Jacek Międlar, do niedawna ksiądz, a dziś publicysta kreujący się na lidera ultranacjonalaitsów w miniony weekend nie został wpuszczony na terytorium Wielkiej Brytanii. Tamtejsze władze zarzuciły mu „szerzenie mowy nienawiści” i odesłały do Polski. Międlar od dawna węszy spisek wokół swojej osoby. Wie doskonale, że za wyrzuceniem go z zakonu, a teraz zakazem wjazdu do Anglii stoi międzynarodowa siatka Żydów i homoseksualistów. Do siatki tej należą światowi przywódcy, cała masa polskich polityków, a także biskupów z prymasem Wojciechem Polakiem i abp Stanisławem Gądeckim na czele.

Działalność tego kontrowersyjnego młodego człowieka śledzę od początku jego wystąpień publicznych. Wiele razy z nim rozmawiałem, a nawet zrobiłem z nim wywiad dla „Rzeczpospolitej”. Jeszcze w połowie ub. roku wydawało się, że przemawia on językiem Ewangelii, że podobnie jak papież Franciszek usiłuje wychodzić „na peryferia” do w jakimś sensie zaniedbanej przez Kościół grupy narodowców. Późnym latem 2016 r. wydawało się, że Międlar – wtedy jeszcze pełnoprawny członek Zgromadzenia Księży Misjonarzy – wyjdzie na prostą i podporządkuje się swoim przełożonym, że odnajdzie swoje miejsce w Kościele. Jednak kiedy postanowił, że zrzuci sutannę, zradykalizował się jeszcze bardziej. Z jego ust pod adresem wielu biskupów popłynęły oskarżenia o homoseksualizm, itp. Jego teksty publikowane na łamach jednej z gazet niewiele mają wspólnego z chrześcijaństwem. Podobnie jak zamieszczane w internecie przesłania video. Z ust człowieka, który jeszcze do niedawna stał za ołtarzem i sprawował Eucharystię, sączy się jad i bluźnierstwo.

Swego czasu na łamach portalu Fronda.pl sytuację, w której znalazł się Jacek Międlar porównałem do sytuacji ks. Wojciecha Lemańskiego. Dziś ks. Wojciechowi winien jestem przeprosiny. Bo choć do dziś nieuregulował sytuacji ze swoim biskupem, to jednak cierpliwie czeka. Nie oskarża nikogo o spisek. Pozostaje wierny Kościołowi i Chrystusowi. A Międlar – choć nie potrafi się do tego przyznać – zwyczajnie zdradził. Smutne jest jedynie to, że ludzie, którzy mogliby temu młodemu człowiekowi pomóc, nic nie robią. Zapraszając go na przeróżne spotkania i odczyty utwierdzają go jedynie w tym, że to co robi jest słuszne. Wspólnie z nim nakręcają spiralę nienawiści przeciwko Żydom, muzułmanom, inaczej myślącym Polakom, Kościołowi. 

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą "Rzeczpospolitej"