Z raportu wynika, że w działaniach, podjętych przez Amerykanów po zamachach terrorystycznych, poległo 6 tys. amerykańskich żołnierzy i 137 tys. cywilów z Iraku, Afganistanu i Pakistanu, a 8 mln osób straciło dach nad głową. Na operacje te rząd USA wydał 4 biliony dolarów, czyli „równowartość deficytu za latach 2005-2010”.

 

„L'Osservatore Romano” zauważa, że mimo to nie odnotowuje się w Stanach Zjednoczonych nastrojów antywojennych (jak podczas wojny w Wietnamie), a walka z terroryzmem nie znajduje się na szczycie listy tematów debaty politycznej w tym kraju. Tematem numer jeden jest kryzys gospodarczo-finansowy i to on znajdzie się w centrum kampanii wyborczej w przyszłym roku.


Dziesiąta rocznica zamachów z 11 września skłania jednak do bilansu dotychczasowych osiągnięć na froncie walki z terroryzmem. „L'Osservatore Romano” przyznaje, że „Irak jest niewątpliwie lepszym miejscem niż 10 lat temu, ponieważ został uwolniony od okrutnej dyktatury. Być może jest także bezpieczniejszy: Al-Kaida została boleśnie ugodzona, faktycznie jednak zagrożenie z jej strony wcale nie zostało zażegnane, jeżeli prawda jest, że całkiem niedawno terroryści byli w stanie dokonać jednego dnia dziesiątek zamachów na całym jego obszarze. Jakie gwarancje demokracji czy poszanowania mniejszości dają obecne władze w Bagdadzie? Poza tym: jakie uczucia budzi się wśród ludności, ofiary konfliktu, którego motywy (...) pozostają dla wielu niezrozumiałe?” - zapytuje watykański dziennik.

 

Przypomina on także o sytuacji w Afganistanie, rządzonym nadal przez Hamida Karzaja, podejrzewanego o korupcję, faktycznie zaś przez talibów. „Kiedy wszystko się zaczęło, można sobie było wyobrażać odmienną dekadę. Ktoś zupełnie szczerze wierzył nawet w model demokracji na eksport po 11 września. Tymczasem bardziej aniżeli przez wojnę rozpętaną przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników, powiem odnowy, który przez świat arabski, podsycany przez żywione przez młode pokolenia głębokie pragnienie zmiany,a przede wszystkim przez nowe możliwości, jakie dają portale społecznościowe. Stwierdzenie, że Facebook okazał się silniejszy od armii Stanów Zjednoczonych wydać się może paradoksem. Jednak tak właśnie się stało” - konkluduje swe uwagi „L'Osservatore Romano”.

 

KAI/PSaw