Portal Fronda.pl: Działacze Ruchu Narodowego i KNP zorganizowali wczoraj pikietę pod siedzibą PKW, a następnie wdarli się na kilka godzin do budynku. Demonstranci domagali się odwołania kierownictwa PKW, unieważnienia wyborów oraz rozpisania nowych. To dobry sposób manifestowania sprzeciwu wobec nieprawidłowości, jakich dopuściła się PKW, licząc głosy w wyborach samorządowych?

Krzysztof Szczerski, PiS: Trzeba odróżnić sprzeciw wobec tego, co dzieje się wokół wyborów samorządowych, które moim zdaniem, były zafałszowane. Ja ten sprzeciw rozumiem i podzielam. Czym innym jednak jest dobieranie narzędzi tego sprzeciwu, aby nie dawać paliwa tym, którzy są źródłem zafałszowania. W moim przekonaniu to, co wydarzyło się wczoraj w siedzibie PKW dostarcza paliwa stronie, która jest odpowiedzialna za zafałszowanie wyników wyborów. Wtargnięcie do siedziby PKW było błędem.

Dolewanie paliwa, o którym Pan mówi, już się dzieje. Premier Ewa Kopacz nazwała wtargnięcie do siedziby PKW „skandalem”, który mógł być wywołany przez nieodpowiedzialność pewnych polityków, a konkretnie – polityków PiS. Jej zdaniem, partia Jarosława Kaczyńskiego chce zdestabilizować państwo, by rozładować swoje frustracje i odnieść polityczny sukces. A przecież w siedzibie PKW nie było ani jednego posła PiS, zaś partia bardzo szybko wydała oświadczenie, w którym odcięła się od takiej formy protestu.

To, co mówi pani premier nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Przypomnę, jakie artykuły ukazywały się w prasie i mediach pro-rządowych w momencie, kiedy znaliśmy wyniki z exit poll, badane na podstawie deklaracji Polaków po wyjściu z lokali wyborczych, które dawały zwycięstwo Prawu i Sprawiedliwości. Ich głównym motywem było zrzucenie winy za przegraną Platformy na Ewę Kopacz, która nie atakowała Prawa i Sprawiedliwości. Redaktorzy radzili powrót do starej retoryki frontalnego ataku i czarnej propagandy. Radzono, by ponownie uruchomić antypisowską nienawiść. Odejście od tego miało być przyczyną porażki Platformy w wyborach. Pani premier posłuchała doradców od czarnego PR i uznała, że faktycznie trzeba wzniecić antypisowską nienawiść w Polsce, bo to jedyne paliwo, które może dać PO sukces. Czekała na jakiś pretekst, aby uruchomić seanse nienawiści i dzielić Polaków. Pani Kopacz czy pan Niesiołowski działają tak, jakby mieli przycisk z napisem „nienawiść”, po włączeniu którego od razu zaczynają opluwać opozycję i Jarosława Kaczyńskiego. To, co mówią, nie ma wprawdzie nic wspólnego z rzeczywistością, ale jest pretekstem do tego, by wylewać z siebie jad.

Nieprzemyślane (a może wręcz przeciwnie), całkiem przemyślane działania działaczy Ruchu Narodowego i KNP, którzy wtargnęli wczoraj do siedziby PKW, miały na celu spowodowanie chaosu i destabilizacji w państwie? Przecież z związku z takim protestem, komisja wcale nie zacznie szybciej zliczać głosów...

Nie wiem, czym kierowali się organizatorzy wczorajszego protestu w siedzibie PKW. Być może po części była to chęć podbicia własnej popularności... Efekt jest jednak przeciwny wobec tego, który chcieli uzyskać. Do słusznej frustracji społecznej i sprzeciwu została przyklejona łatka anarchistyczna, która nie sprzyja temu, by protest społeczny przeprowadzić w sposób taki, który nie wkłada stronie przeciwnej argumentów do ręki, ale je wytrąca. Wtargnięcie do siedziby PKW było niewłaściwie. Pokazało jednak, że w Polsce jest jedna, realna, systemowa alternatywa dla władzy, czyli Prawo i Sprawiedliwość, demokratyczna partia, która chce dokonać demokratycznego przejęcia władzy w Polsce. Tym bardziej absurdalne jest uruchamiania seansów nienawiści przez władzę, bo to przecież działania antydemokratyczne. Władza, nie rozróżniając partii, skupia nienawiść na tej frakcji, która jest demokratyczna. Szuka się pretekstu do tego, aby zaatakować demokratyczną opozycję w Polsce, łącząc ją z działaniami, które nie mają nic wspólnego z naszą postawą. Dodam jeszcze, że odpowiedzialnością za to, co wydarzyło się wczoraj w siedzibie PKW trzeba obarczyć także przedstawicieli obozu władzy. Zamiast odpowiedzieć na frustracje i sprzeciw obywateli, nazwali ich oni ludźmi, pławiącymi się w odmętach szaleństwa. To władza, rząd i prezydent, zerwali komunikację ze społeczeństwem.

Rozm. MaR