Informacje o tym, że Krauze zamierza zrealizować film o Smoleńsku pojawiała się od dłuższego czasu w postaci plotki. Reżyser potwierdził ją  pół roku temu w rozmowie z fronda.pl. „Teraz pracuję nad filmem o tragedii smoleńskiej. Przestałem się z tym kryć. Uważam, że ten temat jest niesłychanie ważny. Będzie to film fabularny, choć jeszcze nie rozpocząłem zdjęć” - mówił naszemu portalowi. Teraz twórca wstrząsającego „Czarnego czwartku” o masakrze robotników w 70 roku, ujawnia kolejne kulisy swojej nowej produkcji. „Nie wiem, czy uda mi się zrobić ten film. Pracuję nad nim już bardzo długo. A przy tym wszyscy już chyba mają poczucie fikcji w wyjaśnianiu katastrofy z 10 kwietnia. Wręcz kłamstwa, którym nas karmiono. To wszystko teraz pęka i mam nadzieję, że ułatwi mi sytuację” - mówi teraz w rozmowie z Rafałem Kotomskim dla serwisu portalfilmowy.pl.

 

„Obserwuję i próbuję dowiedzieć się jak najwięcej ze śledztwa smoleńskiego, także od moich znajomych posiadających jakąś wiedzę na ten temat. Okazuje się przy tym, że ludzie z którymi w czasie stanu wojennego i później robiliśmy rożne rzeczy nielegalnie, w imię prawdy i poczucia wolności, dzisiaj nie chcą mi pomóc. Prawda o Smoleńsku nie może być w żaden sposób czymś, co komukolwiek zagraża. Wręcz odwrotnie! Naukowcy, eksperci w czymś uczestniczą, coś wiedzą i niczego nie chcą nam, ludziom zainteresowanym, o tym powiedzieć. Dzieje się jakaś niepojęta rzecz, która jest dla mnie złym znakiem czasu” - dodaje reżyser. Krauze mówi, że na razie pracuje nad scenariuszem i jeszcze nie jest gotowy do realizacji obrazu. „Poza tym czas, który mija od tej historii przynosi ciągle coś nowego. Na pewno jednak w moim filmie znajdzie się spojrzenie na katastrofę również pod kątem tego, co do tragedii doprowadziło i zawiera się w okresie pięciu lat od roku 2005, gdy w Polsce stały się rzeczy bardzo złe. Wykorzystując wiedzę ludzi bardziej ode mnie kompetentnych, chciałbym mówić o tych latach z perspektywy 10 kwietnia. Wszystko jedno co było jej bezpośrednią przyczyną”- mówi i dodaje, że jego dzieło nie będzie opowiadać jedynie o samej katastrofie, ale również jej następstwach. Twórca podkreśla, że chcę „spróbować odpowiedzieć na pytania dlaczego doszło do wyjazdu dwóch polskich delegacji do Katynia, a potem w Smoleńsku do rzeczy niewyobrażalnej. Myślę, że żadne państwo na świecie nie dopuściłoby do takiej tragedii. To się po prostu nie mieści w głowie”- mówi.

 

Jeżeli Krauzemu uda się zebrać pieniądze na tak kontrowersyjny obraz i zrobi go z pazurem godnym Olivera Stone’a, to może powstać naprawdę przełomowe i fascynujące dzieło. Krauze udowodnił w „Czarnym Czwartku”, że potrafi opowiadać o tragicznych wydarzeniach z historii naszego kraju, które wciąż są krwawiącą raną. Można śmiało stwierdzić, że mało kto nadaje się do realizacji takiej historii. Niestety przykład filmu o „Roju” pokazuje, że Krauzemu bardzo ciężko może być zebrać fundusze na film, który by dotykał największego skandalu III RP. Mniemam, że twórca musi wybić sobie z głowy pomoc państwa przy tym przedsięwzięciu. Obawiam się również, że nie będzie on mógł liczyć też na pieniądze od przedsiębiorców, którzy wyłożyli ostatnio fundusze na film Ryszarda Bugajskiego o patologiach polskiej skarbówki. Twórcy filmu, na czele z reżyserem, szybko mieli kontrolę skarbową i to chyba nauczy pokory polskich biznesmenów. Można sobie wyobrazić co czekałoby producentów obrazu o Smoleńsku. Niemniej jednak należy trzymać kciuki za Krauzego i kibicować mu w jego projekcie. Mimo tego, że nie jesteśmy normalną demokracją, gdzie filmowcy nie boją się opowiadać o drażliwych sprawach, to należy mieć nadzieję, że upór artystów spowoduje wstrząs tego systemu. W końcu w ostatnich latach powstał, nazwany przez Michnika pisowskim filmem, obraz „Uwikłanie” Jacka Bromskiego opowiadający o wszechwładzy esbeków w III RP, „Różyczka” czy seria świetnych telewizyjnych przedstawień, na czele z „Norymbergą” i „Doliną nicości”. Wszystko dzięki uporowi twórców. A tego Krauzemu powinno nie zabraknąć. „Mam poczucie, że to mój ostatni film. Dlatego to dla mnie bardzo ważna sprawa. Wiek i doświadczenie ponad czterdziestu lat pracy w tym zawodzie mówią mi, że nie strona artystyczna jest tutaj najważniejsza. Zobowiązania i poczucie pewnej misji liczą się bardziej, niż czysty rachunek tego, co powinno być spełnione, by film okazał się udany. Prowadzę rozmowy z aktorami i namawiam do zasypywania podziałów. Są rzeczy, które powinny nam to uświadomić. Bo podziały są wielką szkodą Polski i Polaków. Niestety, mam wrażenie, że one wciąż się utrzymują, a często wręcz pogłębiają” - mówi reżyser.

 

Łukasz Adamski