Tomasz Wandas: Do kogo przychodzi Jezus? W jakich okolicznościach to robi? 

Krzysztof Reszka (redaktor „Może coś Więcej” i Prawapolityka.pl):

Jezus przychodzi do Ciebie i mnie. Do każdego człowieka. On sam powiedział, że nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Przychodzi powoływać grzeszników. Oddał za nas życie jak baranek, przyjmując na siebie nasze grzechy. A trzeciego dnia zwyciężył jak lew. Zmartwychwstał, zdobył dla nas życie, i to życie w obfitości. Nawet kiedy po ludzku sytuacja jest beznadziejna, On zawsze jest dla nas. Przez wieki trwania Kościoła zebrało się wiele przykładów tego jak Bóg przemienia życie mężczyzn i kobiet. Dziś mamy ten komfort, że jest Facebook, YouTube, i wiadomości o Bożym działaniu dla nas, w parę godzin mogą obiec kulę ziemską. Kojarzysz może takiego człowieka jak Andrzej Sowa, pseudonim "Kogut"? Ostatnio, po 20 latach od nawrócenia napisał książkę "Ocalony. Ćpunk w Kościele". Jako nastolatek uciekł z domu, grał w zespole rockowym, ćpał, chlał, w końcu uzależnił się ostro od heroiny. Przypadkowo znalazł się na rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym, bo jego dziewczyna go tam wciągnęła. Na początku myślał, że będzie tam robił jaja, że wyśmieje tych ludzi. Jak to mówił - chciał "rozwalić imprezkę nawiedzonym Jezuskom". Sytuacja jednak wymknęła się spod kontroli. Wszystko potoczyło się tak, że w ciągu 5 minut modlitwy wstawienniczej Bóg uzdrowił go z potężnego głodu narkotykowego. Opowiadał, że już go skręcało z głodu heroiny, a po tej modlitwie zjadł sobie z nimi ciasto ze śliwkami, którym go poczęstowali. Była miła atmosfera, a on nagle przypomniał sobie, że na głodzie narkotycznym nigdy nie mógł jeść z powodu gwałtownych zaburzeń układu pokarmowego. Wiesz - wymioty, skręcanie żołądka, biegunka itp. Nagle się zorientował, że nie ma głodu. On wtedy nie był wierzący, raczej kpił z Kościoła. Zgodził się na modlitwę tylko dlatego, żeby potem wysępić od nich kasę na powrót do miasta i na heroinę. Miał już za sobą dziewięć zapaści ponarkotycznych, trzy razy lądował na OIOM-ie, mieszkał w piwnicy, napadał na ludzi... Kumple, z którymi ćpał już nie żyją.  On też umierał w sensie fizycznym i duchowym jednocześnie, miał wszawicę, gnijące rany... Dzięki Bogu dziś ma żonę, dzieci, pracę i swoje pasje. Jest szczęśliwym, spełnionym facetem! Kolejny przykład to Piotr Stępniak, były gangster. Ten człowiek jest naprawdę niesamowity, występuje w poprawczakach, więzieniach, domach dziecka, szkołach, w parafiach katolickich i zborach protestanckich. Był nawet w telewizji, np. w "Pytaniu na śniadanie" czy w "TVN UWAGA!". Poświęcono mu jeden odcinek serialu dokumentalnego TVP - "Byłem gangsterem", który można obejrzeć na YouTube. Piotr kiedyś był groźnym bandytą, handlował narkotykami, bronią i kobietami. Spędził w więzieniach ponad 20 lat życia. Już jako 14-latek trafił do poprawczaka, potem był sądzony jak dorosły. Trzeba uświadomić sobie, że więzienie to naprawdę ciężki klimat. Trafiają tam, mówiąc delikatnie "dżentelmeni dosyć nietypowi". Opowiadał, że widział jak jednego chłopaka zbiorowo gwałcili. Tak sponiewierany nie wytrzymał psychicznie. Na drugi dzień się powiesił. Piotr Stępniak też pragnął śmierci. Był po siedmiu czy ośmiu poważnych próbach samobójczych. Nie robił tego, aby zwrócić na siebie uwagę. Chciał umrzeć i się nie obudzić. Jemu już na niczym nie zależało. Ale wtedy Bóg walczył o niego. Jakiś człowiek powiedział mu o Jezusie. Stępniak pobił tego gościa, tak że wylądował w szpitalu. Ale pobity przebaczył mu, modlił się za niego i wysłał mu nawet list do więzienia. To go zastanowiło. W końcu przeczytał cały Nowy Testament i też zaczął się modlić. Bóg zabrał mu serce kamienne a dał mu nowe serce - tak opisuje swoje doświadczenie. Inni więźniowie nie wierzyli w szczerość jego nawrócenia i mu dokuczali, rwali kartki z Biblii, podstawiali pornosy, gdy chciał się modlić. Ale on się nie przejmował, bo poznał Jezusa, i wszystko stało się dla niego nowe. Z czasem współwięźniowie poczuli do niego respekt, bo widzieli, że się zmienił, że jest w tym autentyczny. Piotr Stępniak wyszedł z więzienia, ożenił się i stworzył rodzinę zastępczą dla 13-letniego wówczas Daniela. Dziś działa wiele dobrego dla ludzi biednych i dla więźniów, pomaga im zacząć normalne, uczciwe życie. Trzeba przyznać, że dzisiaj wielu ludzi ma problem ze sferą seksualną, pornografią itp. Ale Jezus nie brzydzi się przytulić do serca prostytutkę czy gwiazdę porno. Może ktoś zapyta: "Co Ty  gadasz, jak przytulić?". Mówię  tu o rzeczywistości duchowej, ale to nie znaczy, że mniej realnej. Warto poznać historię Shelley Lubben, prostytutki i aktorki porno, występującej pod pseudonimem Roxy. Jako dziecko była molestowana seksualnie. Rodzice nie poświęcali jej czasu, miała się "zachowywać i nie sprawiać kłopotów". W końcu ojciec wyrzucił ją z domu. Błąkała się samotnie po mieście - głodna i zapłakana. Ktoś podszedł do niej pewnego dnia, przytulił, powiedział że jest śliczna, nakarmił... Było jej tak dobrze!  Później ten pan powiedział,  że zna pewnego człowieka, który da jej dużo pieniędzy, jeśli będzie się z nim kochać. "Nikomu nie jestem potrzebna - więc co mi zależy?!" - pomyślała. Połknęła haczyk i utknęła na długie lata w bagnie prostytucji i przemysłu porno. Jak mówi - jest to świat wielkiego złudzenia. Gwiazdy porno kłamią zawodowo, są aktorkami cały czas, nie tylko na planie filmowym, ale też poza nim. Udają szczęśliwe, spełnione, udają, że kochają swoich fanów. W rzeczywistości w tym środowisku szaleje plaga samobójstw, narkomanii, zaburzeń nerwowych i chorób wenerycznych. Teoretycznie są gumki, żeby się zabezpieczyć, ale  z drugiej strony za "numerek" bez gumki jest większa stawka. Shelley popadła w nerwicę, depresję, dostała opryszczki płciowej, urodziła też dziecko które spłodził jej klient. Z bezsilności płakała, piła alkohol, nadużywała leków. Zaczęła wołać do Jezusa, aby wyciągnął ją z tego koszmaru. Bóg - jeśli można się tak wyrazić - postawił na jej drodze anioła. Spotkała w klubie chłopaka, który chętnie z nią rozmawiał. Miał na imię Garrett. Zdumiało ją, że on pragnie z nią rozmawiać, ale nie oczekuje seksu. Wkrótce zaprzyjaźnili się i spędzali razem mnóstwo czasu. Zaczęli chodzić razem do kościoła. Nie było łatwo, ale w końcu wzięli ślub, pokonali z Bożą pomocą wiele piętrzących się problemów. Shelley nie potrafiła przestać pić wódki, ale czuła że powinna czytać Biblię. To był długi proces, ale ostatecznie Bóg wyciągnął ją z tego bagna. Zaczęła studiować teologię i działać na rzecz innych kobiet wykorzystanych przez przemysł erotyczny. Tak więc widzimy, że to nie jest pusty frazes, że Bóg Cię kocha i ma dla Ciebie wspaniały plan. To jest prawda. On chce się z nami przyjaźnić, żebyśmy mogli żyć autentycznie i z całego serca, walczyli o to co najcenniejsze, żebyśmy mogli kochać i być kochani. Po to nas stworzył żebyśmy byli jego Córkami i Synami, uczestnikami Boskiej natury (2 P 1,4). Jesteś jak piękna, drogocenna perła. Jezus przyszedł Cię wykupić z niewoli grzechu za cenę własnej Krwi, abyś lśnił w pełnym blasku na królewskiej uczcie!


Jak powinniśmy spędzić wolny czas świąt?

Z Bogiem i rodziną. Najczęściej po prostu odwiedzamy krewnych. Wiesz, jestem zwolennikiem takich form wypoczynku, na których nie zarabia żadna korporacja. Lubię czytać książki z biblioteki, iść na spacer do lasu, rozmawiać z przyjaciółmi... Czasem można  potańczyć, wypić grzane wino... Jeśli już iść na kawę czy obiad to najlepiej do jakiejś polskiej knajpy, a nie żadnego McDonald's, KFC czy Starbucksa.  Może warto też odpocząć od Facebooka, telewizji, spędzić ten czas inaczej. Fajnie jest wykorzystać wolny czas i poczytać Ewangelię. Powiedzmy sobie szczerze - nie ma na świecie bardziej inspirującej lektury niż Nowy Testament. Są też osoby które w święta wychodzą na ulice do ubogich, z opłatkiem, jedzeniem... Ale nie lubią się tym chwalić, więc niekoniecznie zobaczymy je w mediach.

Rzesza ludzi nie ma domów, rodzin... Konkretnie co można zrobić aby umilić im ten czas, jakie konkretne działania można podjąć, czy można mówić o próbie załagodzenia bólu, jaki ci ludzie czują?

 

Zwłaszcza, gdy są mroźne dni można zrobić herbatę w termosie, wziąć kubeczki jednorazowe i zanieść bezdomnym. Dobrze jest też włączyć się w działania Szlachetnej Paczki czy np. akcji Świąteczny Stół Pajacyka, którą organizuje Polska Akcja Humanitarna. Bracia albertyni i siostry albertynki robią zbiórki odzieży czy butów dla bezdomnych. Ale oprócz pomocy materialnej potrzeba też dobrego słowa, poświęconego czasu, uśmiechu, modlitwy, przytulenia, wysłuchania. Wtedy może nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że chronimy kogoś przed potencjalnym samobójstwem! Życie to walka.  Przypomnę słowa Gandalfa z trylogii J.R.R. Tolkiena: „Saruman uważa, że tylko wielka moc zdoła trzymać w szachu wielkie zło. Ja jestem innego zdania. Odkryłem, że to małe rzeczy, codzienne starania zwykłych ludzi nie dopuszczają złego, proste dowody dobroci i miłości”.


Jest Pan wolontariuszem. Dlaczego zaangażował się Pan w wolontariat i konkretnie co Pan robi dla ludzi? Czy warto? Dlaczego?

            W wieku 18 lat przeżyłem gruntowną spowiedź i przyjąłem Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Wiele rzeczy zacząłem odkrywać zupełnie na nowo, inne zobaczyłem z szerszej perspektywy... Miałem w sobie tyle radości, wdzięczności, energii, że zapragnąłem robić coś dla innych. Razem z przyjaciółką, Kasią Rusinowską zaczęliśmy odwiedzać niepełnosprawnego kolegę. Pierwsza poznana przeze mnie osoba niepełnosprawna to Basia Turek. Z nią i Kasią należeliśmy wtedy do wspólnoty Młodzieży Misjonarskiej. A jak już oswoiłem się z prowadzeniem wózka, zacząłem poznawać inne osoby niepełnosprawne. Później rozpocząłem studia teologiczne na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. We wakacje 2008 r. pojechałem na obóz letni dla niepełnosprawnych i wolontariuszy do Łososiny. Organizowało go Stowarzyszenie Cyrenejczyk z Limanowej. Zaprosiła mnie tam właśnie Basia Turek, która obecnie jest pedagogiem i aktywistką wspólnoty Janki u dominikanów. Na początku trochę się obawiałem i czułem nieswojo, ale już po paru godzinach zacząłem się rozkręcać. Niepełnosprawni zrobili na mnie ogromne wrażenie. Ich szczera życzliwość, umiejętność dobrej zabawy i radość życia zaczęły mi się udzielać. Nauczyłem się nawet tańczyć z dziewczynami na wózku. To jest świetna sprawa i niezła zabawa. Sama radość! Parę lat później poznałem doktora Bawera Aondo-Akaa. Oczywiście wtedy dopiero wybierał temat pracy magisterskiej i był jeszcze kawalerem. Trudno go nie zauważyć, w końcu nie codziennie widuje się Mulata na wózku inwalidzkim, w skórzanej kurtce, czytającego namiętnie książki Gilberta K. Chestertona. Szybko przekonałem się, że jest to człowiek szczery, honorowy, wesoły i płonący wielkim pragnieniem żeby pomagać ludziom, wspierać ich, zaradzać niesprawiedliwości. Nie dziwi więc, że chciałem się zaprzyjaźnić z człowiekiem, który jest jak Zawisza Czarny, tyle że żyje w XXI wieku. Dzięki niemu poznałem "Klikę" - Katolickie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i ich Przyjaciół, które działa przy bazylice ojców dominikanów w Krakowie. W ostatnie wakacje byłem z nimi na pielgrzymce do Częstochowy. Cudowne przeżycie, ale też prawdziwa męska przygoda, nieraz wydaje się troszkę ekstremalna, bo wiadomo - są upały, jest trasa do pokonania, wózki inwalidzkie do pchania i służba na rzecz osób niepełnosprawnych. Warto być wolontariuszem, bo każdy człowiek jest stworzony i chciany przez Boga. Naszą rolą tu na ziemi jest praca w tym celu, aby stworzyć odpowiednie warunki do pełnego rozkwitu każdej osoby ludzkiej. Aby każdy mógł się rozwijać duchowo, fizycznie, intelektualnie i społecznie. To jest nasza misja! Gdy jesteś wolontariuszem,  poznajesz wielu wspaniałych ludzi, i to zaprawionych do wysiłku i trudnych warunków. To świetni kandydaci na zaufanych przyjaciół i wspólników. Mówi się że chłop musi iść do wojska, żeby zostać prawdziwym mężczyzną. Nie zgadzam się z tym, ale przyznać trzeba, że tkwi w tym ziarno prawdy. Mężczyzna musi działać, podejmować wyzwania, zmagać się, dążyć do celu, wychodzić poza swoją strefę komfortu, służyć innym. Bo inaczej skapcanieje, zbutwieje, będzie z niego maślak, a nie chłop. Straci swój "pazur". Poza tym pomaganie innym daje autentyczną radość i satysfakcję. Są nawet badania naukowe wykazujące że osoby, które udzielają się społecznie są szczęśliwsze, cieszą się długim życiem i są zdrowsze.


Z czego najbardziej cieszą się potrzebujący?

Z poświęconego im czasu, życzliwej obecności, wysłuchania. Także z tego, że traktuje się ich normalnie, szczerze, jak zwykłych kumpli, a nie jak biedaków, nad którymi trzeba się litować. Ksiądz Marek Poryzała zaczął rozmawiać z prostytutkami stojącymi przy drogach, modlić się za nie, przynosić im jedzenie, w zimie rękawiczki... Chciał dać im wsparcie i przywrócić poczucie godności, żeby znalazły w sobie siłę, by zmienić swoje życie i znaleźć lepszą pracę. Czasem to się udaje, więc warto próbować. Ludzie nie chcą wegetować, ale pragną żyć sensownie i twórczo! Wie coś o tym siostra Anna Bałchan, która pomaga ofiarom handlu ludźmi. Ciekawe pomysły ma również siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona wspólnoty Chleb Życia. Oni nie tylko się modlą, oferują jedzenie, pomoc medyczną czy dach nad głową. Oni zatrudniają swoich podopiecznych i dają im świadectwo pracy. Budując i remontując domy wspólnoty, młodzi ludzie uczą się zawodu.  Mają stolarnię i  przetwórnię owocowo-warzywną, która zdobywa nagrody. Jest szwalnia, gdzie niegdyś bezrobotne kobiety mogą z pasją tworzyć piękne ubrania, zarabiać własne pieniądze i mieć z tego satysfakcję!

Czy istnieje możliwość mobilizowania ludzi do pomocy drugiemu czy raczej to zależy indywidualnie od poszczególnego człowieka, że chce pomagać i służyć? Da się wzbudzić w kimś chęć czynienia bezinteresownego dobra?

Wielu ludzi chce pomagać, ale nie zawsze wiedzą jak zacząć, gdzie mogliby się zaangażować. Obawiają się, że nie dadzą rady. Tak naprawdę wystarczy tylko chcieć. Ksiądz Jacek Stryczek organizuje Szlachetną Paczkę i umie zmobilizować całą Polskę. Kto może, zostaje wolontariuszem. Kto nie może, ten kupi kilogram mąki, jakieś konserwy czy cukier i dołoży do paczki organizowanej dla jakiejś ubogiej rodziny. To są małe rzeczy, ale gdy zaangażuje się wiele osób - mogą zmienić historię całego kraju! Nieraz widzę pesymistów którzy narzekają, że świat jest zły, miłości nie ma, życie jest bez sensu, nic tylko samotność i beznadzieja. Z drugiej strony znam niepełnosprawnych, którzy marzą, by iść chociaż raz w tygodniu na spacer, do parku, albo żeby ktoś im podał posiłek, gdy zostają sami w domu. Chciałbym połączyć jednych z drugimi - wtedy wszyscy będą zadowoleni. Mogłoby się narodzić wiele wartościowych przyjaźni.

Na ile lepszy świat zależy od nas samych, a na ile od decyzji podejmowanych na najwyższym szczeblu, przez rządzących Państwem?

To my wybieramy rządzących państwem. Możemy głosować, wymagać od polityków. Ale to od nas zależy przyszłość świata. Rząd może dać ludziom pieniądze, ale kto z nimi pogada, kto będzie ich przyjacielem, z kim będą chodzić na imprezy? Kto z nimi potańczy albo zrobi niespodziankę na urodziny? Kto odpisze na ich SMS-y? To nasza działka. Rząd tego za nas nie zrobi. Pamiętajmy że rządy, państwa, imperia i cywilizacje w końcu upadają, a my jesteśmy powołani do zmartwychwstania i wiecznego życia z Bogiem i ludźmi. Warto zacząć tak żyć już teraz!