Marta Brzezińska: Od kilku dni cała Polska żyje sprawą 2,5-letniej Dominiki, która zmarła, bo dyspozytor nie wysłał do niej karetki. Nie wiemy jeszcze, kto z całą pewnością tutaj zawinił, nie chcemy szukać winnych w miniestrze Arłukowiczu czy rządzie Platformy Obywatelskiej. Chcemy się zastanowić nad stanem polskiej służby zdrowia, ale w nieco innym kontekście. Na ile jeszcze liczy się w niej człowiek? Czy nie jest tak, że niesamowity postęp i rozwój technologii, które w gruncie rzeczy są bardzo dobre, w jakiś sposób dehumanizują jednak medycynę?

Ks. prof. Stanisław Warzeszak: Obserwuję to zjawisko w kontaktach z różnymi podmiotami służby zdrowia, ale także i w relacjach pracowników, lekarzy na wysokich stanowiskach. Jeden z profesorów wprost mówi o tym, że w wyniku tego, co nazywamy komercjalizacją w medycynie, czy też prywatyzacją, grozi nam dehumanizacja medycyny. Akcentuje się bowiem czynnik korzyści. Tymczasem, jeśli naprawdę chcemy wyjść naprzeciw wszystkim oczekiwaniom człowieka, to nie możemy się kierować wyłącznie czynnikiem korzyści, bo mogłoby zostać zaniedbane podstawowe dobro człowieka, jakim jest jego życie. Obserwujemy dehumanizację medycyny na tle komercjalizacji. Co więcej, możemy zauważyć coraz większą obojętność lekarzy czy pracowników służby zdrowia na pacjenta - nie ma humanistycznego podejścia w sensie służby, ale w gruncie rzeczy usług, co wpisuje się właśnie w tego ducha komercjalizmu. To są coraz bardziej usługi medyczne, a coraz mniej służba zdrowia. Są więc wyraźne zjawiska, które wskazują na postępującą dehumanizację.

A jak zmieniły się w wyniku tej komercjalizacji relacje lekarz/pielęgniarka – pacjent?

Zmarły niedawno prof. Szczeklik mówił, że podstawą medycyny czy wszelkiej praktyki medycznej jest relacja lekarza do pacjenta. Ten pacjent jest więc przedmiotem szczególnej troski. Jego zdrowie i życie było przecież zawsze największym dobrem. Odnosi się niekiedy wrażenie, że dziś już tak nie jest. Dziś chodzi bardziej o korzyść. Wykonuje się pewne procedury, wynikające z obowiązków zawodowych, ale w gruncie rzeczy to wszystko może być podporządkowane wyłącznie korzyściom. Jeśli nie ma obowiązku jechać do pacjenta, który ma gorączkę, to bagatelizujemy fakt, że ta gorączka może być naprawdę bardzo groźna i doprowadzić do śmierci. Czasem słyszy się, że pacjent musi zapłacić za przyjazd karetki, bo było to nieuzasadnione wezwanie. Tak więc stawia się bardziej na finanse niż na samego człowieka.

Jasne, ale bez pieniędzy się nie da. Wciąż słyszymy, że w polskiej służbie zdrowia trzeba liczyć każdą złotówkę. Od kilku dni pewien portal żyje przysyłanymi przez pacjentów zdjęciami posiłków, które pozostawiają wiele do życzenia. Z jednej strony, mamy więc trudną sytuacją finansową, a oburzamy się, że nie wyjechała karetka. Jak pogodzić te dwie rzeczywistości? Być może lekarze powinni sobie przypomnieć, że ich zawód jest służbą, powołaniem, a nie tylko pracą jak każda inna?

To jest bardzo dobre pytanie. W procesie komercjalizacji dla lekarza ważną kwestią stało się to, ile on zarobi. Być może jako duszpasterz służby zdrowia nie powinienem tego mówić, poniekąd zdradzając swoje środowisko, ale lekarze w tej chwili zarabiają naprawdę bardzo duże pieniądze. Jeżeli słyszę, że jakiś znany chirurg zarabia 30 czy 40 tys. miesięcznie, czy nawet więcej, to zastanawiam się, skąd się biorą na to pieniądze. Oczywiście, to dobrze, że służba zdrowia dobrze zarabia, bo ci ludzie naprawdę ciężko pracują. Ale generalnie służba zdrowia jest uboga i trzeba by dużo większe wkłady finansowe ściągać ze społeczeństwa, aby ją utrzymać. Myślę jednak, że w kontekście tych wszystkich czynników, o których rozmawiamy, można prognozować, że jeszcze długo nie będzie dobrze.

Co więc można zrobić, żeby było choć trochę lepiej?

Trzeba pamiętać, że ludzie w kryzysowych sytuacjach, w stanie wojennym, w czasie jakiejś sytuacji dramatycznej potrafili się jednoczyć, była między nimi solidarność. Lekarz czy pielęgniarka nie odsyłali bez udzielenia pomocy medycznej, jeśli byli w stanie jej udzielić. Dziś niestety zdarza się to coraz częściej, bo nie pozwalają na to procedury lub środki. Zmienia się zupełnie świadomość. Jeśli do tego dojdzie jeszcze podejście czysto technokratyczne, a nawet nazwałbym je techniką kontroli życia i śmierci, to zejdziemy na poziom kompletnej brutalizacji w dziedzinie medycyny. Gdybyśmy mieli decydować, czy leczyć pacjenta, który będzie wysysał z kasy duże pieniądze, czy też poddać go eutanazji, to oczywiście wybierzemy to drugie rozwiązanie, bo jest mniej kosztowne. Zupełnie przestawia się myślenie w służbie medycznej. Dziś pielęgniarki już nie chcą, by zwracać się do nich „proszę siostry”. Jasne, to wzięło się z tradycji, kiedy pielęgniarkami były w większości zakonnice, to odzwierciedla pewną relację familiarności. Pielęgniarki tego nie chcą, wolą być podmiotem usług. Nasz świat staje się coraz bardziej oziębły i wyrafinowany, nastawiony wyłącznie na korzyść. Chociaż, oczywiście, trzeba pamiętać, że bez pieniędzy nie ma medycyny, zwłaszcza tej nowoczesnej, gdzie kosztują nie tylko środki farmakologiczne, ale niezwykle skomplikowana technologia. To dwie rzeczy, które bardzo trudno ze sobą pogodzić. Trzeba bardzo mocno akcentować czynnik ludzki, bo inaczej doprowadzimy do całkowitej dehumanizacji w medycynie, a wtedy trzeba będzie się służby zdrowia bać, bo jeśli nie będziesz miał pieniędzy, nie będziesz miał szansy na zdrowie ani na życie.

Rozmawiała Marta Brzezińska