W wywiadzie dla Polski „The Times” prof. Jan Hartman, który ostatnio popisał się żenującą akcją w Krakowie przeciwko krzyżowi teraz wymyślił sobie, że żyjemy w kraju zniewolonym. Uważa on, że sami biskupi są zniewoleni i powinni przełożyć lojalność wobec państwa nad lojalnością wobec Watykanu. „Bo z własnego wyboru katolicyzm jest nie tylko religią, ale też państwem. Kościół nie jest instytucją krajową, tylko podmiotem zagranicznym, obcym krajem - Watykanem. I biskupi często przedkładali i przedkładają lojalność w stosunku do tego obcego państwa - nie zawsze mającego interesy zbieżne z Polską - nad lojalność wobec państwa polskiego”- mówi w wywiadzie. Skąd my znamy taki argument? Używali go zarówno jakobini, którzy kazali podpisywać księżą „Cywilną konstytucje kleru” jak i komuniści akceptujący patriotyczne kościoły kolaborujące z władzą. Oni również mówili o tym ,że księża będący lojalnymi wobec Watykanu są nielojalni wobec Polski. Prof. Jan Hartman używając tego argumentu wpisuje się w obrzydliwą nagonkę na katolików rodem z czerwonych książeczek. Jednak zapomina on, że nie tylko biskupi muszą być wierni swojemu Kościołowi. Taką wierność musi również zachować każdy katolik świecki. Czy zdaniem prof. Hartmana katolicyzm wyklucza więc służenie Polsce? Czy wierność Ewangelii i tradycji Kościoła jest zdradą ojczyzny? Czy osoba, dla której miłość do Boga i oddanie mu się jest ważniejsze niż nacjonalizm (piszę o sobie) jest gorszym obywatelem kraju? Ze słów Harmana wynika, że tak. Jednak historia Polski temu przeczy. To w większość ludzie wierzący umierali za nią, zaś ateiści bolszewiccy zbudowali totalitarny reżim, który miał wykorzenić ten kraj z jego tradycji. Prof. Hartman może o tym nie wiedzieć. W dalszej części pokazuje, że historia nie jest jego najmocniejsza stroną.


„Polscy katolicy w większości nie życzą sobie, by Kościół miał wpływ na stanowione prawo. Oni żyją po swojemu i mimo że są katolikami, wcale nie uważają poglądów biskupów za własne. Kościół nie reprezentuje więc poglądów większości. Ale dotychczasowa klasa polityczna obdarzała Kościół wszelkimi możliwymi przywilejami w nadziei, że nie będzie przeszkadzał w modernizacji Polski, w związaniu Polski z Zachodem”- mówi Hartman. Skąd on to wie? Czy przejawia się to w tym, że Polacy są w przeważającej większości przeciwko aborcji ( rośnie sprzeciw wobec mordowania dzieci przed ich narodzeniem wśród młodzieży), eutanazji czy „małżeństwom” gejowskim? Czy może chodzi o to, że wciąż, mimo wszystko, jesteśmy przywiązani do tradycji katolickiej podczas obrzędów, świąt etc?  „Kościół przegrał sprawę aborcji, przegrywa sprawę in vitro. A każda jego przegrana to precedens. Kościół nie może sobie pozwolić na przegrane, więc nie będzie kontynuował ofensywy” - peroruje Hartman. W jaki sposób Kościół przegrał sprawę aborcji? 600 tysięcy ludzi podpisało się po ustawą chroniąca życie. Wybory wygrała partia nie chcąca oficjalnie legalizacji aborcji. Drugą siłą jest broniąca ostatnio życia partia podobno „klerykalna”. Gdzie ta porażka? Chyba tylko w głowie Hartmana, który zaczął mieć odwagę ujawniać tak skrajne poglądy po tym jak antyklerykałowie stali się trzecią siłą w kraju. Wcześniej raczej starał się ważyć słowa. 


Dalej Hartman jedzie jeszcze mocniej. I jego słowa są rzeczywiście szokujące. „To jest mit, że Kościół był liderem opozycji w czasach komuny. Owszem, zdarzało się, że pojedynczy księża, a nawet hierarchowie wspierali opozycję. Ale współpraca Kościoła z reżimem miała wymiar nieporównanie większy. Kościół był instytucją skrajnie uprzywilejowaną za komuny. Jako jedyny mógł zbierać fundusze, wydawać prasę, głosić publicznie wszystko, co chciał, nie narażając się na represje. Niezależnie od tego, że miał z reżimem zatargi i wielu księży było bardzo prześladowanych, a nawet mordowanych. Tyle że to nie czyni zasług całego Kościoła. Bo on nie sprzyjał wolności - jeśli już, to od dominacji Związku Sowieckiego, ale nie Watykanu - a na pewno nie chciał liberalnej demokracji, w której katolicy czy partie katolickie mają dokładnie tyle samo do powiedzenia co antykatolickie” - mówi etyk po KUL-u. Czy z tym fragmentem naprawdę powinno się polemizować? Czy można poważnie traktować kogoś kto twierdzi, że Kościół był uprzywilejowany za komuny? Czy można polemizować z czymś co coraz mocniej przypomina PRL-owską wersję historii? To chyba retoryczne pytanie. Z drugiej strony można zadać sobie pytanie czego się spodziewać po człowieku, który zdaje się nie widzieć nic złego w tym, że w parlamencie zasiada osoba, która pracowała w jednej redakcji z mordercą ks. Popiełuszki, który oddał życie by Hartman mógł pleść kompletne banialuki. Jeżeli Hartman twierdzi, że Kościół przed 1989 rokiem mógł głosić co chciał, to albo wierzy w komunistyczną propagandę i sam jest jej wykonawcą albo jest wyjątkowym ignorantem historycznym. Nie wiem co jest gorsze w przypadku człowieka mieniącego się intelektualistą.

 

Nienawiść do krzyża i chrześcijaństwa wylewa się z jeszcze kilku miejsc w wywiadzie tego kieszonkowego rewolucjonisty, który w imię dogmatów liberalnej demokracji jest w stanie głosić rzeczy sprzeczne z faktami historycznymi i zdrowym rozsądkiem. Hartman twierdzi, że „Kościół będzie się musiał mierzyć z ryzykiem rozpadu wewnętrznego. Kto wie, czy nie doprowadzi to do powstania Kościołów narodowych, w tym polskiego - krajowego. Katolicyzm w formule średniowiecznej, z papieżem królem, odchodzi do lamusa. W perspektywie 100-200 lat nie ma żadnych szans. Kościół w Polsce podlega tym samym procesom co na Zachodzie” - mówi i dodaje, że „Kościół ma od bardzo dawna jednoznacznie i zdecydowanie złą opinię w świecie zewnętrznym, wśród niekatolików. Kościół budzi gniew. I ten gniew wybuchnie także w Polsce, tak jak wybuchł już setki lat temu w krajach zachodniej Europy”. Czy Hartmanowi chodzi o jakobinów, którzy dokonywali ludobójstwa mordując kobiety i dzieci oraz gazowali chrześcijan? Czy chodzi o tych poprzedników Adolfa Hitlera, którzy chcąc zbudować nowe społeczeństwo wolne od Jezusa, zmienili nawet kalendarz i nazwy dni tygodnia? Mam nadzieję, że nie ten okres „sprzed setek lat” ma na myśli etyk.

 

Pan profesor nie zdaje sobie jednak sprawy z bardzo istotnej rzeczy. Otóż nie tacy jak on próbowali nas zniszczyć. My jednak pokonaliśmy chrystusową miłością zarówno jakobinów jak i nazistów i komunistów. Pokonamy więc nową lewicę i wyjdziemy z tego wzmocnieni. Naprawdę w dłuższej pespektywie nie macie szans by wyrugować nas z przestrzeni publicznej. Choć byście mieli milion Zapaterów czy Palikotów. Po naszej stronie są miliardy wyznawców Jezusa. I tego nie przeskoczycie.

 

Łukasz Adamski