Dziś taką światową Lampedusą jest Przemyśl, będący otwartą bramą dla ukraińskich uchodźców wojennych. Franciszek powinien stanąć pośród nich, jak wówczas, gdy solidaryzował się z imigrantami na Morzu Śródziemnym. A jednak tego nie robi – mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Redakcja Fronda.pl: Już nie „wszyscy jesteśmy winni wojny”, ale winę ponosi NATO i jego „ujadanie”. Dlaczego Franciszek tak się wzdraga przed nazwaniem rzeczy po imieniu i wskazaniem, że to Rosja jest tutaj jednoznacznym agresorem?

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Od samego początku wojny czyli od rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę wypowiedzi papieża są bardzo powściągliwe, ale w niektórych sytuacjach są one wręcz szokujące. I nie jest to pierwsza wypowiedź tego typu. Przecież już wcześniej Ojciec Święty nie nazywając agresora po imieniu mówił o biednych żołnierzach rosyjskich, a dopiero w dalszej kolejności o biednych żołnierzach ukraińskich. Wynika to moim zdaniem z jego przekonania, że wojna jako taka jest zła, a za jej wybuch zawsze są odpowiedzialni wszyscy. I nie ma tu jakiegokolwiek jasnego, konkretnego doprecyzowania, kto jest agresorem, a kto jest ofiarą tegoż agresora. Do tej pory w Kościele Katolickim obowiązywało pojęcie wojny sprawiedliwej. Istniało ono jeszcze w czasach rzymskich a czołowi kościelni teologowie i filozofowie, tacy jak św. Augustyn czy św. Tomasz z Akwinu przejęli to pojęcie na potrzeby nauki Kościoła. Nauczali oni, że oczywiście wojna jest oczywistym złem, niemniej jednak istnieją powody z powodu których kraje tę wojnę mogą prowadzić. Chodzi tu po prostu o prawo do obrony rozciągnięte zresztą nie tylko na państwa, ale również na pojedyncze osoby.  Każdy ma prawo się bronić. I w wielu wypadkach jest to słuszne, gdyż piąte przykazanie: „Nie zabijaj” nie oznacza automatycznie, że zawsze należy się poddawać agresorowi. Przed dwoma laty w swojej encyklice „Fratelli tutti” Ojciec Święty bardzo mocno poszedł w kierunku stwierdzenia, że - używając skrótu myślowego - wszyscy są winni wojen. I dziś widać wyraźnie, że za wybuch wojny Ojciec Święty rzeczywiście wini wszystkich. Nie znajdziemy już u niego takiego wyrazistego podziału na agresora, który wszczął wojnę oraz ofiarę działań tego agresora. Jest to moim zdaniem bardzo niebezpieczne i szokujące, co mówi w sprawie wojny na Ukrainie papież Franciszek. Bo nie tylko nie wskazuje on w sposób jednoznaczny na Rosję jako na agresora, ale jeszcze dodatkowo obarcza NATO winą za wywołanie tej wojny. Oczywiście Sojusz Północnoatlantycki nie jest kryształowy, ale w sytuacji gdy wojska rosyjskie niszczą ukraińskie miasta oraz zabijają ukraińską ludność, tego typu słowa Franciszka brzmią po prostu jak usprawiedliwienie zbrodniczej agresji. To na pewno nie przejdzie bez echa i będzie miało bardzo daleko idące konsekwencje dla katolików, dla kościoła, ale i dla całego świata.

Polityka Franciszka to kombinowanie i unikanie nazywania rzeczy po imieniu z jednej strony, a z drugiej strony nierealne pomysły jak ewakuacja cywili z Mariupola na pokładzie statku pod papieską banderą. Jak ocenić tę politykę? Czy to zupełne oderwanie od rzeczywistości czy raczej kluczenie miedzy zadowoleniem zachodu a zadowoleniem Putina?

Trzeba przypomnieć, że Ojciec Święty pełni jakby podwójną funkcję. Z jednej strony jest oczywiście Głową Kościoła Katolickiego i przewodniczy chrześcijańskiej wspólnocie wierzących. Jednak jednocześnie jest też głową państwa, które jest podmiotem prawa międzynarodowego i prowadzi w tym świecie własną politykę. Jest to rzeczywiście trudna i skomplikowana sytuacja. Niemniej jednak Ojciec Święty wypowiadając się w taki sposób jak obecnie, mówi bardziej jako polityk, a nie jako Głowa Kościoła. Myślę, że powoduje to ogromny rozdźwięk wśród katolików. Jesteśmy przecież w stanie wyobrazić sobie, jakie odczucia mogą panować teraz wśród katolików ukraińskich. Oczywiście większość ludności ukraińskiej wyznaje religię prawosławną. Jednak katolików na Ukrainie jest również całkiem sporo. Mamy tam do czynienia z dwoma obrządkami. Mówimy tu o grekokatolikach, którzy przecież już od ponad 425 lat znajdują się w łączności z Rzymem. To największy obrządek wschodni wewnątrz Kościoła Katolickiego i liczy on sobie kilka milionów ludzi. Ale są również rzymscy katolicy, których na Ukrainie jest oczywiście znacznie mniej od grekokatolików, ale nie jest to też żadna garstka osób, gdyż ich łączną liczbę szacuje się na ok. 2 mln osób. Mówimy tu więc o sporej kilkumilionowej grupie obywateli Ukrainy, którzy są ofiarami agresji rosyjskiej, cierpią, z narażeniem życia walczą o swoją ojczyznę i praktycznie nie ma tam już rodziny, która nie zostałaby dotknięta rosyjskimi zbrodniami. Oni słysząc tego typu słowa Franciszka, jako Głowy Kościoła i następcy Świętego Piotra na pewno są tym wszystkim ogromnie zszokowani. Wyobraźmy sobie przecież, co byśmy czuli jako Polacy, gdyby w 1939 roku ówczesny papież Pius XII po zbrodniczej napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę powiedział, że być może wojna ta została spowodowana faktem, iż znajdujące się w sojuszu Francja Wielka Brytania i Polska „szczekały” u drzwi Hitlera, prowokując go do agresji i przez to wszyscy są tej agresji winni. No nie są wszyscy winni. Polacy, podobnie jak inne narody napadnięte później przez Hitlera, mieli pełne prawo bronić się przed tą napaścią, a inne państwa miały pełne prawo w tej obronie napadniętym pomagać. A przecież Franciszek kwestionuje obecnie nawet samą pomoc zbrojną udzieloną Ukrainie. Ten cały ciąg różnych wypowiedzi obecnego papieża jest niesłychanie bolesnym wydarzeniem w całej historii Kościoła. A jaka jest tego przyczyna? Przyznam szczerze, że dość długo wydawało mi się, że Ojciec Święty jest po prostu dezinformowany przez swoje najbliższe otoczenie lub też ze względu na swój wiek oraz chorobę utracił w pewien sposób kontakt z rzeczywistością. Obecnie wydaje mi się jednak że ostatnia wypowiedź Franciszka jest jedynie konsekwencją jego szerszej koncepcji, a sam papież znajduje się pod silnym wpływem środowisk lewicowych i prezentuje pacyfistyczne podejście do świata, w myśl którego jak już wspominaliśmy winę za konflikty wojenne ponoszą wszyscy. Jest to moim zdaniem bardzo nietrafiona koncepcja. 

Czy argentyńskie pochodzenie Franciszka może mieć jakikolwiek istotny wpływ na jego ewidentnie proputinowskie stanowisko? Może Franciszek od początku był prorosyjski, a ten wredny Putin musiał zrobić na przekór, zaatakować Ukrainę i przyłożyć rękę do zbrodni wojennych?

Ogromne znaczenie ma nie tylko jego argentyńskie pochodzenie, ale również i przynależność do Zakonu Jezuitów. Jeśli chodzi o pochodzenie Franciszka to zauważmy, że jego bezpośrednimi poprzednikami na tronie Piotrowym byli Polak i Niemiec. A więc członkowie narodów, które w sposób bardzo dotkliwy doświadczyły na sobie totalitaryzmów. W przypadku Niemiec był to nazizm, a w przypadku Polski dochodził jeszcze komunizm. Myślę więc, że zarówno Jan Paweł II jak i Benedykt XVI doskonale rozumieli, czym jest totalitaryzm, jakie są jego przyczyny i do czego on prowadzi. Natomiast Franciszek tego typu doświadczenia po prostu nie ma. Pochodzi on z rodziny włoskich emigrantów, którzy wyjechali do Argentyny, w której przecież nigdy nie toczyła się wojna na miarę pierwszej czy drugiej wojny światowej. Była oczywiście junta wojskowa i inne problemy tego kraju, ale jest to z pewnością jednak zupełnie inna skala zjawiska. Franciszek, podobnie jak jego kraj, nigdy nie doświadczył po prostu skutków żadnego totalitaryzmu. Ma więc na totalitarne zagrożenie spojrzenie odmienne od tego, które charakteryzowało jego poprzedników. Można by zdefiniować to franciszkowe spojrzenie jako południowoamerykańskie, które jest przede wszystkim bardzo antyamerykańskie, a jednocześnie z dużą dozą sympatii dla wszelkich środowisk lewicowych. Podobne trendy widać też w obecnym zakonie Jezuitów. Przy całym szacunku dla niewątpliwych zasług z przeszłości tego zakonu, wpływy ideologii lewicowej były tam w ostatnich dziesięcioleciach bardzo silne i mocno obecne. Wiem o tym również z relacji moich kolegów czy przyjaciół pracujących chociażby w Argentynie czy Paragwaju. Często podkreślali oni, że Jezuici dość wyraźnie dryfują w kierunku świata  lewicowego. Przecież sam Ojciec Święty wypowiadał się niesłychanie pochlebnie chociażby o  pochodzącym z Polski Zygmuncie Baumanie, którego traktował jako swojego przyjaciela, a który w czasach stalinowskiego totalitaryzmu, był  silnie związany z ówczesnym reżimem panującym w naszym kraju. Są to już z pewnością zupełnie inne kręgi niż te, w których obracali się Jan Paweł II czy Benedykt XVI. I na pewno nie pozostaje to bez istotnego wpływu na to co robi i mówi Franciszek. Już teraz doprowadziło to do potężnego rozdźwięku wewnątrz samego Kościoła Katolickiego. Możemy zauważyć wyraźny spór o to, czy koncepcja południowoamerykańskich Jezuitów realizowana przez Franciszka nie wyklucza się sprawach najistotniejszych z nauczaniem Kościoła. Moim zdaniem mamy tu jednak do czynienia z bardzo niebezpiecznym przechyleniem w kierunku świata lewicowego. 

W debacie publicznej obecne są także głosy, że Franciszek robi dla Ukrainy więcej niż inni liderzy religijni. Jak to oceniać? Czy w ogóle zasadne jest w obecnej sytuacji zestawianie Franciszka np. z patriarchą Cyrylem, ajatollahami z Iranu bądź muzułmańskimi liderami Arabii Saudyjskiej?

Moim zdaniem niewątpliwie Ojciec Święty, podobnie zresztą jak wszyscy inni  hierarchowie Kościoła Katolickiego, czy szerzej chrześcijanie oraz wyznawcy innych religii, a także ludzie niewierzący, wspiera pomoc dla ukraińskich uchodźców wojennych. I myślę, że gdyby Franciszek ograniczył swoją działalność właśnie do pomocy humanitarnej oraz duchowej dla tych ludzi, byłoby to właściwe, a i on sam byłby zupełnie inaczej odbierany. On jednak niestety dodaje do tego wszystkiego wątki polityczne. Podkreśla też swe związki z patriarchą moskiewskim Cyrylem. A teraz powiedział, że nie pojedzie do Kijowa, ale pojechałby za to do Moskwy - i to są już działania polityka. I jako polityk musi ponieść za tego typu słowa określone konsekwencje. Mówię tu tylko i wyłącznie o jego działaniach politycznych. Niestety bowiem ta warstwa polityczna przykryła teraz działania Franciszka jako Głowy Kościoła.

Czy Franciszek powinien udać się z wizytą do Kijowa? Czy jego uparty i ślepy wręcz pacyfizm nie podważa wypracowywanej przez wieki doktryny wojny sprawiedliwej?

Jeśli chodzi o samą wizytę w Kijowie, to gdyby tylko taka możliwość była to papież na pewno powinien pojechać do ukraińskiej stolicy. Sam byłem na Ukrainie dziesiątki razy, siostra mojej mamy przez 30 lat posługiwała na Ukrainie jako siostra zakonna. I z moich rozmów z osobami zaangażowanymi w działania duszpasterskie na Ukrainie wynika, że dla Ukraińców niesłychanie ważne jest to, by papież stanął nie tylko po stronie, ale i pośród ofiar tej wojny, by ich odwiedził, by się z nimi spotkał, wyraził swą solidarność z nimi. Mam taki swój zupełnie prywatny pomysł i marzy mi się, żeby Ojciec Święty przyjechał choćby do Przemyśla, który przecież w tej chwili jest takim ogromnym polem pomocy dla uchodźców wojennych z Ukrainy, a równocześnie otwartą bramą dla tej wielkiej emigracji. Tam Franciszek mógłby się spotkać z liczną rzeszą  ukraińskich uchodźców, ale również i z tymi, którzy po polskiej stronie granicy im ofiarnie pomagają. A potem stamtąd mógłby pojechać do Lwowa, gdyby okazało się, że podróż do Kijowa jest po prostu ze względów bezpieczeństwa niemożliwa do zrealizowania. Tego typu wizyta mogłabym mieć niesłychany wręcz oddźwięk na całym świecie. Nawet gdyby Franciszek poprzestał wyłącznie na samej swojej obecności, nie wypowiadając jakichkolwiek istotnych słów czy deklaracji w sprawie trwającej wojny czy Władimira Putina. Jednak sama jego obecność w tych miejscach byłaby  świadectwem o niesłychanej wręcz wymowie. Niestety on tego nie robi, nie wykonuje tego typu i ruchów. A przecież gdy rozpoczynał swą posługę papieską w 2013 roku potrafił udać się na Lampedusę na Morzu Śródziemnym, gdzie oddał hołd tysiącom imigrantów z Afryki. Był też potem w podobnym celu na wyspie Lesbos, gdzie również podkreślał swą jedność z uchodźcami. Dzisiaj taką Lampedusą czy Lesbos są właśnie Przemyśl czy Lwów. Jednak papież do tych miast się nie wybiera. Myślę, że wynika to jednak z faktu, że Franciszek ma tu jednak bardzo miękkie podejście do agresora i bardziej zależy mu na relacjach z Putinem czy kontaktach z patriarchą Cyrylem.

Może idąc za tym niezwykle ciekawym pomysłem, jest tu jakieś pole do popisu i dla polskich władz oraz polskiego Kościoła, żeby starać się Franciszka na tę naszą przemyską Lampedusę zaprosić?

Nie wiem czy papież Franciszek będzie chciał w ogóle słuchać polskiego Kościoła. Moim zdaniem jego podejście do polskiego Kościoła jest bardzo chłodne. Wysłanie dwóch kardynałów na Ukrainę, w tym Konrada Krajewskiego jest ważnym gestem, ale drobnym i kompletnie nie przystający do tej jasnej jednoznacznej postawy jaką Franciszek przejawiał wobec sytuacji  imigrantów  przebywających na wspomnianych: Lampedusie czy Lesbos. Widać tu niestety bardzo ogromne różnice w podejściu do obu tych sytuacji przez papieża. Jednak trzeba tu również podkreślić jeszcze jedną kwestię, która trochę umyka we wszelkich komentarzach. Franciszek podda się niebawem operacji i na ponad tydzień zrzeknie się posługi papieskiej, którą w jego imieniu będzie wykonywał w tym czasie ktoś inny. Jest to jednak dość spore zaskoczenie. Mam takie prywatne przeczucie, że być może Franciszek nosi się jednak z zamiarem ustąpienia i wzorem Benedykta XVI złoży rezygnację z urzędu papieskiego. Trzeba się z tego typu ewentualnością liczyć.

Wróćmy jeszcze na moment do tej wojny sprawiedliwej. Czy pacyfizm Franciszka podważył już ostatecznie wypracowywaną przez wieki w Kościele doktrynę wojny sprawiedliwej?

Moim zdaniem ta doktryna już została w sposób jednoznaczny pogrzebana w wydanej przez Franciszka przed półtorej roku encyklice „Fratelli tutti”, gdzie papież mówi, że wojna jest zła i nie czyni żadnego rozróżnienia na wojnę sprawiedliwą i wojnę, która taką nie jest. Oczywiście Jan Paweł II też był przeciwny wojnie, jednak nigdy nie powiedziałby, że ofiary nie mają prawa się bronić. Apelował raczej do uczuć wszystkich stron i zachęcał do znalezienia drogi  wzajemnego pojednania. U początku swego pontyfikatu Jan Paweł II pośredniczył przecież nawet w zażegnaniu konfliktu zbrojnego pomiędzy Argentyną i Chile. Stolica apostolska uczestniczyła wówczas w tym wydarzeniu jako rozjemca starając się za wszelką cenę załagodzić konflikt. Była to niewątpliwie piękna działalność i wspaniała rola Watykanu pod przewodnictwem polskiego papieża.  A Franciszek był wówczas prowincjałem argentyńskich Jezuitów i powinien tamto wydarzenie oraz rolę ówczesnego papieża w zażegnaniu tamtego konfliktu zbrojnego z udziałem jego ojczyzny bardzo dobrze pamiętać. Tymczasem obecny Ojciec Święty swoje kroki w sposób wyraźny i jednoznaczny kieruje do sprawcy agresji, czyli do Putina i nie ma tu już co do tego żadnych wątpliwości. Moskiewski patriarcha Cyryl jest wyłącznie marionetką w rękach Władimira Putina i w żaden sposób nie reprezentuje on przecież całej Cerkwi Prawosławnej, więc wszelkie rozmowy Franciszka z Cyrylem też wydają się być tu całkowicie ślepą uliczką.

Dziękuję za rozmowę.

 

spisał ren