Portal Fronda.pl: W tym roku przypada kilka ważnych rocznic...

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: ...wymienię choćby stulecie wybuchu I wojny światowej i wymarszu Legionów Polskich z Krakowa pod dowództwem Józefa Piłsudskiego, 75. rocznicę wybuchu II wojny światowej i paktu Ribbentrop-Mołotow, 70. rocznicę lądowania aliantów w Normandii, bitwy pod Monte Cassino czy wybuchu Powstania Warszawskiego. Te rocznice są obchodzone przez polskie władze czy różnego rodzaju stowarzyszenia patriotyczne.

Rocznica mordu na Kresach Wschodnich nie jest tak obchodzona...

Dokładnie, całkiem inne podejście obserwuję w stosunku do 70. rocznicy drugiej fazy ludobójstwa na Kresach Wschodnich dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów z Ukraińskiej Powstańczej Armii i SS Galizien. 11 lipca tego roku przypada 71. rocznica „Krwawej Niedzieli”, a jednocześnie 70. rocznica drugiej fali mordów, która objęła nie tylko dawne województwo stanisławowskie, tarnopolskie, lwowskie, ale także tereny obecnej Polski, w tym obecne województwa podkarpackie i lubelskie.

Z czego wynika takie podejście?

Z poprawności politycznej. Władze III RP nie upominają się o prawdę o ludobójstwie dokonanym na obywatelach II RP, gdyż przyjęto zasadę, że dla dobrych relacji z Ukrainą o Kresach Wschodnich i ludobójstwie tam dokonanym trzeba zapomnieć. Ostatnio w jednej z prawicowych gazet przeczytałem, że „lepsza Ukraina banderowska, niż Ukraina sowiecka”.

Co Ksiądz o tym myśli?

To absurdalne! Zarówno w jednej, jak i w drugiej sytuacji, na Ukrainie nie działoby się dobrze. Komunizm był zły i trzeba mówić o jego ofiarach, ale ideologia banderowska jest tak samo zła i również przyniosła ofiary. Nie można dzielić ofiar na lepsze i gorsze.

Okrągła, 70. rocznica powinna chyba mieć odpowiednią rangę...

Tak, ale paradoksalnie w tym roku widać wyraźnie, że rocznica ludobójstwa jest całkowicie zepchnięta na margines społeczny. Pamięcią o niej zajmują się wyłącznie rodziny pomordowanych, organizacje kresowe, patriotyczne, kombatanckie, Kościół katolicki. Władze państwowe udają, że nic się nie stało.

Dlaczego dziś rzeź na Wołyniu jest przemilczana? Rozumiem, że w poprzednim ustroju politycznym nie można było mówić o niektórych rzeczach, ale dzisiaj?

W latach PRL nie mówiono nic na temat tej zbrodni, bo Ukraina była częścią Związku Radzieckiego. Pozwalano jedynie mówić o walkach, które miały miejsce w Bieszczadach. To był jedyny wyjątek. Siły polityczne, które doszły do władzy po 1989 roku, zbudowały politykę wschodnią w oparciu o tzw. mit Jerzego Giedroycia. Oczywiście Giedroyć miał co innego na myśli, a co innego mówią dziś interpretatorzy te idei.

A co mówią?

Upraszczając, można to sprowadzić do twierdzenia, że dla dobra relacji z Ukrainą, która po raz pierwszy pojawiła się jako niepodległe państwo na mapach Europy, należy zapomnieć o ludobójstwie dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich.

Jaki wpływ na stosunek do Rzezi Wołyńskiej ma obecna sytuacja polityczna na Ukrainie i relacje polsko-ukraińskie? Polscy politycy mocno zaangażowali się w poparcie rewolucji na Ukrainie.

Ze względu na sytuację na Ukrainie, politycy wolą przemilczeć temat zbrodni na Kresach. Nie biorą udziału w uroczystościach, aby nie zadrażnić relacji z Ukrainą. Dostrzegam także daleko idące umizgi do zwolenników ideologii Bandery, którzy są w tej chwili w różnych ukraińskich partiach, na przykład w partii Swoboda Ołeha Tiahnyboka czy Prawym Sektorze Dmytro Jarosza. Tym bardziej, że w obecnym rządzie Arsenija Jaceniuka w Kijowie jest pięciu przedstawicieli ugrupowań banderowskich (mówiąc ściślej – w ugrupowaniu Swoboda). Jeżeli doraźne cele polityczne stawia się ponad prawdę historyczną, to ta prawda zawsze będzie niewygodna, czy to w czasach PRL czy obecnie. Mija 70 lat od ludobójstwa, a Polska nadal nie potrafi tej prawdy powiedzieć i jej bronić, również na forum międzynarodowym.

Do czego prowadzi taka polityka przemilczania ofiar? Jaki jest jej sens?

Jako potomek pomordowanych powiem, że jest to polityka fałszywa, zakłamana, a wręcz idiotyczna. Jeżeli mówi się, że trzeba uczcić pamięć żołnierza, który walczył pod Monte Cassino, a jednocześnie nie pozwala się czcić żołnierzy Armii Krajowej czy Batalionów Chłopskich, to nie znajduję dla takiej polityki żadnej argumentacji. Nie może być różnicy pomiędzy ofiarami pomordowanymi tylko dlatego, że byli Polakami, a pomordowanymi z innych powodów. Tu dostrzegam podział na tzw. lepsze ofiary, które zginęły z rąk Niemców i Rosjan i ofiary „gorsze”, które zginęły z rąk Ukraińców. Ta polityka nie ma sensu, niczego nie buduje.

Gorzko ocenia Ksiądz postawę polskich polityków względem pamięci o zbrodni na Kresach Wschodnich...

Przykro mi to mówić, ale dwa największe ugrupowania polityczne w Polsce, które wyrosły na ideałach Solidarności – Platforma Obywatelska i PiS – są prawie jak bracia bliźniacy, przemilczający sprawę mordów na Kresach Wschodnich. Od lutego 2014 roku biorę udział w wielu uroczystościach na terenie Polski, a polityków jest na nich jak na lekarstwo. Nie przychodzą na nie posłowie, senatorowie, szefowie partii politycznych. Przypuszczam, że 11 lipca w czasie uroczystości w Warszawie i innych miastach Polski, polityków także nie będzie. Należałoby ich zapytać, dlaczego tak się dzieje. Myślę, że powinni oni mieć świadomość, że prędzej czy później, wyborcy ich za to ocenią. Widzę, że Polacy mają coraz większą świadomość społeczną, że taka polityka jest nienormalna i nie będzie miała wsparcia. Jestem ciekaw, czy na dzisiejszych uroczystościach pojawi się Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, Janusz Palikot, ktokolwiek... Czy politycy będą udawali, że takiej rocznicy w ogóle nie ma? To jest test dla wszystkich polityków. Oczywiście moja ocena jest bardzo negatywna. Od wielu lat obserwuję, że w tej kwestii prowadzona jest polityka „krok do przodu, krok do tyłu”, nie ma żadnej konsekwencji w działaniu, mającym na celu obronę prawdy.

Kilka lat temu w Polsce bardzo dużo mówiło się o zbrodni w Jedwabnem, podczas której zginęło ponad 300 żydowskich mieszkańców miasta, zapędzonych do stodoły i żywcem w niej spalonych. Polacy z Kresów Wschodnich także byli paleni żywcem w stodołach. Ale o nich nikt nie chce rozmawiać...

To właśnie kolejny dowód na idiotyzm obecnie prowadzonej polityki. Siedemdziesiąt lat temu, 28 lutego 1940 roku w Hucie Pieniackiej (pow. Brody, na ziemi tarnopolskiej) wymordowano 1000 Polaków. Dokonali tego Ukraińcy z SS Galizien. Zapędzono bezbronną ludność polską do stodół i spalono żywcem. O tych stodołach nie mówi się ani słowem. Takie przypadki miały miejsce na Wołyniu, Małopolsce Wschodniej, ale w ogóle się o tym nie mówi.

Dlaczego tak się dzieje? Inne narody potrafią się upominać o swoje ofiary i pamięć o nich, a Polacy?

Inne narody nie postępują tak, jak my. Żydzi od II wojny światowej ustawicznie upominają się o prawdę o Holocauście, niezależnie od tego, w której części Europy dokonywały się mordy i kto za nimi stał. Oni o to walczą, mają powołany specjalny instytut, nadają medale Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Podobnie postępują Ormianie. Od stu lat upominają się o prawdę o ludobójstwie i różne kraje, w tym także Polska, uznały tę prawdę. Ostatnio Victor Orban, premier Węgier upomniał się o Węgrów mieszkających na Ukrainie i prawdę o represjach, jakie względem nich stosowały władze dawnego Związku Radzieckiego. Dlaczego Polska tego nie potrafi? Dlaczego idzie inną drogą, niż Żydzi, Ormianie, Węgrzy? Kto się za nas będzie upominał? Zrobią to Hiszpanie, Irlandczycy, Niemcy? Na pewno nie. W ciągu ostatnich 25 lat było wiele okazji do tego, aby uczcić ofiary mordów, postawić krzyże (na wielu mogiłach nie ma ich do dzisiaj) i uczyć o tym dzieci w szkołach. To grzechy zaniedbania, które według mnie wynikają z błędnej polityki. Polityki, która już się sypie, bo widzimy, jak na Ukrainie obala się pomniki Lenina, ale w to miejsce stawia się pomniki zbrodniarzy – Stepana Bandery oraz SS Galizien, a władze polskie milczą jak zaklęte, chowają głowy w piasek.

Mówił Ksiądz, że pamięć o zbrodni na Wołyniu trwa wyłącznie dzięki rodzinom pomordowanych. Ale tych rodzin, z roku na rok, będzie coraz mniej. Co można zrobić, aby Polacy nie zapomnieli o mordach na Kresach Wschodnich?

Obserwuję ostatnio pewne pozytywne zjawisko, w ramach którego pamięć o ludobójstwie kontynuują dzieci, wnuki, a często prawnuki pomordowanych. Ale nie tylko oni. Także młodzież, z różnych organizacji społecznych, patriotycznych, harcerskich. Ostatnio jest tej młodzieży coraz więcej. To efekt wzrostu świadomości społecznej na temat tego problemu i faktu, że politycy sobie z nim nie radzą. Młodzież wypełnia tę lukę. Dodam jeszcze jedną ważną rzecz. Nie spotkałem się w środowisku kresowym z nienawiścią do Ukrainy jako państwa i Ukraińców jako narodu. Jest takie hasło: „Polska-Ukraina, przyjaźń i współpraca, chwała Ukraińcom, którzy ratowali Polaków (tacy też byli), hańba i potępienie dla SS Galizien, UPA i Stepana Bandery”. To bardzo wyraźnie rozróżnia naród, który przecież jest słowiański, chrześcijański, od wrzodu, który powstał w oparciu o ideologię banderowską. Tu nie ma czegoś, co zarzucają niektórzy politycy, że ruch kresowy jest ruchem anty-ukraińskim. To nieprawda. To ruch anty-banderowski i antyfaszystowski. Mam nadzieję, że jak się powie głęboką prawdę o ludobójstwie, wyraźnie wskaże się, kto był ofiarą, a kto katem, to dopiero doprowadzi do dobrych relacji polsko-ukraińskich. Zamiatanie pod dywan czy wręcz kłamstwo na ten temat to nie jest rozwiązanie.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk