Właśnie 9 lipca można się było spodziewać odwołania prof. Bogdana Chazana przez prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz (PO). Nieprzypadkowo decyzja ta została ogłoszona w czasie konferencji prasowej, wobec licznie zgromadzonych mediów, jeszcze przed rozmową z samym zainteresowanym lekarzem i przed wręczeniem mu wypowiedzenia. Za to dokładnie wtedy, gdy w Sejmie trwała debata nad zgłoszonym przez PiS konstruktywnym wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska. W tej debacie i głosowaniu liczył się każdy głos. Głosy zaś posłów SLD w szczególności, ponieważ to ugrupowanie jako jedyne było dość nieprzewidywalne.

Tymczasem przed kilkoma dniami to właśnie SLD zapowiedziało zawiadomienie prokuratury o możliwości popełniania przestępstwa przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, jeśli ta nie odwoła prof. Chazana z funkcji dyrektora Szpitala Świętej Rodziny. Profesor kierował tą placówką od roku 2004, jeszcze z nadania poprzedniego prezydenta Warszawy, śp. Lecha Kaczyńskiego. Sygnał ze strony postkomunistycznej lewicy był zatem jasny, jak ze strony wyrafinowanej Herodiady wobec zdemoralizowanego Heroda: albo głowa prof. Chazana na misie, albo koniec zalotów. A zegar polityczny w Sejmie nieubłagalnie odmierzał minuty przed głosowaniem.

SLD od początku tygodnia czekało na sygnał i w ostatniej chwili dostało na talerzu to, co chciało. Na początek głowę Chazana. Zapowiedziało więc wstrzymanie się od głosu. To wystarcza, aby być pewnym, że w piątkowym głosowaniu skompromitowany rząd ocali skórę i będzie mógł dalej szastać połową królestwa. A niemłoda już przecież „Salome” będzie kontynuować taniec sumienia między deklaracjami swojej wiary a interesami swojej partii. Chociaż czasem jest to już taniec na brzytwie, jak w przypadku zapowiedzi, że nawet korzystna dla prof. Chazana decyzja Trybunału Konstytucyjnego nie wpłynie na zmianę decyzji o jego odwołaniu, bo prawo nie działa wstecz! Trzeba zatem pani Hannie Gronkiewicz-Waltz, profesorowi prawa na Uniwersytecie Warszawskim postawić pytanie: czy w takim razie jest również przeciwko rehabilitacji ofiar reżimu komunistycznego, zamordowanych zgodnie z wyrokami ówczesnych sądów, ponieważ „prawo nie działa wstecz”?

Nie współczuję pani prezydent Gronkiewicz-Waltz sytuacji, w której się znalazła, bo znalazła się w niej na własne życzenie. Zasada „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” musi być kiedyś zweryfikowana przez tę ewangeliczną: „Nie można dwom panom służyć”. I nie zawsze z weryfikacją czeka się aż na Sąd Ostateczny. Zło, z którym zaczyna się paktować, potrafi już tu, na ziemi, wystawić słone rachunki. I właśnie je wystawia. Bo nie chodzi tylko o to, że w imię interesów własnej partii pani Gronkiewicz-Waltz zdecydowała się swoje sumienie pozostawić w kruchcie. Zrobiła coś gorszego. Przyłączyła się do tych, którzy dyskryminują ludzi sumienia i dążą do wyeliminowania ludzi wierzących z przestrzeni publicznej.

Być może jeszcze parę dni temu nawet pani Gronkiewicz-Waltz nie wyobrażała sobie, że podejmie taką decyzję. Choć wiem jak bardzo zmieniły ją lata, kiedy pracowała w Europejskim Banku Rozwoju w Londynie. A ściślej, jak bardzo zmieniło się w tym czasie jej podejście do spraw wiary i sumienia, jak zmieniły się jej przyjaźnie. Ja sam przecież także głosowałem na nią, kiedy w 1995 roku startowała w wyborach na Prezydenta RP z ramienia Konwentu św. Katarzyny. Wtedy przed kamerami naiwnie deklarowała, że do kandydowania na najwyższy urząd w państwie natchnął ją Duch Święty. Chciałoby się zapytać, co się dzisiaj z tym Duchem stało? Ciągle jednak przyjaźniła się z niektórymi duchownymi bardzo wysokiego szczebla. A samego prof. Chazana jako lekarza i człowieka prywatnie bardzo ceniła. Ale to wszystko okazało się bez znaczenia, kiedy partia zażądała ofiar.

Mój znajomy proboszcz, który przez lata pracował na misjach w Ugandzie, powtarza czasem afrykańską maksymę: "Krew plemienna jest gęściejsza niż woda chrztu". I tym razem siła związków z plemieniem PO okazała się wyraźnie mocniejsza od wody chrztu łączącej Hannę Gronkiewicz-Waltz z Bogiem i z Kościołem. 

Koniec złudzeń.

Ks. Henryk Zieliński/Idziemy