Pierwsza publiczna debata między prezesem PiS, Jarosławem Kaczyńskim a premierem Węgier, Viktorem Orbanem pokazała, że Polska nie jest osamotniona na swoim stanowisku w kwestii perspektyw rysujących się przed Unią Europejską. Niezależnie od tego, czy nazwalibyśmy te zmiany "kontrrewolucją", jak powiedział Viktor Orban, czy może "rewolucją", jak wolałby mówić Jarosław Kaczyński, czy jakkolwiek inaczej- wspólnota potrzebuje zmian, w przeciwnym przypadku grozi jej rozpad. Rośnie bowiem poparcie eurosceptyków, polityków i ugrupowań wyrosłych z niezgody na obecny kształt Unii Europejskiej, jak pokazuje chociażby sukces niemieckiej AfD w Meklemburgii-Pomorzu Przednim.

Czy Polska i Węgry naprowadzą Unię na kierunek narodowy? O komentarz poprosiliśmy Krystynę Grzybowską, dziennikarkę tygodnika "WSieci":

Ten proces byłby bardzo powolny, nie da się tego zrobić od razu. Niewątpliwie, Unia Europejska ma w tym momencie wielki problem i potrzebuje reform. Same dwa kraje oczywiście tego nie uczynią, mogą jednak zainspirować inne, ponieważ niezadowolenie z funkcjonowania instytucji unijnych rośnie w wielu państwach. Może to skutkować ewentualnymi referendami w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej. Warto bowiem zwrócić uwagę, że w najbliższym czasie czekają nas wybory prezydenckie we Francji, parlamentarne w Niemczech, w październiku natomiast powtórzone wybory prezydenckie w Austrii. Wydaje się, że świat cywilizowany idzie nieco "na prawo". Zaczyna dostrzegać błędy i nieodpowiedzialność w instytucjach, które odpowiadają za społeczeństwa poszczególnych krajów; ich rozwój, perspektywy, przyszłość. Zaczyna więc narastać bunt. Dopiero teraz zaczyna się to kumulować, z powodu otwarcia drzwi dla imigrantów muzułmańskich przez Europę, a w szczególności Niemcy. Społeczeństwa zaczynają więc reagować negatywnie, domagać się reform, nie tylko w Unii Europejskiej, ale również w Stanach Zjednoczonych. Dlatego w USA rośnie popularność Donalda Trumpa, z kolei w Europie- chociażby Narodowego Frontu Marine LePen we Francji, która zapowiedziała, że jeśli wygra wybory prezydenckie(co jest możliwe), ogłosi referendum ws. wyjścia Francji z Unii.

W polityce międzynarodowej, jak również w polityce każdego z krajów, panuje obecnie niewyobrażalny chaos. Polska i Węgry wskazują na ten problem i domagają się reformy Unii Europejskiej, także reformy traktatów. Na przykład Traktatu Lizbońskiego, który w pewien sposób ograniczył kompetencje krajów unijnych, odbierając im część suwerenności.

Jak będzie to wyglądać w przyszłości? Ten proces dopiero się zaczyna. Oczywiście, wywołuje niezadowolenie w Brukseli. Parlament Europejski "zajmie się" Polską za kilka dni. Będzie debatował nad różnymi formami "niepraworządności" w Polsce. Ciekawe jest zjawisko kumulacji tematów, bo PE będzie zajmować się właściwie wszystkim. Można powiedzieć, że zajmie się Polską globalnie, co brzmi nieco zabawnie. Jest to właściwie polityczny atak frakcji lewicowych, z których inicjatywy odbędzie się ta debata, na Polskę konserwatywną.

Konserwatyzm jest w tej chwili największym zagrożeniem dla poprawności politycznej rządzącej Unią Europejską i większością krajów unijnych. Nie oznacza to oczywiście, że państwa, w których podnosi się ten protest, mają tendencje prawicowe w "naszym" znaczeniu. Bardzo często myli się te pojęcia: konserwatyzm i prawicę. Francja jest na przykład mniej więcej tak "konserwatywna i religijna", jak jej prezydent, Francuis Hollande, lewicowy ateista. Ale również Hollande tak jakby się obudził, zaczyna dostrzegać potrzebę reform, jednak stracił już wszelkie zaufanie swojego narodu. Społeczeństwo zaczyna się budzić i domaga się gwarancji bezpieczeństwa. Nie tylko, jeśli chodzi o muzułmanów. Ludzie domagają się także bezpieczeństwa materialnego, zabezpieczenia na przyszłość. Rośnie bezrobocie, ludzie widzą, że naszym kontynentem rządzi finansjera, szerzy się korupcja, a politycy oderwali się od rzeczywistości, zaś obywatele traktowani są jak niewolnicy. Niewolnicy jakiejś ideologii. Budzi to skojarzenie z jakimś sowieckim kołchozem, gdzie elita kremlowska rządziła narodami, które podobno miały być równe i szczęśliwe, inspirowane przez propagandę sukcesu tego właśnie kołchozu. Okazało się jednak, że nie trwało to zbyt długo i Związek Sowiecki się rozpadł. Jak widać, nasza wspólnota też nie przetrwała wieków i bardzo możliwe, że się rozpadnie. A może się rozpaść najpierw na grupy "regionalne", jak np. Grupa Wyszehradzka, proponowana przez Holendrów Liga Północna, czy, hipotetycznie, grupa krajów Południa Europy. Te kraje będą skupiały się wokół interesów wspólnych, przede wszystkim interesów gospodarczych. Taka perspektywa wydaje się całkiem realna, dlatego inicjatywa polsko-węgierska ma swoją przyszłość. Osobiście obawiam się, że nie doczekamy się szybko reform, które byłyby zainspirowane przez eurokratów z Brukseli, ludzi kompletnie oderwanych od rzeczywistości. Dlatego potrzebne są ruchy wewnątrz Unii Europejskiej. Tylko ruchy regionalne będą w stanie obudzić w tych ludziach poczucie rzeczywistości, kontakt ze społecznościami.

Oczywiście, w tle tego buntu są również wartości. Dla wielu ludzi są to wartości chrześcijańskie. Bruksela natomiast raczy nas wartościami "europejskimi", które są właściwie niezdefiniowane, nie wiadomo, o co chodzi. Zasady demokracji są stare jak świat, nie są wynalazkiem Unii Europejskiej. A "demokracja autorytarna" powoli zaczyna zagrażać nam, Unii Europejskiej i narodom, które do niej należą.

Not. Joanna Jaszczuk