Stróż wolności słowa woła o knebel! Prof. Janusz Kawecki, członek KRRiT z nominacji prezydenta Andrzeja Dudy jest niezadowolony z występu prof. Jana Hartmana w audycji Filipa Memchesa w PR24. Jak wiemy, prezes Jacek Sobala usunął dziennikarza z pracy za to zaproszenie, lecz przyjął z powrotem po interwencji Krzysztofa Czabańskiego, szefa Rady Mediów Narodowych. Czabański, a po namyśle także Sobala, lepiej rozumieją rolę mediów publicznych, niż prof. Kawecki. Kto kogo powinien więc nadzorować?

  Owszem, Hartman jest skandalistą. Nie tylko radził na swym blogu zastanowić się, czy nie zdjąć tabu z kazirodztwa. Ma też za pasem inne wybryki w czynie i na piśmie. Jednak w audycji nie zachwalał kazirodztwa. Chwalił Episkopat Polski za krytykę nacjonalizmu. Jest tak wyrazisty, że słuchaczy może interesować, co ma do powiedzenia akurat w tej sprawie. Zaś prof. Kawecki poparł zwolnienie Memchesa w liście do prezesa Sobali, jak powiedział w Radiu Maryja z którym jest związany 20 lat. Tak podały wirtualnemedia, jeśli dobrze rozumiem mętne sformułowanie. Uważam to za bezprawne i nieetyczne.

  KRRiT ma w statucie obronę „wolności słowa”. Zaś prof. Kawecki zaleca karną cenzurę aż do wyrzucenia z pracy za wybór gościa – dziennikarza katolika i tak zachowawczego, że ma na utrzymaniu żonę i pięcioro dzieci. I jeszcze kręci, że to nie jest cenzura! Oby był  w mniejszości wśród członków Rady. Myli rolę radia publicznego z radiem konfesyjnym, gdzie tkwi od lat. Radio publiczne nadaje dla słuchaczy o rozmaitych światopoglądach. Wolno mu ranić poglądy części słuchaczy, by zadowalać innych a potem odwrotnie. Zaś Radio Maryja i TV Trwam ma publiczność, która pragnie wyłącznie konserwatywnych treści. Nie słucham tego radia ani nie oglądam tej telewizji. Poglądy mam liberalne i inne wyczucie stylu. Mimo tego jako publicysta zaangażowałem się w imię wolności słowa w przyznanie TV Trwam miejsca na multipleksie.

  Wolność słowa pozwala także urządzić publiczną psychoanalizę Jana Hartmana aż do siódmego pokolenia wstecz. To byłoby ciekawe dla radiosłuchaczy, co skłania profesora zwyczajnego na Uniwersytecie Jagiellońskim do ostentacyjnego błazeństwa i obrażania Polaków? Jakie bóle dzieciństwa, jakie siły kulturowe i historyczne szarpią jego duszę? Dlaczego pragnie wzbudzić do siebie nienawiść? Chce skandalu, niech ma na całą Polskę.

  Cenzorzy po prawicowej stronie powinni pamiętać, że wkrótce wejdzie w życie ustawa o uszczelnieniu poboru abonamentu rtv. Płacić go będą wszyscy obywatele bez względu na światopogląd i upodobania polityczne. Dlatego należy im się wszechstronny przegląd opinii w polskim społeczeństwie. Redaktorzy mediów publicznych mają pilnować, żeby były uzasadnione. A jeśli zajdzie potrzeba, wytknąć nadużycia i słabość rozumowania.

  Szefowie tych mediów powinni mieć nie tylko cierpliwość ale też poczucie humoru dla artystów. Michał Merczyński, b. dyrektor Narodowego Instytutu Audiowizualnego mówi w Wyborczej, że „były już zaawansowane plany, aby w ubiegłym roku na 400. rocznicę śmierci Szekspira zrobić „Makbeta” w reżyserii Krystyny Jandy. Gotowe plany telewizja wyrzuciła do kosza.” Moim zdaniem jest to wielka strata.

  Pani Krystyna zrobiła dużo, by jej nie lubiła władza PiS, lecz w tragedii jest rola Lady Makbet jakby dla niej skrojona. Pewnie zagrałaby podżegaczkę do zbrodni. „Ona może zabić” powiedział Andrzej Wajda, gdy ją ujrzał na castingu do „Człowieka z marmuru”. Niechby więc zachęcała męża do mordu w Teatrze TVP myśląc w duszy o oponentach z PiS aż popadła w szaleństwo od wyrzutów sumienia. Los Lady Makbet dałby  jej okazję namysłu, dokąd prowadzi żądza władzy, bo pani Krystyna wydaje się nią opętana. A kto popiera PiS mógłby uśmiechnąć się na to widowisko chorych namiętności.

  Panie Prezesie TVP, czy nie warto spróbować? Można zapłakać ale też pośmiać się na „Makbecie”, gdy Krystyna Janda będzie wycierać ręce z wyobrażonej, pisowskiej krwi.

Krzysztof Kłopotowski

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich

sdp.pl