W pierwszej kolejności trzeba zapytać, skąd się bierze w nas ta wiara w przesądy. Wydaje mi się, że jest to oznaka pewnego rodzaju zaniku czci i szacunku względem Boga. Nie bez wpływu pozostaje też fakt, że nasza wiara jest coraz słabsza.

 

Kiedyś słuchałem o. Jacka Salija, który powiedział, że ludzie, którzy sięgają po takie praktyki magiczne, zapominają o tym, że ostatecznym wymiarem rzeczywistości jest miłość, a ona ma źródło w Bogu. Ci ludzie bardzo często mają też takie wewnętrzne przeczucie, że to nie do nich należą ostateczne decyzje, co do ich losów. Co się dzieje w momencie, kiedy człowiek żyje w takim przeświadczeniu? Pojawia się w nim lęk i strach, który współczesny, zabobonny człowiek próbuje pokonać poprzez takie właśnie próby podglądania przyszłości i zaklinania rzeczywistości. Człowiek myślący tak fatalistycznie, za pomocą zaklęć i czarów usiłuje oswoić rzeczywistość, która jawi mu się jako bardzo wroga. A nawet za pomocą jakichś magicznych zabiegów chce ją w jakiś sposób przymusić, by mu służyła.

 

Albo jest Bóg, który jest Miłością i nas kocha, który oczekuje naszego zawierzenia i w zamian daje nam wolność, ale wymaga od nas brania odpowiedzialności za życie swoje i innych, albo znajdujemy się w polu takiego działania ślepych, nieprzyjaznych nam sił. Jedyne, co od nas zależy, to tylko takie ustawianie się czy to za pomocą wróżby, czy jakiegoś horoskopu, by to pole stawało się dla nas jeszcze bardziej korzystne.

 

Jeżeli ktoś swoje życie i decyzje uzależnia od – nazwijmy je ogólnie – magicznych praktyk, a mniej ufa Panu Bogu, to z tego powinien się spowiadać. Nie ukrywam, że przychodzą do mnie osoby, które spowiadają się z tego, że korzystają z usług wróżek. Są też takie osoby, które przyznają, że korzystają z działań terapeutów, a które powodowały w nich jeszcze większy niepokój i zaburzenia osobowości. Ale szczerze mówiąc, chyba raczej humorystycznie traktujemy takie sytuacje, jak przebiegnięcie czarnego kota przez ulicę. Jestem kapłanem przez 25 lat i jeszcze nie spotkałem się z kimś, kto by spowiadał się z „odkręcania” nieszczęścia, jakie niby ma spowodować czarny kot, ale są ludzie, którzy mają „odtrutki” na czarne koty. Jakie? Zrobić trzy kroki do tyłu, odwrócić się i splunąć przez lewe ramię. Ja dziękuję za takie „sprawdzone sposoby”, a obok czarnych kotów przechodzę spokojnie i podziwiam piękno tego stworzenia (śmiech).

 

Najważniejsza jest kwestia nastawienia. Jeśli te wszystkie wróżby traktujemy po prostu jako formę zabawy, to ja w tym grzechu nie widzę, bo to taka drobnostka, ot, taki tam zwyczaj, jak rzucanie welonu przez pannę młodą na weselu. Ta dziewczyna, która złapie pierwsza ma niebawem wyjść za mąż, ale przecież nikt nie traktuje tego poważnie. Robi się to bardziej dla żartów. Ale jest jeden warunek – tego typu zabaw nie traktujemy poważnie i nie zagłuszają one naszej relacji do Pana Boga. 

 

Rozmawiała Marta Brzezińska