Fiasko nie przeszkodziło pani premier odtrąbić medialny sukces. Ma to związek z utrzymaniem darmowych przydziałów na emisję CO2 dla elektrowni i elektrociepłowni, które mają obowiązywać do 2030 r. (pierwotnie zakładano, że do 2019 r.). Niemniej może się zdarzyć tak, że Komisja Europejska anuluje wstecz przyznane limity emisji, tak jak doświadczyła już tego Polska w ostatnim czasie.

Drugi sukces jest związany także z wirtualnymi pieniędzmi. Dotyczy on dostępu do rezerwowej puli emisji, z czego Polsce ma przypaść połowa. Połowiczne jest także „zwycięstwo” rodzimych negocjatorów. Polska szybko bowiem dogania najbogatsze kraje unii, dlatego znacznie szybciej od wygaśnięcia obecnych zobowiązań, przestanie być traktowana w sposób ulgowy.

Po drugie utrzymanie ilości pozwoleń nie uwzględnia dynamicznego wzrostu naszego kraju, szacowanego na 2-4 proc. PKB rocznie w kolejnych latach. Zwiększony rozwój nieuchronnie jest związany z większymi emisjami gazów cieplarnianych. Dlatego Polsce w rezultacie i tak zabraknie koniecznych pozwoleń, co skończy się nieuchronnymi podwyżkami cen energii.

Gwoździem do trumny jest zapis o 27 proc. udziale energii odnawialnej w bilansie energetycznym. To w jaki sposób zastąpimy węgiel, gaz i ropę naftową wiatrakami i ogniwami fotowoltaicznymi, wiedzą tylko mędrcy skupieni wokół pani premier. Zresztą co tam, przecież wszystko i tak zostanie na głowie kolejnych rządów…

Tomasz Teluk