My chcemy Boga w książce, w szkole… – śpiewaliśmy za komuny, m.in. na Mszach za Ojczyznę w latach 80. Śpiewało tak zapewne także wielu z tych, którzy obecnie dzierżą władzę. Ale wygląda na to, że niektórzy śpiewali niezbyt szczerze albo że blichtr władzy i ideologia nowolewicowej laicyzacji uderzyły im do głowy. Oto po „Deklaracji wiary” lekarzy, pojawiła się inicjatywa „Deklaracji wiary” nauczycieli.

Nawet jeśli to całkiem nieformalna, internetowa inicjatywa, to Joanna Kluzik-Rostkowska, minister edukacji w rządzie Tuska, prewencyjnie zaczęła straszyć, że nauczyciel, który podpisze taką deklarację, złamie Konstytucję i musi liczyć się z restrykcjami. Tym samym Kluzik-Rostkowska po raz kolejny pokazuje, że kompetencje ma niewielkie, ale za to wie, co należy bredzić, aby przypodobać się i zwierzchnikowi, i mediom typu „Gazeta Wyborcza” i TVN24.

Jeśli ktoś tutaj postępuje wbrew Konstytucji, to właśnie pani minister, która swoimi groźbami w gruncie rzeczy ogranicza wolność obywateli, w tym przypadku wolność publicznego wyrażania własnych przekonań i wiary. Warto też zauważyć, że w preambule ustawy o systemie oświaty z 1991 roku zapisano: „Nauczanie i wychowanie – respektując chrześcijański system wartości – za podstawę przyjmuje uniwersalne zasady etyki”.

Ks. Dariusz Kowalczyk SJ 

Całość felietonu w najnowszym numerze Tygodnika "Idziemy"