Dziwna jest ta akcja Piotra Zaremby mająca na celu, jak się zdaje, utrącić kandydaturę Sławomira Cenckiewicza na stanowisko prezesa IPN. Niczego nie ujmując kandydatom alternatywnym demaskator Lecha Wałęsy byłby skromnym zdaniem krytyka filmowego - prezesem doskonałym. Nie dlatego, iżby sprawiało mi radość obalanie idoli dla radości niszczenia. Wcale nie! Chodzi o trudny obowiązek dochodzenia prawdy bez względu na koszty.

  Mój kandydat na prezesa IPN wydał książkę o Wałęsie jako „człowieku z teczki”, żeby skontrować zakłamany film Andrzeja Wajdy o „człowieku z nadziei”. Film ten obejrzało wielokrotnie więcej ludzi, niż przeczytało książkę, lecz Cenckiewicz pokazał, że zrobi co w jego mocy, by kłamstwa nie puścić płazem. Należy więc dać mu mocniejsze narzędzia do walki z fałszowaniem historii najnowszej.

  Cenckiewicz wykazał wielką dociekliwość i siłę charakteru pisząc razem z Piotrem Gontarczykiem książkę „SB a Lech Wałęsa przyczynek do biografii”.  Rzuciła się na nich za to sfora salonowych kłamców i propagandystów. Z obu autorów ten pierwszy lepiej wytrzymał atak ujadaczy. Wiele razy przedtem i potem potwierdził, że ma nadzwyczaj mocny charakter, obok solidnego warsztatu historyka i rozległej wiedzy o najnowszych dziejach. Czyż to nie wygląda jak opis kompetencji prezesa IPN?

  Zarzuca mu się rewizjonizm wobec historii II wojny światowej. Zwłaszcza życzliwość dla idei głoszonych przez Piotra Zychowicza przeciwnych powstaniu warszawskiemu. Za to szerzącemu pomysł, że II RP powinna iść z III Rzeszą na wojnę z ZSRR ale potem zmienić sojusze porzucając Hitlera. To ciekawa idea podzielana przez część publicystów polskich przed II wojną, a także przez zmarłego prof. Pawła Wieczorkiewicza. Nie ma tu miejsca, by o niej dyskutować. W każdym razie trudno sobie wyobrazić, aby badacz tak uczciwy jak Cenckiewicz z powodu swoich poglądów posuwał się do fałszowania historii jako urzędowy kustosz pamięci narodowej! Nie, to jest niewyobrażalne. Lecz jako ważny urzędnik państwowy może wnieść świeże spojrzenie na polski problem numer 1 – jak zachować niepodległość pomiędzy Rosją a Niemcami.

  Zaś przede wszystkim nowego prezesa IPN czeka gruntowne i stanowcze odkłamanie najnowszej historii Polski dzięki sprzyjającym wreszcie warunkom politycznym. Chodzi też o prawie pełne ujawnienie zbioru zastrzeżonego IPN, co doprowadzi do furii bardzo wiele wpływowych osób, również z powodu rewizji zbyt pochlebnej pamięci o zmarłych. Zaś Sławomir Cenckiewicz jest zahartowany w takich bojach. Ręka mu nie zadrży, kiedy przyjdzie strącać niezasłużone aureole natomiast uczcić postaci niemal święte jak Anna Walentynowicz, o której także napisał książkę. Mój kandydat rozumie bowiem, na czym polega prawo i sprawiedliwość.

  Czy PiS zdobędzie się, żeby postawić na czele IPN uczonego wybitnego - ale wolnego?

Krzysztof Kłopotowski

sdp.pl