Kim Dong-shik został zwerbowany do pracy w wywiadzie już w czasie nauki w liceum. Następnie trafił do specjalistycznej uczelni na cztery lata. To tam nabył umiejętności sztuki walki, a także nauczył się nurkowania, strzelania i posługiwania się materiałami wybuchowymi. 

Dopiero po latach szkolenia dowiedział się, dlaczego został wybrany. – Kiedy powiedziano mi, że mam zostać szpiegiem, byłem oszołomiony. Było wiele wypadków z udziałem szpiegów. Ci wysyłani do Korei Południowej często żywi już nie wracali, dlatego bałem się o swoje życie – przyznał Kim. 

Opisując szkolenie, które przeszedł stwierdził, że testy psychologiczne to była kluczowa część. – Byliśmy uczeni, żeby być przygotowanym na śmierć dla reżimu Kimów. Jeśli by nas złapano, mieliśmy wiedzieć, jak odebrać sobie życie – dodał. Z jego relacji wynika, że oficerowie wywiadu byli trenowani do zabijania. 

Ujawnił, że koreańscy szpiedzy mają także do dyspozycji gadżety rodem z filmów o agencie 007. Wśród nich są m.in. długopisy, za pomocą których można wstrzyknąć truciznę. Posługiwali się także miniaturowymi palnikami.

Kim został postrzelony podczas swojej misji w Seulu w 1995 roku. Nie był więc w stanie odebrać sobie życia. Ponieważ nie zrealizował celu, jaki przed nim postawiono, jego najbliższa rodzina w Korei Północnej została rozstrzelana.

MT/tvp.info.pl