Fronda.pl:Czy ksiądz może na kazaniu poruszać tematy, które w jakiś sposób wiążą się z polityką? Czy może mówić na przykład o zagrożeniu dla Ojczyzny?

Ks. Jan Sikorski: Nie tylko może, ale i ma taki obowiązek! Jako ksiądz muszę dostrzegać to, co się dzieje wokół mnie. Przecież Słowo Boże jest odwieczne, ale przeżywamy je ciągle na nowo, na świeżo i głosimy adekwatnie do sytuacji, w jakiej znajdują się ludzie. A ludzie to nie tylko dom, rodzina, serce, ale też i społeczność, miasto, parafia i Ojczyzna. Dostrzegam więc nawet obowiązek ustosunkowania się do pewnych spraw, które dzieją się tak w parafii, jak i w każdym środowisku, w którym żyje człowiek-chrześcijanin. To ważne, bo ten człowiek będzie podejmował później rozmaite decyzje. Nie wolno więc zamykać oczu na wszystko, co dzieje się wokół. Ale uwaga – ksiądz nie może wykorzystywać swojego autorytetu kapłana, żeby przemycać własne poglądy czy sympatie polityczne. Agitacja polityczna do niego nie należy. Powinien jednak otwierać oczy na zasady i na wnioski, jakie mają z tych zasad płynąć dla codziennego życia. Gdyby kapłan wzbraniał się od tego, to wtedy właśnie uprawiałby z ambony politykę, gdyż nie zabierałby głosu na tematy, na które powinien podejmować, a które dotyczą życia. Broń Boże jeśli chodzi o głoszenie własnych sympatii, natomiast interpretacja rzeczywistości w świetle Słowa Bożego – do tego ksiądz jest zobowiązywany, jakkolwiek by to się nie nazywało.

Pytam o polityczne kazania, ponieważ to właśnie zarzucono ks. Stanisławowi Małkowskiego, który głosił w Poznaniu, że Ojczyzna znajduje się w niebezpieczeństwo. Ubolewał ponadto nad emigracją Polaków, wskazując rządzących jako winnych tego zjawiska. Larum podniosła „GW”, uprzejmie donosząc, że jeden z wiernych wstał, przerwał ks. Małkowskiemu i wyszedł z kościoła. A za nim mała grupka innych osób. Niemniej, informacje na temat tego zdarzenia utrzymane są w tonie jakiejś sensacji. Za zachowanie kapłana przeprosił już proboszcz poznańskiej parafii oraz ks. Józef Kloch, rzecznik Episkopatu.

Widzę tu dwie sprawy – jedna to taka, jak swoje myśli przekazał ks. Małkowski, jakie miał intencje i jak zostało to przyjęte. O sprawie właśnie się dowiaduję, ale przecież fakt, że ludzie opuszczają Polskę jest bardzo bolesny. Wymaga więc jakiejś interpretacji i uwrażliwienia. Ale już wskazywanie palcem, czyja to wina i kto za to odpowiada, to przesada. Tego oczywiście wystrzegałbym się podczas kazania. Jest jeszcze jedna rzecz, na którą należy zwrócić uwagę. Niektóre media rozsiewają takie proszki alergiczne (śmiech), które sprawiają, że cokolwiek kapłan nie powiedziałby o Polsce, patriotyzmie czy sprawach społecznych, wierni uznają to za tzw. mieszanie się do polityki. To jest jeszcze postkomunistyczna zaszłość, która ciągnie się do dziś, choć oczywiście nie jest prawdziwa. Jak wspomniałem, ksiądz ma prawo poruszać tego typu tematy, co więcej, nawet powinien to robić. Proszę zauważyć, że nawet papież Franciszek naucza, że nie można się odgradzać od bieżących spraw społecznych. Ludzie jednak są nastawieni alergicznie.

To znaczy?

Opowiem małą anegdotkę. Kiedyś jedna z moich rozmówczyń zarzuciła mi, że księża „mieszają się do polityki”. Zapytałem więc, gdzie słyszała takie polityczne kazanie. Odpowiedziała, że nawet u mnie w kościele. „U mnie? Niemożliwe!” - zdziwiłem się. Na co ona: „Przecież nawet ksiądz głosi polityczne kazania!”. Ja?! „Tak”. A co takiego powiedziałem? „Że po latach odzyskaliśmy wolność”. Cóż, jeśli to mieszanie się do polityki, to rzeczywiście, mieszam się do niej strasznie. Bóg zapłać. Zawsze strzegłem się, by w swoich wystąpieniach nie przekraczać granicy i wydaje mi się, że nigdy tego nie zrobiłem. Wracając do kazania ks. Małkowskiego, to zjawisko emigracji jest bardzo bolesne i kapłan ma nie tylko prawo, ale i obowiązek, by o tym mówić, trzeba się natomiast powstrzymywać przed wskazywaniem palcem. To nie jest ewangeliczna postawa. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Wskazywanie de nomine na konkretnego polityka czy jakąś frakcję jest niestosowne. I myślę, że to właśnie miał na myśli ks. Kloch, przepraszając za ks. Małkowskiego.

To na koniec zapytam jeszcze o postawę wiernych, którzy wyszli z kościoła, nie czekając do końca Mszy świętej. To nie kazanie jest sednem Eucharystii. Może mi się wielokrotnie nie podobać to, co mówi ksiądz, ale to nie znaczy, że mam ostentacyjnie opuszczać kościół przed końcem Mszy świętej. Co taka postawa mówi o wiernych?

To elementarny brak kultury i sposoby bycia. Tym bardziej, że sytuacja miała miejsce w kościele. Natomiast jeżeli wierni mają swoje uwagi, mają obowiązek pójść do księdza i z nim na ten temat porozmawiać. Zasygnalizować, że coś im nie pasuje. (Zawsze zachęcam do takiej postawy moich parafian). Może to złe porównanie, ale krytyk teatralny nie wchodzi na scenę w trakcie sztuki, dopiero później pisze recenzję, w której zawiera swoją ocenę. Podchodzenie do księdza i przerywanie mu kazania jest demonstracją swojego ogromnego braku kultury i nierozumności.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk