W czasach PRL-u, za tak zwanej komuny, też istniała wolność słowa, dowolność poglądów i demokracja, o ile wygłaszane poglądy i realizowane działania były zgodne z linią Partii, oraz aktualnymi wytycznymi Komitetu Centralnego PZPR, a demokracja była socjalistyczna. Strajkujący nauczyciele godnie przejęli PRL-owski sposób myślenia i szykanują wszystkich tych, którzy ośmielają się działać w interesie i dla dobra dzieci. Normalnych zasad demokracji to oni do wiadomości nie przyjmują.

Kto pamięta socjalizm ten wie, że podstawą jego funkcjonowania była zwana „baza”, nad którą wyrastała zarządzająca „nadbudowa”. Bazę stanowiła klasa robotnicza, tyrająca od świtu do nocy po to, żeby nadbudowa mogła godnie i wygodnie dyrygować państwem i społeczeństwem. Co oczywiste, nadbudowa miała w głębokim poważaniu całą tę bazę. Zależało jej jedynie na utrzymaniu władzy i czerpaniu korzyści z pracy innych. Komunistyczni aparatczycy, ich rodziny oraz dzieci realizowali w praktyce swoje prawo do lenistwa kosztem klasy robotniczej, której interesy mieli podobno reprezentować. Podobnie dziś pedagogiczne kadry oderwały się od swojej bazy- od setek tysięcy uczniów, za których wychowanie biorą podobno odpowiedzialność.

Ta swoista, postsowiecka mentalność dała o sobie znać podczas obecnego strajku nauczycieli. Czy którykolwiek z nich wspominał coś o reformie szkolnictwa, o zmianach systemowych czy programowych, o dobru uczniów? Raczej nie. Roszczący sobie prawo do bycia elitą, do szacunku i społecznego uznania „pedagodzy” pozostawili samymi sobie tych, którymi mieli się opiekować. Walczący o kolejne przywileje nauczyciele porzucili gimnazjalistów, ośmioklasistów i maturzystów w najważniejszym dla nich, życiowym momencie- przed egzaminami. I zrobili to wyłącznie w imię własnych interesów, oraz w imię politycznego zadania otrzymanego z centrali- nieudolnej próby odsunięcia PiS’u od władzy. Tego PiS’u, który zagwarantował im ogromne podwyżki i świadczenia (nauczyciele też mają rodziny, korzystają z 500+, 300+, itd.), jakich nie dostali ani od Tuska, ani od Pawlaka. Wówczas „pieniędzy po prostu nie było”.

Nauczyciele poprzebierali się za krowy, świnie i robią trzodę. W czarnych koszulkach, ze śpiewem na ustach realizują swoje młodzieńcze prawo do rewolucji, buntu i nieróbstwa kosztem setek tysięcy dzieci, według scenariusza, jaki jeszcze w 2017 roku zakreślił niejaki Kramek. Żeby jednak rozumieć w jakiej hucpie biorą udział, nasi pedagodzy musieliby zacząć cokolwiek czytać i zacząć samodzielnie myśleć.

Aż żal patrzeć na schematy powielane z czarnych marszy, protestów o „wolne sądy”, czy demonstracji UBywateli RP. Większość na zasadzie kopiuj- wklej. Jeden z tłiterowiczów napisać, że z jego, „całkiem dobrego gliwickiego liceum, najsłabsi poszli na studia pedagogiczne. Niestety część z nich teraz uczy.” Z prezentowanego przez kadrę pedagogiczną poziomu piosenek i happeningów, oraz braku elementarnej odpowiedzialności za powierzone im dzieci można wnosić, że w tym zawodzie nadal obowiązuje „selekcja negatywna”. Odpowiadając rymowanką na te żenujące popisy pozostaje jedynie powiedzieć, że: jeśli nie masz własnych poglądów i nie umiesz zbyt wiele, zawsze możesz zostać nauczycielem.”

Wbrew założeniom ZNP oraz części strajkujących, egzaminy gimnazjalistów jednak się odbyły. Przyszłotygodniowe egzaminy ósmoklasistów też zapewne się odbędą. Wszystko to dzięki staraniom kuratoriów, emerytowanych nauczycieli, księży i sióstr zakonnych. Pedagodzy i duchowni, którzy zdecydowali się pomóc uczniom w ważnych dla nich życiowo chwilach spotkali się z urągającymi atakami i szykanami ze strony protestujących. Ubrane na czarno szpalery kolegów nauczycieli witające „łamistrajków”, przywodzące na myśl komunistyczne „ścieżki zdrowia” (kto z młodzieży nie wie, niech doczyta), czy odwołujące się do czasów okupacji, kierowane wtedy do folksdojczów, obraźliwe plakaty: „Tylko świnie pilnują na egzaminie”. Jeśli strajkujący nauczyciele mają tylko tyle oleju w swoich głowach, to czego mogą nauczyć dzieci i młodzież?

Mimo to byłej premier Kopacz wystarcza buty, żeby oświadczyć w mediach, że „egzaminy odbyły się tylko i wyłącznie dzięki odpowiedzialności samych nauczycieli.” Chyba nie dzięki tym poprzebieranym za krowy i świnie? A może dzięki tym nauczycielom z woj. zachodniopomorskiego , którzy przerwali strajk, aby wybrać się do SPA?

To prawie tak Ryszarda Petru, kiedy podczas słynnego puczu ruszył z Joaśką na Maderę. Jak się człowiek tyle nastrajkuje i napuczuje, to musi w końcu godnie odpocząć. Nie każdy jest przewodniczącym Broniarzem zarabiającym ponad 12 tysięcy złotych miesięcznie i mającym do dyspozycji pięć hoteli, osiem ośrodków wypoczynkowych i trzy sanatoria. Taki to się i nie przemęczy, bo nie pracuje (w szkole), i pożyje zdrowo wraz z całą swoją świtą.

Z nauczycielami porzucającymi swoich uczniów tuż przed ich najważniejszymi egzaminami jest tak jak z trenerami sportowymi, którzy pozostawiliby swoich podopiecznych samopas na kilka tygodni przed Olimpiadą. I jeszcze domagali się dla siebie dodatkowych podwyżek. Gdyby dotyczyło to trenerów piłkarskich, to jestem przekonany, że za taki numer kibice takim trenerom nie tylko napluliby na buty. Jakakolwiek próba ponownego pojawienia się tychże trenerów na stadionach mogłaby się dla nich zakończyć nieciekawie. O naszych nauczycieli jestem spokojny- im to nie grodzi. To jest przecież kolejna nietykalna w Polsce kasta, jak towarzysze partyjni za komuny.

SAD