Parę tygodni temu zrezygnowałem z pisania do PlusaMinusa Rzeczpospolitej, choć 20-letnią współpracę z dziennikiem wspominam jak najlepiej. Osobiście nie spotkała mnie tu żadna krzywda. Odszedłem w solidarności z kolegami i szefem Dominikiem Zdortem, którzy złożyli wymówienia po kilku latach pracy, kiedy uczynili z PlusaMinusa najlepsze pismo konserwatywne w Polsce. Lecz to był mój błąd.

   Jednocześnie byłem współpracownikiem tygodnika DoRzeczy. Członek kierownictwa redakcji zamówił u mnie artykuł krytyczny wobec entuzjazmu na prawicy polskiej dla Donalda Trumpa, w celu zrównoważenia perspektywy. Opisałem mentalność nowego prezydenta i jakie demony obudziła jego ksenofobiczna kampania wyborcza, opierając się na faktach. Trump stał się katalizatorem neo-faszyzmu i antysemityzmu, choć sam nie jest ani faszystą, ani antysemitą.

   Redaktor naczelny Paweł Lisicki nie przyjął artykułu do druku. Dowiedziałem się od zamawiającego, światłego kolegi, że zdaniem Lisickiego tekst „odbiega tak bardzo od oczekiwań i przekonań naszych czytelników, że publikowanie go w "Do Rzeczy" nie ma sensu”. Był to drugi wypadek zamówienia artykułu o określonym ujęciu u sprawdzonego autora, który naczelny odrzucił. Poprzedni tekst zamówiony miał być z dużym „z oddechem” światopoglądowym dla przewietrzenia atmosfery na prawicy – i został odrzucony. Natomiast opublikowała go Rzeczpospolita w dziale opinii. Widocznie bardziej pasujemy do siebie. Przy drugim wypadku odrzucenia zamówionego tekstu odszedłem z DoRzeczy.

   Nie podoba mi się schlebianie przesądom, złudzeniom i niewiedzy czytelników. Rolą dziennikarza jest rzetelna informacja o faktach i głoszenie opinii opartych na poznaniu rzeczywistości, a nie na mniemaniach i życzeniowym myśleniu. Porzucenie tych zasad uważam za złamanie etyki naszego zawodu.

   Przypadek Donalda Trumpa jest szczególny. Nowy prezydent wywraca ład światowy. To jeszcze nic złego. Ale wiele wskazuje na to, że nie ma planu działania i nie zna zasad zarządzania państwem. To bardzo groźne w wypadku mocarstwa potężnego, jak Stany Zjednoczone. Co gorsza, psychiatrzy obserwujący jego zachowania wnioskują, że cierpi on zaburzenie zwane złośliwym narcyzmem i jest psychopatą nieczułym na cudzy ból. Dotyczy to człowieka, który jednym rozkazem może wywołać wojnę jądrową.

   Być może Donald Trump dojrzeje na urzędzie. Tego nie wiemy. Lecz póki nie dojrzeje musi zapanować wobec niego wzmożona czujność. Trzeba uważnie obserwować skutki działań i brać pod uwagę najgorsze scenariusze. Nie wolno ukrywać przed czytelnikami, co złego może – choć nie musi – uczynić Ameryce, światu i Polsce.

   Dlatego zdecydowałem się na powrót do PlusaMinusa. Umówiliśmy się z redaktorem naczelnym magazynu Michałem Szułdrzyńskim, że ja wyjaśnię powody swej decyzji a on opublikuje mój artykuł „O faszyzmie w Ameryce” w numerze PM z 11 lutego. Kto zechce będzie mógł ocenić, czy Paweł Lisicki postąpił słusznie odrzucając mój opis. To dalszy ciąg tekstu „O oligarchii w Ameryce” opublikowanego w PlusieMinusie podczas szczytu NATO w Warszawie, gdy prezydent Barack Obama miał pouczać prezydenta Andrzeja Dudę o demokracji. A minęły czasy Alexisa de Tocqueville’a, kiedy Ameryka mogła być wzorem ustrojowym dla  świata. Dziś jest oligarchią.

   Zresztą prezydent Trump zrezygnował z misji szerzenia demokracji i praw człowieka. Za ideologię służy mu ostentacyjny egoizm narodowy. Niech polscy entuzjaści pomyślą, w jakiej sytuacji stawia to mniejsze i słabsze narody. Jaki będzie dla Polski skutek jego zbliżenia z Rosją. I kto wygra możliwe wojny celne. Idzie ciężki ale ciekawy okres. Będę  o tym i innych sprawach pisał w PlusieMinusie, jeżeli współpraca dobrze nam się ułoży.

Krzysztof Kłopotowski

SDP.PL