Portal zwany myląco „Centrum Informacji Anarchistycznej” był uprzejmy zrobić ze mną podobno wywiad. „Myląco” - bo w rzeczywistości jest to strona syndykalistów.


Prawdziwy charakter tej strony zdradzają teksty upominające się o „prawa pracownicze” (anarchiści – i prawa pracownicze!!!!) oraz Czerwona Gwiazda (w dolnej połowie zaczerniona).



„Podobno” - bo to chyba był ktoś, kto do mnie podszedł w ogłuszającym hałasie na wiecu we Warszawie – i o coś spytał. Nie pamiętam. Efekt jest dość zabawny, bo PT Autor wywiadu zarzuca mi, że jestem socjalistą. Na takiej podstawie:

Własność prywatna – kontynuowałem – bo czym jest własność prywatna jak nie koncepcją, wedle której ktoś musi stracić żeby zyskał ktoś. I czym jest ACTA jak nie atakiem własności prywatnej na wolność, ponieważ nie da się wolności połączyć z koncepcją własności prywatnej.


Pytający oczywiście się myli. Węgiel na powierzchni wart jest więcej, niż pod powierzchnią. Jeśli zapłacę górnikowi 4000 za wydobycie go, to on raczej nie traci – bo gdyby tracił, to by się do tej roboty nie najął. Ja, który ten węgiel pod ziemią zakupiłem, też nie tracę sprzedając go, a człowiek, który go kupił za np. 10.000 też nie traci – bo gdyby tracił, to by nie kupił. Spalenie banknotów – nawet jeśli jest to tysiąc dziesięcio-złotówek - daje mniej ciepła, niż węgiel.

Kto stracił? Niech pytek odpowie.

Druga teza ("nie da się koncepcji własności prywatnej połączyć z  wolnością”) jest mniej oczywiście fałszywa. Jeśli tylko znaków drogowych nie jest zbyt wiele, o wiele szybciej docieram do pożądanego punktu, gdy jednak przepisy ruchu drogowego są przestrzegane. Pełna anarchia w wielu przypadkach prowadzi do praktycznego poważnego ograniczenia wolności.


Ale mówmy o konkretach – bo chodzi o prywatną własność wytworu myśli ludzkiej. Trochę dziwne, że syndykaliści negują prawa autorskie jednocześnie dbając o prawa pracownicze – czyżby za wydobycie węgla trzeba było płacić, a za wyrzeźbioną w węglu figurkę św.Barbary już nie? Dlaczego przyrost wartości węgla w wyniku przerobienia z „węgla pod ziemią” na „węgiel nad ziemią” jest OK, a przyrost wartości w wyniku przerobienia w figurkę już nie?


Przechodząc do praw autorskich i patentów (nie wiem, dlaczego te dwie dziedziny się oddziela): prawo zaczęło honorować status twórców dopiero w II połowie XVIII wieku! Homer, Owidiusz, św.Tomasz, Kochanowski, Monteskiusz, i nawet Adam Smith pisali – i brali za swoje dzieło gotówkę od wydawcy (albo i nie...) - i na tym koniec.


Dopiero Konstytucja USA zapewniała autorom i wynalazcom na określony czas wyłączne prawo do ich pism i wynalazków. Na ziemiach polskich wprowadzono to w roku 1830 (Królestwo Polskie), w 1837 (Wielkie Ks.Poznańskie) i 1895 (Królestwo Galicji i Lodomerii). I przyniosło to rozkwit przemysłu i kultury.


Pomijając anarchistów i anarcho-libertarian, problem jest jeden: co to jest „określony czas”. Niestety – jak to zawsze w d***kracji, a zwłaszcza socjal-d***kracji: pracownicy, jako grupa uzbrojona w kilofy, łomy i pióra, wywalczali sobie stale coraz większe uprawnienia.


Początkowo „określony czas” to było siedem lat – a potem przez cztery lata można jeszcze było dokupywać dodatkowa ochronę (ale trzeba było płacić za to coraz wyższa tenutę). Po 12 latach utwór stawał się własnością publiczną.


Artyści – to ludzie lubiani, i w d***kracji wpływowi. Wszyscy prawie politycy ubiegają się o poparcie przez artystów. I zapłacono im wydłużając ten okres do 70 lat od śmierci artysty!!!! Co więcej „prawa autorskie” rozciągnięto na np. tłumaczy (!!) - co jest zupełnym już absurdem.  tłumacz wykonuje pracę rzemieślniczą – i tak samo jak ja, kupiwszy krzesło od rzemieślnika mam prawo je przerobić, pomalować, porąbać - (nie pytając artysty o zgodę) tak samo powinienem mieć prawo postąpić z tłumaczeniem – bo jedną frazę przełożył świetnie – ale drugą nie.


Wynalazcy są mniej wpływowi: okres ochrony patentowej wydłużono na 20 lat – i to od chwili opatentowania – przy czym wydłuża się go w niektórych przypadkach do 25 (głównie chodzi o leki – bo patent-patentem, ale niektóre Departamenty Polityki Lekowej zamiast wziąć, jak inni, łapówkę i dopuścić lek na rynek, badają go i przez pięć lat – no, i nie można w tym czasie realizować zysku z odkrycia).



Tek jest obecnie. Jednak ja po raz kolejny podkreślam: nie widzę powodu, by p. Robert Ludlum cieszył się lepszą ochroną swoich praw niż  śp. Jerzy Washington czy śp. Aleksander Fleming!


Odpowiadając temu syndykaliście: dlaczego własność ulotna – jaką jest prawo autorskie - powinna być chroniona krócej, niż własność sztaby złota: z tych samych powodów, dla których krótsza musi być ochrona wodoru (który, jak wiadomo, ucieka z każdego praktycznie naczynia). Po prostu dzieło sztuki się „rozmywa”, ludzie publikują podobne, potem podobne do tych podobnych... i po jakimś czasie właściwie nie wiadomo co się chroni (dziś skończył się proces o to, czy napój VIAGUARA ma nazwę zbyt podobną do VIAGRA) . Może nawet dojść do sytuacji, że dzieła podobne (ale nie będące chroniona repliką) wyprą oryginalne, bo jako niechronione będą tańsze! W przypadku programów komputerowych może i trzy lata ochrony byłyby właściwsze – bo to towar wyjątkowo ulotny.


W każdym razie: ze sporu „ACTA czy brak ochrony” przejdźmy w spór ilościowy: o długość i zakres ochrony.

Bo o tym warto naprawdę rozmawiać.


=====


PS. USA nie tylko zrezygnowały z pracy nad SOPA i PIPA - ale podobno nie ratyfikują w ogóle ACTA!! To MY mamy płacić amerykańskim artystom! 


I jescze to - WAŻNE:

P.Piotr Waglowski {VaGla}, członek Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, a także Rady Informatyzacji - podaje na swojej stronie:
http://prawo.vagla.pl/:

Przewodniczący Rady Informatyzacji zrezygnował z funkcji. Prof. dr hab. inż. Mieczysław Muraszkiewicz wysłał dziś do członków RI następującą informację: "Szanowni Członkowie Rady Informatyzacji IV Kadencji, niniejszym uprzejmie Państwa informuję, że w dn. 26 stycznia 2012 r. złożyłem na ręce Pana Ministra Michała Boniego rezygnację z funkcji Przewodniczącego Rady Informatyzacji IV Kadencji oraz członkostwa w tej Radzie. Rezygnacja jest reakcją na podpisanie przez Pana Premiera Rządu RP upoważnienia dla polskiej ambasador w Japonii do przyjęcia umowy ACTA oraz podpisanie tej umowy przez Panią Ambasador w dn. 26 stycznia 2012 r. w Japonii.
Łączę najlepsze pozdrowienia."

Z komentarzem: "To jest gest, który również kilka dni temu rozważałem w przypadku, gdyby doszło do podpisania ACTA. Uznałem jednak, że zrobię inaczej. Mam nadzieję, że nie planuje efektownego sepukku na posiedzeniu Rady!"


korwin-mikke.pl