„Wszyscy, którzy wieszczyli, że po spotkaniu Trump-Putin nadejdzie druga Jałta, bardzo się pomylili” - stwierdził szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski po dzisiejszym spotkaniu prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa z Władimirem Putinem.
Według Szczerskiego w trakcie spotkania przede wszystkim wyraźnie wybrzmiała m.in. różnica stanowisk obu głów państw w kwestii Ukrainy. Podkreślił, że słowo „rozbieżności” padało wielokrotnie. To zaś, że obaj prezydenci odczytali swe oświadczenie oznacza według szefa gabinetu prezydenta, że „postawiono na formalne deklaracje a nie na osobiste przekazy”.
Szczerski dodaje, że świadczy to o tym, że rozmowy musiały być „surowe, szczere, skoro oświadczenia nie miały charakteru spontanicznego”.
Dodawał też:
„Prezydent Putin bronił tezy, że rosyjskiego wpływu [na wewnętrzną politykę USA – red.] nie było i zaoferował to, co mógł zrobić w tej sytuacji i co my znamy trochę z naszego śledztwa smoleńskiego - czyli na podstawie prawa międzynarodowego udział rosyjskich ekspertów w wyjaśnieniu tej sytuacji, o czym wiemy, że czasami jest wybiegiem a nie realną chęcią wyjaśnienia rosyjskiego śladu w jakichś wydarzeniach”.
Prezydencki minister uważa też, że bezpodstawnie dziennikarze przed spotkaniem tworzyli atmosferę obaw. Wskazał też na słowa Donalda Trumpa, który w ogóle czuł potrzebę tłumaczyć, dlaczego z Putinem zdecydował się spotkać.
„Tego typu zdań żaden przywódca europejski, który spotyka się Putinem, w ogóle nie wygłasza”
- podkreślił.
Szczerskiego zapytano też o zaskakujące słowa Trumpa o tym, że stosunki USA z Rosją „nigdy nie były tak złe, ale zmieniło się to cztery godziny temu”. Stwierdził, że to najpewniej dowodzi stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych, dla którego brak rozmowy to zawsze błąd.
dam/PAP,Fronda.pl