„Przypinam narty szczęśliwa” - zapewnia w rozmowie z portalem sport.pl. 

Kowalczyk przyznała, że dzięki systematyczności i obowiązkowości, z którymi wiąże się wyczynowe uprawianie sportu, łatwiej jej było pokonać kryzys. - Oddawałam przez 15 lat całe moje życie biegom i gdy byłam pogubiona wiosną, to liczyłam, że one mi to wszystko oddadzą. Oddały z nawiązką - mówi.

Biegaczka powiedziała, że w czasie, gdy było jej szczególnie ciężko, miała szczęście spotkać na swojej drodze wielu życzliwych ludzi. - Od początku czerwca spadła na mnie taka życzliwość świata, środowiska sportowego, że te pierwsze znaki zapytania, a dużo ich było, stopniowo znikały. Ja się nawet brzytwy chwycę, żeby w najgorszych momentach zobaczyć skrawek nadziei. Jak tylko widziałam, że coś się poprawia, to w głowie mi to od razu pęczniało, że się wydawało nawet lepiej niż w rzeczywistości - opowiada nasza olimpijka.

Mówi, że w jej życiu „zrobiło się dużo jaśniej”. - Pewnie wychodzenie z tego wszystkiego potrwa jeszcze długo. Ale znalazłam sposób, chęć. By móc, by coś sprawiało radość. Zaczynam odbudowywać poczucie własnejwartości. Najpierw przestałam ufać ludziom, a potem zobaczyłam, ile się od ludzi dostaje, gdy się ich poprosi o pomoc. Miałam w sobie barierę proszenia o pomoc. Bo to była wcześniej ostatnia rzecz, jaką można było ode mnie usłyszeć. Wywiad był taką prośbą. I sygnałem, że jestem gotowa walczyć. Nie chcę jeszcze mówić, że wszystko za mną, mądrzejsi ode mnie ostrzegają, że różnie jeszcze może być. Ale poukładałam sobie życie na nowo. Lubię budować, umiem budować. Cieszę się, że mogłam siebie zbudować na nowo — wyznaje.

Pani Justyno, życzymy pomyślności!

ed/sport.pl