Co powinien zrobić honorowy producent po odrzuceniu przez Amerykańską Akademię filmu Andrzeja Wajdy i Janusza Głowackiego o Wałęsie z konkursu o Oskara dla filmu zagranicznego? Myślę, że zwrócić pieniądze przyjęte na realizację od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. A jest tego dwa miliony złotych, oprócz dotacji ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. (E-majl do rzecznika ministra o potwierdzenie tego faktu i wysokości dotacji pozostał bez odpowiedzi.) Film również dofinansowały prywatne firmy, i to jest ich prywatna sprawa. Jednak pieniądze publiczne są naszą sprawą wspólną.

PISF odmówił ujawnienia mi umowy z producentem Akson Studio na przyznanie dotacji zasłaniając się tajemnicą handlową. Na pewno zgodnie z prawem. Jednak można się domyślać, że jak w każdej umowie o dzieło jest tam klauzula o wykonaniu pracy z należytą starannością. Zaś „Wałęsa” nie został starannie wykonany w aspekcie prawdy historycznej. Scenarzysta i reżyser nie zrobili wyczerpującej dokumentacji najważniejszego tematu III Rzeczpospolitej. To jest dla PISF podstawa prawna żądania zwrotu dotacji z racji nie dotrzymania warunków umowy. Z tego samego powodu - niedotrzymania warunków - Instytut żąda zwrotu dotacji od producenta „Pokłosia”. To niech żąda także od producenta „Wałęsy”.

Film o Lechu miał wykorzystać markę „Wałęsa” do propagandy Polski za granicą, bo tam łatwiej ludzi otumanić, niż w kraju. To już się nie uda z powodu wypadnięcia z konkursu do Oskara. Wajda i Głowacki zmarnowali szekspirowski temat odrzucając wizję Wałęsy jako postaci tragikomicznej i moralnie upadłej. Gdyby podjęli rewizję jego mitu, zadziliwiliby świat. Mogliby odnieść wielki sukces artystyczny i otrzymać nagrodę amerykańskiej akademii filmowej. Tak postąpiliby wolni artyści. Jednak oni nie są wolni. Chcieli uprawiać propagandę rządową i ponieśli klęskę, marnując środki publiczne.

Po oskarowej porażce obaj twórcy filmu udzielili wywiadów. I widać, że niczego nie chcą zrozumieć. Ich wspólne dzieło jest bankructwem moralnym, klęską propagandową i marnacją artystyczną, lecz oni brną dalej w wykręty. Wajda odgraża się, że jeszcze pokaże w kinie, co myśli o przeciwnikach politycznych. Zaś Głowacki niby żartem – a naprawdę serio mówi, że może kłamać tylko za pieniądze. Owszem nakłamali, i teraz ten film jest pomocą dydaktyczną do nauczania historii w szkołach według programu Narodowego Centrum Kultury.

Oddajcie pieniądze! Nie wolno okłamywać młodzieży w wolnym kraju! Uprawiać marnej propagandy! Marnować publicznych środków! Żądanie zwrotu dotacji przez PISF i ministra kultury byłby dla cyników pożytecznym wstrząsem.

Takie mnie się trzymają żarty w naszym niepoważnym państwie...

Krzysztof Kłopotowski/Sdp.pl