Na szczycie państw Unii Europejskiej i Turcji podjęto wstępne ustalenia dotyczące udziału Ankary w rozwiązaniu kryzysu imigracyjnego. Czy politykę naszego rządu w tym zakresie możemy uznać za dobrą? Czy zachowuje ona równowagę między zdrowym rozsądkiem i chrześcijańskim obowiązkiem pomocy bliźnim? Rozmawia o tym z nami ks. prof. Waldemar Cisło – wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz jeden z prowadzących fundację "Pomoc Kościołowi w Potrzebie".

 

Czy strategię prezentowaną przez polski rząd polegającą na braku zgody na relokację kolejnych grup imigrantów oraz skoncentrowaniu się na pomocy finansowej dla ogarniętego wojną regionu możemy uznać za słuszną?

Tak, ponieważ pierwszym życzeniem wszystkich ludzi, którzy naprawdę przyjeżdżają do Europy w poszukiwaniu pomocy, jest pragnienie pokoju. Oni naprawdę chcieliby wrócić do swojego kraju i żyć na nowo w pokoju. Gdyby nie splot interesów ekonomicznych Stanów Zjednoczonych, Rosji i innych mocarstw pewnie do tego pokoju szybko by doszło, ale ponieważ ekonomia bierze górę nad wszystkim innym, wojna trwa, a rzesze ludzi cierpią z tego powodu. Rzesze tych naprawdę potrzebujących.

Działania prowadzone przez naszych polityków możemy więc ocenić pozytywnie?

Uważam, że bardzo mocno trzeba wspierać panią premier Beatę Szydło i prezentowane przez nią stanowisko w kwestii uchodźców, tym bardziej, że jednym głosem w tej sprawie mówią wszystkie kraje Grupy Wyszehradzkiej. Tak jak mówił jakiś czas temu w europarlamencie pan prof. Ryszard Legutko, nie może być tak, że Unia Europejska to dyktat Paryża i Berlina, gdzie ignoruje się interesy innych krajów, a wszyscy inni mają słuchać Francji i Niemiec. To właśnie prezydent Francji wygłosił kiedyś słowa, że inne kraje "mogą skorzystać z okazji i siedzieć cicho", tylko że to nie jest partnerstwo, ale dyktat i poddaństwo.

A czy zaangażowanie Turcji w kryzys imigracyjny może przynieść pozytywne efekty?

Zgadzam się z linią, wg której Turcja miałaby się zaangażować w pomoc w rozwiązaniu kryzysu imigracyjnego. Ale pamiętajmy przy tym, że Turcy również rozgrywają tu swoje interesy polityczne. To nie jest tak, że oni nagle dostali objawienia i wypuścili ze swoich granic tak ogromne ilości imigrantów. Jednocześnie wg prawa unijnego Turcja nie jest krajem, w którym toczy się wojna. Toteż uchodźcy, którzy wyjeżdżają bezpośrednio z tego kraju nie mają prawa pobytu na terenie Unii.

A jednak cały czas przyjeżdżają. Czy pomoc finansowa, jaką Unia oferuje Turcji, a do której oczywiście dołączy się również Polska, będzie czynnikiem wiodącym do rozwiązania, albo przynajmniej załagodzenia kryzysu?

Kiedyś przejazd z Syrii do Europy kosztował ok. 13 tys. dolarów. Teraz rynek się skurczył i cena za dotarcie do Europy wynosi 3 tys. dolarów. Zauważmy też, że z Syrii, czy Iraku już dawno wyjechali ci najbogatsi, a na miejscu zostali najbiedniejsi. To logiczne – wyjechali ci, którzy mieli pieniądze. Dlatego powinniśmy pomagać przede wszystkim tym najbardziej potrzebującym, a oni wciąż są na Bliskim Wschodzie pośrodku regionu pogrążonego w stanie wojny. Potrzebne im jest jedzenie, odzież i wszystkie inne artykuły pierwszej potrzeby. Teraz do przeżycia, potem zaś pomoc służacą odbudowaniu państwa. Nasza pomoc finansowa może być realnym wsparciem i rozwiązaniem problemu imigracji. Każdy z nas może się do niej realnie przyczynić np. poprzez wspomaganie organizacji charytatywnych takich jak "Pomoc Kościołowi w Potrzebie". Musimy uciekać od błędnej polityki, jaką było bezrefleksyjne przyjmowanie fali uchodźczej. Dziwi mnie przy tym, że tak małą aktywność przejawiają w tym temacie Stany Zjednoczone, które wraz z ich koalicjantami są przecież jednym z głównych architektów chaosu na Bliskim Wschodzie.

Krzysztof Szczerski powiedział ostatnio, że nie powinniśmy przyjmować żadnych uchodźców, ani imigrantów, również chrześcijan, ujął on ten problem w trochę innym aspekcie, wskazując, że jeżeli wszyscy chrześcijanie przyjadą tutaj, to w Syrii nie będzie Kościoła. Czy to słuszne podejście?

Tak i nie. Z jednej strony nie możemy nikomu odmawiać doraźnej pomocy, jeśli naprawdę jej potrzebuje. Jeżeli ktoś jest głodny i potrzebuje schronienia, naszym obowiązkiem jest go przyjąć i to bez względu na wyznawaną przez niego religię. Nie możemy segregować ludzi i pytać o świadectwo chrztu przed udzieleniem pomocy. Jednocześnie w słowach Pana Szczerskiego jest pewna słuszność, najlepiej byłoby bowiem, gdyby ci chrześcijanie mogli powrócić do swojego domu i tam w spokoju żyć. Istnieje teraz groźba, że rękami organizacji charytatywnych i poprzez działania polityczne sami usuniemy chrześcijan z Bliskiego Wschodu, co się przez wieki nie udało muzułmanom. Co prawda relatywnie mało chrześcijan wyjechało z Syrii do Europy, wielu z nich przeniosło się w inne rejony, ale pozostało na Bliskim Wchodzie, tym niemniej istnieje niebezpieczeństwo, że chrześcijaństwo w tamtym regionie poprzez imigrację zostanie osłabione.

[koniec_strony]

Powinniśmy więc zachować rozsądek, ale nie możemy tracić sprzed oczu naszego chrześcijańskiego obowiązku?

Oczywiście, trzeba tu zachować rozwagę. Musimy jednak pomagać ludziom, którzy potrzebują pomocy, tym bardziej przed okresem zimowym, kiedy ich potrzeby (mowa o tych, którzy pozostali w Syrii) są jeszcze większe, a wiele organizacji międzynarodowych zwyczajnie nie dysponuje takimi środkami, które pozwoliłyby na pomoc w potrzebnym wymiarze. Dlatego nasze zaangażowanie byłoby bardzo ważne. Przy okazji chciałbym bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy przyłączają się do działań fundacji "Pomoc Kościołowi w Potrzebie". Dzięki Państwa pomocy udało nam się zebrać wiele środków, które przekażemy na pomoc chrześcijanom w Syrii. Proszę też o dalsze wsparcie tego niezwykle ważnego dzieła.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW