Portal Fronda.pl: Z badań przeprowadzonych CBOS-u wynika, że blisko 60 proc. Polaków wierzy w istnienie osobowego Boga, jednak co piąty wierzący nie bierze udziału w praktykach religijnych. Dlaczego Kościół tak często kojarzy się tylko z instytucją? 

Ks. Bogdan Bartołd: Rzeczywiscie, kiedy w czasie wizyty duszpasterskiej rozmawiam na te tematy, wiele osób deklaruje wiarę w osobowego Boga, mówiąc jednocześnie, że nie odnajdują Go w praktykach religijnych. A przeciez poprzez modlitwę nawiązujemy te najpiekniejszą relację z Panem Bogiem. Myślę, ze to jest trochę tak: wierzymy, ze Bóg istnieje, ale z tego faktu niewiele wynika dla naszego życia. Człowiek przyjmuje, ze Bóg jest, ale On nie ma zasadniczego wpływu na jego życie. Praktyki religijne to jakaś uciążliwość, swego rodzaju anachronizm. Wielu ludzi wiara w Pana Boga po prostu do niczego nie zobowiązuje. Brakuje tej bliskiej relacji z Bogiem. Jeśli ktoś nie praktykuje, czyli nie podejmuje działania, które jest odpowiedzią na miłość Boga, to trzeba zapytać, jaka jest miłość tego człowieka? Byc może, brakuje tu zrozumienia, ze praktyka jawi się jako obowiązek, a nie jako perspektywa spotkania z osobowym Bogiem - w sakramencie pokuty, czy w sakramencie Eucharystii czy w osobistej modlitwie.

Wierni narzekają też często na jakość homilii - że nudne, za dlugie, że za dużo polityki, że same zakazy albo nakazy, albo że wyrecytowane "na odczepnego". Czego powinniśmy oczekiwać od naszych duszpasterzy?

Głoszenia Dobrej Nowiny. To powinno się realizować przez słowa zachęty: przyjdź, zobacz. Językiem zrozumiałym, konkretnym, językiem który przyciągnie, który trafi do człowieka. Na temat głoszenia homilii wypowiedział się niedawno papież Franciszek. Jak podkreślił - nie może być nudno, kazanie musi być przygotowane. To ma być Słowo, które będzie owocowało w życiu tychże ludzi, a jednocześnie, na co sam zwracam dużą uwagę - to musi być Słowo na dzień dzisiejszy, na czasy współczesne. To musi być takze Słowo, które pociągnie do stawiania sobie konkretnych wymagań. Co nie jest najłatwiejsze, bo w dzisiejszych czasach ludzie nie są przyzwyczajeni do stawiania sobie wymagań, czy do podejmowania wyrzeczeń. W ostatnią niedziele czytaliśmy Ewangelię o Gorze Tabor. Powiedziałem, ze Pana Boga najłatwiej spotkać w Górach - na Górze Oliwnej, Góra Ukrzyżowania... A my lubimy chodzić po dolinkach, bo góry są zbyt meczące. Jednak to, co wartościowe, kosztuje. Dlatego trzeba mieć tez tę świadomość, ze nie wszystko zalezy tu od kapłana, wymagań jest tylko narzędziem. Nie wiadomo, jaka jest gleba na która pada Słowo. Jeżeli człowiek ma dobra wolę, to nawet z trudnego kazania, będzie chciał się czegoś dowiedzieć. Mamy taką tendencję do lenistwa duchowego. Dzisiejsza kultura tego uczy. Świat potrzebuje świadków wiary - czytelnych. Słowa pouczają, a tak naprawdę pociągają przykłady.

[koniec_strony]

Z tych samych badań wynika, że 10 proc. deklarujących brak wiary w osobowego Boga bierze jednak udział w praktykach religijnych. "Kwestia przyzwyczajenia"?

Myślę, ze tak. Ludzie chcą zachować tradycję,w której się wychowali. Czasami zachwyca ich jakaś obrzędowość. Niekiedy ludzie mówią wprost, że "wypada" - poświecić pokarmy wielkanocne, wypada ochrzcić dziecko, bo co by inni pomyśleli? Idą tzw. owczym pędem. Takich osób nie można oczywiście odrzucić, trzeba je katechizować. Często spotyka się je przy uroczystościach kościelnych jak chrzty, śluby, pogrzeby. I wtedy mamy możliwość oddziaływania duszpasterskiego. Ktoś przyszedl do kościoła "bo wypadało", ale może tam usłyszeć czy doświadczyć czegoś co sprawi, ze następnym razem przyjdzie już w zupełnie innym nastawieniu.

Tylko jedna trzecia badanych wierzy, ze po śmierci pójdziemy do nieba, piekła lub czyśćca. Jednczesnie rosnie liczba osób, które nie wierza z zbawienie (z 9 proc. w ostatnich badaniach do 15 proc.). O czym to świadczy?

W naszej katechizacji zbyt mało uwagi poświęcamy nauczaniu o tych najważniejszych sprawach - ostatecznych. Bo jeżeli ktoś nie przyjmuje wiary w życie wieczne, to trzeba by zapytać, czy on wierzy w to, ze naprawdę Chrystus zmartwychwstał? Od tego trzeba wyjść. Dla niektórych wiara kończy się na ukrzyżowaniu Chrystusa i Jego śmierci. A bez zmartwychwstania nasza wiara nie ma sensu. Skąd to się bierze? Myślę, ze dla wielu ludzi ziemia jest miejscem, w którym chcieliby wszystko zakończyć. Widać tu sekularyzujący wpływ współczesnej kultury. Dość powszechne jest dziś przekonanie, że jako ludzie nie różnimy się od świata zwierząt, że z chwil naszej śmierci wszytko się kończy. Człowiek stal się bardzo konsumpcyjny, zadowalający się tylko tym, co w doczesności. Brakuje nam takiego odnowienia duchowego, spojrzenia we wlasną duchowość, że człowiek to jednak nie tylko materia, ale to także osoba duchowa.

Tymczasem krytykuje się księży, którzy za bardzo ostrzegają przed skutkami życia w grzechu, straszą piekłem...

Osobiscie mam inne wrazenie. Często slyszę od ludzi, ze księża teraz nauczają tylko o Bogu miłosiernym. Niektórzy mówią wprost: chcemy być na rekolekcjach, gdzie będzie się mówiło o tych rzeczach ostatecznych, o osiągnięciu daru zbawienia - łącznie z najtrudniejszymi. Myślę, że w naszym nauczaniu musi być zachowana pewna proporcja - Bóg jest miłością, Bóg jest miłosierny, Bóg jest sprawiedliwy. Ale musimy też o tym pamiętać, że za dobre wynagradza, a za złe karze. Nie po to, żeby straszyć. Bóg kocha bezwarunkowo i tże pragnie, żebyśmy kochali Go w sposób wolny. Zwróćmy uwagę, ze znaki obecności Pana Boga są takie zwyczajne, proste - w Eucharystii czy w innych sakramentach świętych. Bóg nie chce człowieka przestraszyć, Bóg wychodzi z darem miłości. Najważniejszym przesłaniem jakie przyniósl nam Jezus, jest przykazanie miłości. Ale myślę że trzeba, zwłaszcza teraz w okresie Wielkiego Postu - mówić też o tej perspektywie, gdy człowiek Panu Bogu mówi: nie chce Ci służyć. Jest ona dramatyczna.

Rozm. Emilia Drożdż