Ostatnie wybory prezydenckie na Ukrainie były - używając znanego określenia Korwina Mikke - wyborami między dżumą a cholerą. Z jednej bowiem strony Julia Tymoszenko, wspierana przez nacjonalistów i czcicieli zbrodniarzy z UPA, z drugiej Wiktor Janukowycz, wspierany przez obóz postkomunistyczny i prorosyjski. W wyborach tych, które przebiegły w miarę poprawnie wygrał ten ostatni.



Nigdy nie byłem fanem "pięknej" Julii, bo to osoba wyrachowana i bezwzględna. Jednak metody jakimi postępuję z nią jej konkurent są nie do zaakceptowania. Dlatego też cieszę się, że w jej obronie podniosły się głosy polityków europejskich.



Jako pierwszy zareagował mój idol, prezydent Niemiec
Joachim Gauck, który oznajmił, że w takiej sytuacji na EURO 2012 na Ukrainie nie pojedzie.  To się nazywa mieć klasę! Szkoda, ze w Polsce nie mamy prezydenta czy premiera jego miary. Po nim odezwały się głosy innych polityków.



Nawiasem mówiąc, powtarza się sytuacja z olimpiadą w Moskwie w 1980 r., kiedy to część wolnego świata, w tym też niektórzy sportowcy, bojkotowała imprezę z powodu agresji ZSRR na Afganistan.

 


Ja jednak wiem, co mam zrobić. Będę prywatnie bojkotować mecze rozgrywane na Ukrainie, wyłączając telewizor. Szczególnie w czasie meczy we Lwowie, w tym pięknym mieście, które obecnie stało się, co piszę z wielkim bólem, siedliskiem kultu Stepana Bandery i rzezimieszków z UPA i SS Galizien.

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski