Andrijewska to krymska dziennikarka, na Krymie pracowała przy wielu projektach w tym w Centrum Dziennikarstwa Śledczego, współpracowała również z ukraińską sekcją BBC. Obecnie pracuje przy projekcie Radia Swoboda „Krym. Realia”. Dotyczy on życia mieszkańców Krymu w nowych, rosyjskich realiach. 

Jak wyglądało życie codzienne na Krymie przed pojawieniem się tam „zielonych ludzików”? Czy można było zauważyć przygotowania do rosyjskiej operacji?

O przygotowaniach rosyjskiej operacji na Krymie faktycznie nie wiedział nikt, z wyjątkiem jej dowódców oraz wykonawców. Prorosyjskie ruchy polityczne, które istniały na półwyspie, nie miały ogólnego poparcia. W związku z tym, nie były traktowane poważnie. Na przykład partia głównego separatysty Krymu Sergieja Aksjonowa – „Rosyjska jedność” podczas ostatnich wyborów do krymskiego parlamentu zdobyła jedynie 4% poparcia wyborców. Należy również zauważyć, że przeciętny mieszkaniec Krymu nigdy nie był aktywny politycznie i rzadko kiedy wyrażał publicznie swoje stanowisko w sprawie wydarzeń na półwyspie czy w kraju, poza własną kuchnią. Wydarzenia na Majdanie również nie zmieniły sytuacji. Kijów położony jest w wystarczająco dużej odległości od Krymu, aby ludność lokalna wiedziała co tam się dzieje jedynie z ekranów głównych, ukraińskich stacji telewizyjnych. Ale w tym samym czasie, władze lokalne rozpoczęły aktywną kampanię przeciwko Euromajdanowi pod nazwą „Stop, Majdan!”. Właśnie wtedy przewodniczący Rady Najwyższej Krymu Wołodymyr Konstantynow, który później stał się jednym z liderów separatystów, zaczął publicznie mówić o „autobusach z banderowcami”, które to miały jechać na Krym zabijać jego mieszkańców za to, że wystąpili oni przeciwko Majdanowi. O tym urzędnicy mówili na wszystkich imprezach publicznych. W tym samym czasie też równolegle transmitowane były spoty propagandowe na antenie państwowej telewizji „Krym”, a wspomniane oświadczenia były publikowane w gazetach kontrolowanych przez krymskie władze, także Krymczanie naprawdę zaczęli wierzyć w banderowców i w to, że Majdan zagraża bezpośrednio każdemu z nich. Na tym fundamencie rozpoczęła się aneksja. Przed pojawieniem się „zielonych ludzików”, ludności lokalnej pokazany został obraz sztucznie wykreowanego wroga zewnętrznego – mitycznych „banderowców”. Już wtedy mało kto otrzymywał obiektywne informacje.

Czy władze w Kijowie mogły zapobiec realizacji rosyjskiego planu?

Władze w Kijowie „przespały” dwa kluczowe momenty, kiedy można było zapobiec aneksji Krymu. Pierwszy raz – w lutym, kiedy Wołodymyr Konstantynow i jego współpracownicy najpierw zaczęli deklarować secesję Krymu od Ukrainy z powodu „banderowskiej władzy”, która pojawiła się w wyniku wydarzeń na Majdanie. Politolodzy i eksperci twierdzą, że Konstantynow, zdając sobie sprawę z nieuchronności swojej dymisji, był skłonny do negocjacji z liderami Majdanu odnośnie swojej dalszej przyszłości. Ale wtedy nowe kijowskie kierownictwo było zaślepione zwycięstwem na Euromajdanie i zupełnie nie doceniło sytuacji. Drugi „przespany” moment – koniec lutego, kiedy uzbrojone „zielone ludziki” przejęły Radę Ministrów Krymu. Wtedy Rada Ministrów była pusta przez dwa dni. Nie było w niej żadnych zakładników. I wtedy nikt nie blokował wojsk krymskich. Gdyby nowe władze Kijowa szybko się zorientowały, opór stałby się możliwy, w tym także w sferze informacyjnej. A tak Krym został poddany bez walki i jednego wystrzału.

Jak ocenia Pani przebieg referendum na Krymie?

To „referendum” nie może być uznane za zgodne z prawem, ponieważ zostało ono ogłoszone nielegalnie (deputowani krymskiego parlamentu głosowali za nim w obecności uzbrojonych „zielonych ludzików”) i towarzyszyła mu wielka ilość naruszeń. W wielu lokalach wyborczych nie było nawet obserwatorów, a milicjanci, jeśli w ogóle byli, nie zwracali uwagi na to, że wyborcom wydawano po dwie karty do głosowania, czasem nawet bez paszportów. Należy także zauważyć, że karty do głosowania na to „referendum” wydrukowano na zwykłym papierze bez zabezpieczających hologramów. Ponadto głosowanie odbyło się w warunkach faktycznej okupacji Krymu, to jest pod lufami rosyjskich karabinów. Takie „referenda” a priori nie są zgodne z prawem, a zatem krymskie tzw. „samostanowienie” nie zostało przyjęte przez społeczność międzynarodową.

Co się zmieniło dla mieszkańców Krymu po aneksji?

Życie mieszkańców Krymu po aneksji zmieniło się kardynalnie. Zmiany te dotyczyły wszystkich sfer życia. I, co ważne, nie były one zmianami na lepsze. Tak, miało miejsce zwiększenie emerytur i wynagrodzeń. Ale te ostatnie wzrosły tylko dla urzędników, pracowników organów ścigania i wojskowych – grup, na których opiera się w Rosji reżim Putina (kto gryzie rękę, która karmi?). W tym samym czasie z powodu inflacji na Krymie znacznie wzrosły ceny towarów i usług. Z tego powodu rzeczywistego efektu ekonomicznego nie ma. Najbardziej ucierpieli ci, którzy zarabiali w sezonie turystycznym. Wskutek aneksji został on przerwany. Urlopowicze z Ukrainy, którzy stanowili 60% ruchu turystycznego na Krymie, w tym roku nie przyjechali na półwysep, a ubyło i tych rosyjskich. Po pierwsze, ze względu na trudności z transportem, a po drugie – ponieważ wielu Rosjan jeździ na wakacje do swoich ośrodków i do Europy. Zmieniać je na Krym z niskim poziomem usług i wysokimi cenami nikt nie chce. Co więcej, na Krymie ograniczone zostały wszystkie wolności i stale naruszane są podstawowe prawa człowieka. Lokalna „Samoobrona” ma obecnie uprawnienia wojskowych oraz na podstawie obowiązującego prawa może legitymować ludzi, zatrzymywać ich, a nawet pobić. Takie przypadki zdarzyły się już w praktyce. W różnych nielegalnych działaniach przeciwko miejscowej, aktywnej ludności czynny udział biorą współpracownicy FSB wraz z lokalnymi organami ścigania.

Jakie działania podejmowane były i są przez rosyjskie służby wobec osób, które nie poparły rosyjskiej polityki?

Najbardziej aktywnych mieszkańców lokalna „Samoobrona” i pracownicy jednostki „Berkut” porywali i torturowali. Krymski Tatar Reshat Ametow został porwany i zakatowany na śmierć za to, że stanął na czele jednej pikiety pod Radą Ministrów Krymu, nawet bez transparentów. Jego ciało znaleziono potem z oznakami tortur i katowania. Inną ofiarą „Samoobrony” był szef organizacji pozarządowej „Ukraiński Dom” Andrij Szczekun, który w marcu przebywał 11 dni w niewoli. Opowiedział on o wielu torturach, które wobec niego zastosowano. Po wypuszczeniu został on zmuszony do opuszczenia Krymu, a obecnie mieszka na Ukrainie kontynentalnej. Inni działacze, którzy publicznie wypowiadali się przeciwko aneksji, zostali aresztowani, postawiono im zarzuty kontaktów z Prawym Sektorem i przygotowanie ataków terrorystycznych. Dochodzi nawet do tego, że mieszkańcy Krymu boją się mówić po ukraińsku. Są też zmuszeni do zmiany obywatelstwa i rezygnacji z paszportów ukraińskich. W przeciwnym razie mają starać się o pozwolenie na pobyt. Oznacza to, że ci, którzy urodzili się i mieszkali na Krymie przez wiele lat, teraz muszą prosić rosyjskie władze o pozwolenie na pozostanie w ojczyźnie. Bo zgodnie z rosyjskim ustawodawstwem, mieszkaniec Krymu bez rosyjskiego paszportu lub zezwolenia na pobyt może zostać deportowany z własnego domu. Pogorszyła się sytuacja także w sferze ekonomicznej. Z powodu inflacji po przejściu Krymu na rosyjską walutę wzrosły ceny towarów i usług. Tysiące Krymczan zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów albo przez grożące im bezpośrednio niebezpieczeństwo, albo odmowę do zmiany obywatelstwa, albo z powodu problemów ekonomicznych.

W kontekście krążących po Internecie zdjęć, obrazujących jednego z liderów separatystów opseudonimie „Motorola” wypoczywającego na Krymie, czy uważa Pani, że Półwysep może stać się kierunkiem emigracji dla prorosyjskich aktywistów z Ukrainy Wschodniej?

Tak, teraz wielu imigrantów ze Wschodu kieruje się na Krym, korzystając z jego statusu „szarej strefy”, w której nie dosięgnie ich wymiar sprawiedliwości. Krym stał się także obecnie „Mekką” dla terrorystów i separatystów. Przyjeżdżają oni tu po broń oraz odpocząć, żeby zaleczyć rany. Przykład „Motoroli” nie jest jedynym. Wiadomo, że na Krymie okresowo przebywa były deputowany z Ukrainy, który wspiera terrorystów na wschodniej Ukrainie, Oleg Carew, a w Sewastopolu mieszka i kandyduje do Zgromadzenia Ustawodawczego Sewastopola inny były ukraiński poseł-separatysta Wadim Kolisniczenko. Krymczanie, którzy obecnie wspierają lokalną władzę okupacyjną, nie rozumieją, czym mogą grozić im podobni „sąsiedzi”. Wiadomo, że terroryści z Ukrainy Wschodniej, którzy przyjeżdżają tam z Rosji, później nie są do niej wpuszczani z powrotem ze względów bezpieczeństwa.

Jak ocenia Pani dostęp mieszkańców Krymu do informacji i szanse na funkcjonowanie tam niezależnych dziennikarzy?

Mieszkańcy Krymu mają teraz szeroki dostęp tylko do informacji propagandowej. Na półwyspie nie funkcjonują ukraińskie stacje telewizyjne, a na oficjalne występy wysyłani są tylko dziennikarze mediów rosyjskich. Wszyscy inni dziennikarze, w tym i ci niezależni, pracują w konspiracji, nie podpisując swoich tekstów własnymi nazwiskami. Osobiście również musiałam tak pracować, dopóki nie opuściłam Krymu. Aktualnie FSB aktywnie zbiera tam informacje o „nieswoich” mediach i ich pracownikach. Pomagają im w tym niektórzy lokalni dziennikarze, którzy nie odmówili donoszenia na swoich kolegów za pieniądze. Także żadne zasady moralne już tam nie obowiązują.

Co Pani zdaniem z wydarzeń ostatnich miesięcy na Półwyspie zasługuje na szczególną uwagę?

Wszystkie wydarzenia, które mają miejsce na anektowanym Krymie, zasługują na szczególną uwagę. Jest to wydarzenie przełomowe i jest to coś, co zagraża bezpieczeństwu całej Europy. Po pierwsze dlatego, że umożliwia agresywnej Rosji de facto kontrolę większego terytorium Ukrainy, niż wcześniej (w tym ziemię i morze, i przestrzeń powietrzną). A po drugie, służy jako poglądowy wzorzec z dziedziny aneksji obcych terytoriów. Kto może zagwarantować, że w tym momencie na świecie, oprócz Putina, nie ma innych, którzy mają podobne plany?

Czy jest coś, co mogą zrobić obecnie władze ukraińskie dla „miękkiego” oddziaływania na mieszkańców Krymu?

Jeśli mówimy o „miękkiej sile”, to należy zacząć od sfery informacyjnej. Ukraińskie władze powinny zrobić wszystko, co możliwe, aby Krymczanie zdali sobie sprawę, że nie ma żadnych banderowców, że nowa władza w Kijowie w żaden sposób nie zagraża mieszkańcom Krymu oraz, że życie na Ukrainie – to nie strach i chaos, a możliwość budowania swojego życia własnymi rękami. Obecnie Krymczanie są ogólnie izolowani od ukraińskiej przestrzeni medialnej. Dlatego właśnie poddawani są praniu mózgu i nie uznają w ogóle Ukrainy. Zadanie ukraińskich władz to przywrócenie mieszkańcom Krymu wiary w siebie, pokazanie rzeczywistej poprawy życia Ukraińców. Musimy wygrać tę wojnę informacyjną. Żeby nie tracić swojej ziemi i ludzkiego życia.

Jak ocenia Pani szansę na zmianę formalnego statusu Krymu jako rosyjskiego terytorium?

Formalny status Krymu jest taki, że jest on ukraiński. Inaczej być nie może. Krym został odebrany niezgodnie z prawem, bandyckimi metodami, pod lufami karabinów. Jeśli wspólnota europejska naprawdę wyznaje zasadę legalności, sprawiedliwości i nienaruszalności terytoriów innych państw, to w żadnym wypadku nie może iść na ustępstwa wobec Rosji w tej kwestii. Krym jest terytorium nieuznanym przez społeczność międzynarodową, jest tak zwaną „szarą strefą”. Tego statusu może pozbyć się jedynie będąc ukraińskim. Aby dziesiątki tysięcy ludzi mogły powrócić do swoich domów, aby rozłączone rodziny mogły znowu być razem, aby nie było już tam niebezpiecznie i mogła rozwijać się gospodarka, a ludziom zaczęło żyć się lepiej. Oczywiście ci, którzy nielegalnie odebrali coś, co nie należy do nich, mają oddać to z powrotem.

Rozmawiał Adam Lelonek

Źródło: Defence24.pl