W naszej katechezie mamy za sobą refleksję nad trzema stopniami wtajemniczenia: sakrament chrztu, bierzmowania i Eucharystii. Są one dostępne dla każdego chrześcijanina i decydują o jego duchowej dojrzałości. Pozostałe cztery sakramenty są związane albo z powołaniem człowieka, albo z sytuacją, jaka w jego życiu zaistnieje. Zanim przejdę do szczegółowego omówienia sakramentu pokuty i pojednania, chciałbym jeszcze odpowiedzieć na pytania, które niektórzy z was postawili. Wszystkie one są związane z samym pojęciem sakramentu.

Przypominam, że sakrament jest znakiem ustanowionym przez samego Chrystusa, a więc przez Boga, jako źródło łaski. Takich sakramentów mamy siedem. Obok trzech wymienionych, jeszcze kapłaństwo, małżeństwo, sakrament pokuty i sakrament namaszczenia chorych. W sensie szerszym można słowo sakrament odnieść do Kościoła, który na ziemi jest ustanowionym przez Chrystusa widzialnym znakiem i źródłem wszystkich łask, oraz do samego Chrystusa, który jest widzialnym znakiem ustanowionym przez Boga, samym Wcielonym Synem Bożym, dawcą wszelkich łask. Tego pojęcia sakramentu nie można odnieść do żadnej innej rzeczywistości.

Wielu zwracało uwagę na to, że w różnych współczesnych publikacjach można znaleźć twierdzenia, jakoby wszystko, co na ziemi jest znakiem Boga, było sakramentem. A więc sakramentem jest kwiat, liść, sopel lodu błyszczący w słońcu, sakramentem jest dziecko i jego uśmiech, sakramentem jest drugi człowiek. Otóż wyraźnie zaznaczam, że są to wielkie, wspaniałe dzieła Boga, mówiące o Jego mądrości, potędze i pięknie, ale nie są to sakramenty. Kwiat nie jest źródłem łask, jest tylko chwilowym, pięknym dziełem Pana Boga, który możemy podziwiać.

Mówię o tym dlatego, że w tym poszerzaniu pojęcia sakramentu na wiele innych znaków istnieje poważne niebezpieczeństwo. Gdybyśmy mieli dużo czasu, to mógłbym odsłonić, jak obecnie w sposób zaprogramowany, pojęcia, którymi posługuje się Kościół, są rozmywane, aby nie znaczyły tego, co znaczą. To jest mniej więcej tak, jakbyśmy etykietkę dobrego, wybornego wina przykleili do butelek, gdzie jest woda źródlana. W pewnym momencie następuje całkowita dezorientacja. Nie wiadomo, gdzie jest wino, gdzie jest woda. Cel tych zabiegów jest jeden: zrobić z Kościoła wieżę Babel, aby nikt z drugim nie potrafił się porozumieć.

Mądrość związała słowo z ściśle określoną rzeczą. Jeśli to słowo odnosi się do wielu rzeczy, zaciera się granica między prawdą a rzeczywistością. Jest to poważne niebezpieczeństwo, które obecnie zagraża Kościołowi. Sakramentów w Kościele jest siedem i nie może być więcej. W sensie szerszym można mówić o sakramencie jedynie mając na uwadze Chrystusa i Kościół. Używanie tego słowa w odniesieniu do innej rzeczywistości jest nieporozumieniem i na pewno nie przynosi pożytku Kościołowi. Mówię o tym dlatego, że cała ta nasza katecheza trwająca już szósty rok zmierza do tego, abyśmy w Kościele nazywali rzeczy po imieniu.

Jeśli chodzi o sakrament pokuty, do którego przechodzę, to chciałbym zaznaczyć, iż jest to pierwszy dar Chrystusa Zmartwychwstałego. W dzień swego Zmartwychwstania Chrystus przybył do Apostołów zamkniętych w Wieczerniku i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego. Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. To jest pierwszy i jeden z największych darów, jaki od Boga otrzymaliśmy. Stopniowo odkryjemy jego wielkość. Ten dar został ściśle złączony z kapłańską ręką. Otrzymali go wyłącznie Apostołowie i w sakramencie kapłaństwa jako władzę odpuszczania grzechów przekazują go przez pokolenia.

Trzeba pamiętać, że jest to władza, która dotyczy grzechów ciężkich popełnionych po chrzcie. Odpuszczenia grzechów powszednich można dostąpić w różnoraki sposób, co wyjaśnię w jednym z następnych kazań. Natomiast jeśli człowiek popełni grzech ciężki, nie potrafi uzyskać pojednania z Bogiem i Kościołem inaczej, jak tylko w sakramencie pokuty.

Tu powstaje pytanie, czy Pan Bóg nie mógł już w sakramencie chrztu świętego udzielić tak wielkiej łaski, aby człowiek ochrzczony był odporny na wszelki grzech, czyli by po chrzcie już nie popełnił żadnego grzechu. Mógł, oczywiście, że mógł. Dlaczego więc tego nie uczynił? Gdyby nas tak umocnił, to wtedy w dużej mierze stracilibyśmy wolność naszej woli, a razem z tym, konsekwentnie, możliwość zasługi. Stalibyśmy się nadludźmi, bylibyśmy jak złoto zanurzone w ziemi, które ziemia może przechowywać, ale nie może zamienić w siebie. Byłoby to jednak dzieło Boga, a nie nasze. Nie od nas by zależała nasza wygrana ze złem, zło w żadnej postaci by nam nie groziło. Tymczasem Pan Bóg chciał, abyśmy zmaganie ze złem wygrali sami. On chce nam tylko w tym pomóc.

Posłużę się takim porównaniem: Gdyby chrzest potraktować jako szczepionkę uodparniającą na wszystkie choroby, od tego momentu człowiek wchodziłby w najbardziej zakaźny teren, wiedząc, że się nie zarazi; nie byłoby to jednak jego zasługą, ale tylko i wyłącznie dziełem Boga, czyli nie byłoby miejsca na zwycięstwo nad pokusą, na zwycięstwo nad złem. Tymczasem Bóg chce nam dać tę wielką szansę. On wie, że my dokonując ciągłych wyborów potrafimy opowiedzieć się po Jego stronie. Dlatego wolał zamiast takiej szczepionki ustanowić lekarza i zorganizować aptekę. Jeśli człowiek się zarazi, nawet śmiertelnie, to podejdzie do tego lekarza, skorzysta z Bożej apteki i wróci do zdrowia. Bóg zostawił w naszych rękach ten wielki wybór, jest to gest Jego szacunku dla naszej wolności. Jak długo jesteśmy na ziemi, jesteśmy w zasięgu zła, musimy dokonywać wyboru; jak przejdziemy do wieczności, już nie będziemy w zasięgu zła, będziemy otwarci tylko na dobro. Ale wówczas skończy się również definitywnie czas zasługi.

Chciałbym, abyśmy zobaczyli konfesjonał jako gabinet lekarza. Oto Boski Lekarz przygotował dla nas wspaniałą aptekę, w której można uleczyć wszystkie choroby ducha i wiele chorób ciała.

Tekst pochodzi z książki:
Ks. Edward Staniek - Uwierzyć w Kościół

mod/jankowice.rybnik.pl