Krystyna Grzybowska dla Fronda.pl

W depeszy gratulacyjnej kanclerz Niemiec Angeli Merkel do prezydenta elekta Andrzeja Dudy zwróciły uwagę słowa nawiązujące do tragicznej przeszłości wojennej, Merkel określiła ją jako niezmierzone niemieckie zbrodnie dokonane podczas drugiej wojny światowej. Dotychczas zarówno elity polityczne RFN jak i media unikały jak ognia określenia zbrodnie niemieckie, zastępując je zbrodniami nazistowskimi, popełnionymi ponoć bez czynnego udziału narodu niemieckiego. Świat zachodni przyjął to ewidentne kłamstwo za dobrą monetę, uznając najwyraźniej, że nie ma ono większego znaczenia skoro współczesne Niemcy są krajem pacyfistycznym, tolerancyjnym i praworządnym. Czyli obywatele tego najpotężniejszego dziś kraju w Europie przeszli metamorfozę i obca jest im wszelka agresja, wręcz przeciwnie, spieszą z pomocą krajom biedniejszym wymachując książeczką czekową, która ma zastąpić abstrakcyjne chrześcijańskie miłosierdzie. 

Gratulacje na wysokim szczeblu mają charakter kurtuazyjny i nie różnią się specjalnie od siebie. Tym razem jednak należy zauważyć istotne różnice, nawiązanie do niemieckich zbrodni wojennych i kończące depeszę życzenia "sukcesu i Bożego błogosławieństwa". W języku politycznym oznacza to, że Markel i jej rząd nie tylko uznają i szanują nowego prezydenta, patriotę i katolika ale nie mają złudzeń co do dalszych losów Platformy Obywatelskiej, której nadchodząca klęska jest skrupulatnie odnotowywana w Europie, a w Niemczech szczególnie. I Berlin musi się liczyć ze zmianą polityki zagranicznej i gospodarczej Polski po dojściu prawicy do władzy. Do ostatniej chwili media niemieckie, lewicowe i liberalne, a także lewackie, na czele z korespondentką niszowych gazet Gabriele Lesser, stawiały na Bronisława Komorowskiego. Więcej, znaczna ich część czerpała wiedzę o rozwoju sytuacji politycznej w III RP z tzw. mainstreamowych mediów, z "Gazetą Wyborczą" na czele i z prorządowych telewizorni. Uwierzono, że ciepła woda w kranie będzie w państwie polskim ciekła jeszcze przez długie lata, a prawicowa opozycja dzięki propagandzie sukcesu i forsowaniu politycznej poprawności zostanie skutecznie zepchnięta na margines, jako nie pasująca do europejskiego krajobrazu.

Ostatnio, w dzienniku "Die Welt" uchodzącym za organ rządzącej w RFN partii CDU, jego wieloletni korespondent w Warszawie Gerhard Gnauck postarał się o w miarę obiektywny opis sytuacji w Polsce, jak również kampanii wyborczej i zauważył, że młode pokolenie domaga się zmiany, a taką zmianę zapowiedział kandydat PiS na prezydenta, Andrzej Duda. Gnauck skrytykował również kampanię Komorowskiego, zauważając, że nie umiał on wyjść do ludzi, podczas gdy Duda przeciwnie, był otwarty na kontakty z wyborcami, a zwłaszcza z młodzieżą.

Czy Platforma została w Berlinie spisana na straty?  O ile media i prominencja niemiecka nie ustawała w wychwalaniu nadzwyczajnego wzrostu dobrobytu w naszym kraju, służby wywiadowcze śledziły rozwój sytuacji i były doskonale poinformowane, tak jak miały informacje o zamachu w Smoleńsku, co ujawnił Jürgen Roth w swojej książce. Fakt, że niemiecka prokuratura generalna podejmie w tej sprawie śledztwo dowodzi, że coś w tym jest, że elity niemieckie muszą pogodzić się z tym, że będą miały w Brukseli do dyspozycji Donalda Tuska i grupę straceńcow w Warszawie, zaś Tusk, który miał być  asem w rękawie, zamieni się w zużytą blotkę.

Co się kryje za tą delikatną ale jednak zmianą tonu niemieckiego rządu? To co zawsze, ekspansja gospodarcza i finansowa, sfinalizowanie odwiecznego marzenia o reaktywacji Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Polska jest, jak pokazuje historia smakowitym kąskiem, udało się ją dzięki Tuskowi i nie tylko pozbawić atrybutów gospodarczej niezawisłości, wchodząc szerokim frontem inwestycyjnym na nasz rynek ale również ziścić po części cel tzw. wypędzonych jakim jest przekształcenie narodu polskiego w naród  niewolników. Zapowiedź Dudy, że będzie bronił niezawisłości Rzeczypospolitej, w tym niezawisłości gospodarczej i dbał o narodowe interesy jest dla Berlina bardzo niedobrą wiadomością. Ale, jak zauważył jeden z niemieckich ekonomistów, nie ważne, kto w Polsce wygra wybory, nie tylko Polska ale cała Unia jest zależna od Niemiec, bo nie ma innego wyjścia.

 Nie wierzę Niemcom, bo ich znam, z Bożym błogosławieństwem czy bez użyją wszystkich metod, żeby zapanować nad kontynentem. Nie siłą, to perswazją - ekonomiczną ma się rozumieć. Na szczęście nie wszystko jest stracone, okazuje się, że można odnowić tą polską ziemię, jeśli jest taka wola Boga, a więc i narodu.