W rozmowie z BBC były prezydent Ukrainy powiedział, że przyjmuje część odpowiedzialności za rozlew krwi. Jednak zaprzeczył, że wydał rozkaz otwarcia ognia do demonstrantów na Majdanie.

- Nie wydałem żadnych rozkazów (użycia broni), to nie należało do moich uprawnień. Byłem przeciwny jakiemukolwiek użyciu siły, nie mówiąc już o broni palnej. Byłem przeciwny rozlewowi krwi - powiedział były prezydent.

Jednak podkreślił, że "siły bezpieczeństwa spełniły swój obowiązek, zgodnie z obowiązującym prawem".

- Miały prawo użycia broni - dodał.

Janukowycz uważa, że wojna jest "koszmarem, który stał się rzeczywistością". Aneksję Krymu przez Rosję nazwał "tragedią", do której nie doszłoby gdyby pozostał na swym stanowisku.

- To co tam się wydarzyło jest bardzo złe. A dziś musimy znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Oni (rząd w Kijowie) mówią o odzyskaniu Krymu. Jak? Wojną? Czy potrzebujemy nowej wojny? - mówił obalony w lutym 2014 prezydent.

Podkreślał również, że nie pozbawił Ukrainy olbrzymich sum pieniędzy i nie przechowuje ich w zagranicznych bankach. Według niego pełna przepychu rezydencja pod Kijowem, która została udostępniona zwiedzającym po jego ucieczce, nie była jego własnością.

- Tak, korupcja była, nikt temu nie zaprzecza. Ale upłynęło już półtora roku, a ci u władzy mieli wszystkie środki do dyspozycji. Pokażcie gdzie są konta bankowe Janukowycza? Nie ma ich i nigdy nie było - powiedział Janukowycz.

Według Janukowycza Donbas, w znacznej części opanowany obecnie przez prorosyjskich rebeliantów, powinien pozostać częścią Ukrainy.

- Ostrzegałem, że nie ograniczą się do Majdanu, że pójdą dalej. I poszli dalej. Doprowadzili do rozłamu kraju i wciągnęli cały świat w ten konflikt - powiedział Janukowycz.

Janukowycz ma nadzieję, że będzie mógł wrócić na Ukrainę. Podkreślił, że "jest wdzięczny" prezydentowi Rosji WładimirowiPutinowi, że ocalił mu życie wydając rozkaz siłom specjalnym przerzucenia go do Rosji w nocy 23 lutego 2014 r. Wciąż też uważa, że jego życie jest nadal zagrożone.

KZ/Tvn24.pl