Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Jutro odbędzie się w Parlamencie Europejskim debata o sytuacji w Polsce. Jakie stanowisko powinni prezentować polscy oficjele: Łagodzić ton czy ostro odpowiadać na zamiary ingerowania Brukseli w polską politykę?

Paweł Kowal: Ani tak, ani tak Powinni odpowiadać po prostu pragmatycznie. Myślę, że kluczem do sukcesu jest ustawianie sprawy wewnątrz Unii. Nie należy przedstawiać sporu jako walki całej Unii z Polską, ale wskazywać raczej na spór prawny między Komisją Europejską a polskim rządem i większością parlamentarną. Trzeba pokazywać swoje argumenty, przenieść dyskusję na maksymalnie pragmatyczny poziom. Ani nie bagatelizować, ani nie łagodzić, ani nie dramatyzować, tylko traktować spór jako toczący się w ramach europejskiego prawa. W tym tonie wypowiada się ostatnio premier Beata Szydło. Myślę, że może dać to jak najlepsze efekty.

Mówi pan minister o ramach europejskiego prawa, a tymczasem wielu polskich polityków podkreśla, że działania Komisji Europejskiej są całkowicie bezprawne, nie mają umocowania w unijnych traktatach.

Można powiedzieć precyzyjniej, że wszystko dzieje się w ramach unijnego systemu. W systemie tym procedura KE jużjest. Jeżeli ktoś chce podważyć jej prawomocność, może to robić. Trzeba jednak zaprząc do tego kancelarie prawne. Wypowiedzi polityków szczególnie zainteresowanych tą sprawą nie pomogą wiele. Dobrze, że zwraca się na to uwagę, ale wypowiedzi polityków nie będą brane pod uwagę jako obiektywny głos w sprawie. Jeżeli więc przyjąć tę linię postępowania, to trzeba ją obudować argumentacją czysto prawną.

Jak ten eskalujący spór między Polską a Brukselą i Niemcami wpływa na pozycję Unii Europejskiej względem Rosji? Często podnosi się zarzut – i to po obu stronach – osłabiania UE w obliczu polityki Moskwy.

Ten spór zdecydowanie osłabia jedność Europy. Głównym celem polityki Kremla od lat jest budowanie podziałów wewnątrz Unii – i to w dużym stopniu już się udało. Z tego powodu jest ważne, by polska reakcja była pragmatyczna – może być nawet bardzo zdecydowana, ale musi być pragmatyczna i wewnątrzunijna. Wtedy unikniemy przynajmniej dalszego osłabiania UE wobec Rosji. To kolejny argument, by nie reagować pod hasłem: Uwaga, unici nas biją!, ale na zasadzie pokazywania swoich racji, wątpliwości prawnych, dialogu z Komisją Europejską.

Polska spotyka się też z krytyką zza Oceanu. Jak nieprzychylna wobec sporu Polski z Brukselą ocena Amerykanów wpłynie na polskie postulaty wzmocnienia wschodniej flanki NATO?

W Polsce często nie rozumie się bardzo pragmatycznego wymiaru polityki amerykańskiej, który jest na kontynencie europejskie jej stałym elementem od kwietnia 1989 roku, a więc od przemówienia prezydenta USA George’a Busha w Moguncji. Amerykanie nie chcą awantury polsko-niemieckiej. Wiedzą, że Polska jest bardzo proatlantycka, ale awantura Warszawy z Berlinem jest pewną granicą, która ujmuje polityce amerykańskiej poczucie stabilności. Waszyngton nie jest z tego powodu zadowolony, wbrew temu, co niektórzy u nas myślą.

Amerykanie chcieliby łagodzić spór?

Od ponad 20 lat Waszyngton nie ma nic przeciwko sporom polsko-niemieckim dopóki nie przekraczają one pewnej normy. Jeżeli zaczynają stanowić zagrożenie dla jedności Unii, to wywołuje to w Stanach Zjednoczonych poczucie konieczności silniejszego zaangażowania się w Europie, czego nikt w USA nie chce. Od pewnego momentu, używając argumentu o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO, Amerykanie będą starali się wpłynąć na pewne złagodzenie stanowiska Polski, proponując szukanie kompromisu. Będą uważać szukanie tego kompromisu między Polską a Niemcami czy Komisją Europejską za – przepraszam, że powiem tak niedyplomatycznie – dodatkową robotę.

Jak więc wyglądają dziś perspektywy na realizację na nadchodzącym szczycie NATO celów Polski?

Tak samo, jak wyglądały. Na pewnym etapie zamieszanie w relacjach Polski a Komisją Europejską znacznie wpłynie także na polityków natowskich. Jeszcze do tego nie doszło i także dlatego trzeba działać dynamicznie.

Dziękuję za rozmowę.