Ale z drugiej strony, krew mnie zalewa, jak słyszę (albo czytam) z ust osób o prawicowych, konserwatywnych poglądach  „dajcie spokój z tym Smoleńskiem”. Oczywiście, tam zginęli ludzi, a robienie medialnego szumu zadaje tylko rany ich rodzinom. Ale to na litość Boską nie były osoby prywatne, tylko publiczne! One nie jechały do Katynia w celach prywatnych, ale byli na służbie! I na służbie zginęli! Więc oczywistym w jakiś sposób wydaje się publiczne obchodzenie kolejnych rocznic ich śmierci!

 

Rzecz jasna, nie chodzi mi o to, by spotykać się na Krakowskim Przedmieściu i wykrzykiwać, że to jest zamach. Osobiście, uważam to za co najmniej niestosowne. Ale przecież nie możemy o tej tragedii zapomnieć! Nie możemy nie pamiętać nie tylko o kolejnych rocznicach, ale także o tym, że to śledztwo kiedyś trzeba będzie dokończyć, kiedyś trzeba będzie znaleźć i osądzić winnych temu, co się stało. I może krzyk tych ludzi, nawet zbyt zradykalizowany, to jedyna rzecz, która społeczeństwu (i politykom!) przypomina jeszcze o tej sprawie.

 

A na sam koniec warto oddać głos (wyjątkowo) Ryszardowi Kaliszowi, który w programie Bogdana Rymanowskiego nie krył oburzenia zachowaniem służb miejskich. - Znicze mają wartość symboliczną i powinny zostać na Krakowskim Przedmieściu 2-3 dni. Nie można postępować w tej sytuacji schematycznie. Wiadomo, że służby są od sprzątania, ale szef służb powinien pomyśleć, że powoduje napięcie polityczne, zabierając znicze od razu - powiedział poseł SLD.

 

Marta Brzezińska