Małżeństwo sakramentalne różni się od wszystkich innych związków kobiety i mężczyzny, gdyż tylko w tym związku narzeczeni przysięgają sobie, że odtąd żadna osoba – ani obecnie, ani w przyszłości – nie stanie się ważniejsza od małżonka.

Nie opuszczę cię aż do śmierci

Ci, którzy decydują się na sakramentalny związek małżeński, przysięgają sobie miłość, wierność i uczciwość do końca życia, nieodwołalnie i bezwarunkowo. Postanawiają przy świadkach, na piśmie i z powołaniem się na Boga, że nie opuszczą tej drugiej osoby aż do śmierci, w dobrej i złej doli. Sakramentalne małżeństwo to ślubowanie największej miłości, jaka jest możliwa między mężczyzną a kobietą. Tej wyjątkowej miłości małżeńskiej nie wymyślił nikt z ludzi. Jest ona propozycją samego Stwórcy. Nasze ludzkie pomysły na więź mężczyzny i kobiety nie sięgają tak daleko. Ograniczają się do różnych wersji tzw. wolnych związków. Jest to wyrażenie wewnętrznie sprzeczne, bo przecież nie istnieją związki, które nie wiążą. Mogą istnieć związki, które wiążą nieodwołalną miłością albo związki oparte na popędzie i współżyciu seksualnym, na uczuciu i zakochaniu, na lęku przed samotnością, na dominacji czy uległości. W „wolnych” związkach obie strony pozostawiają sobie prawo, by w dowolnym momencie opuścić „partnera”.

Gwarancja wierności na zawsze

Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo. To znaczy, że jesteśmy godni nieodwołalnej miłości i że jesteśmy w stanie nauczyć się od Boga takiej miłości, jaką wyraża przysięga małżeńska. Tylko miłość nieodwołalna, do śmierci, daje kobiecie i mężczyźnie gwarancję, że ma sens złączyć się z tą drugą osobą, że dla wspólnego dobra ma sens zainwestować całe serce, wszystkie siły i umiejętności. Tylko taka miłość wyklucza sytuację, w której ta druga osoba nas kiedyś porzuci, wykorzystawszy wcześniej naszą miłość i ofiarność, naszą młodość i pracowitość, naszą czystość i czułość.

Małżonkowie z natury pragną być kochani taką miłością, jaką proponuje Kościół katolicki. Tylko wtedy czują się bezpieczni w obliczu przyszłości, której nie da się przewidzieć. Kto ma pewność, że będzie kochał małżonka w każdej sytuacji – gdyż tak postanowił w sposób świadomy i dobrowolny – i że będzie kochany w podobny sposób przez tę drugą osobę, ten wie, że poradzi sobie z każdą próbą i trudnością. Doświadczenie potwierdza, że małżonkowie, którzy kochają siebie wzajemnie w sposób wierny, czuły i nieodwołalny, potrafią pokonać każdą przeszkodę. Pozostają silni i szczęśliwi także w obliczu poważnej choroby, trudności wychowawczych czy bezrobocia i skromnych warunków materialnych.

Kryzys małżonków, a nie instytucji małżeństwa

W Polsce każdego roku rozpada się kilkadziesiąt tysięcy małżeństw. Inne przeżywają poważny kryzys. Coraz więcej osób opuszcza małżonka. Niektórzy wiążą się z kimś innym, decydując się na złamanie własnej przysięgi i na związki cudzołożne. Czy to oznacza, że nierozerwalne małżeństwo stało się przeżytkiem? Z całą pewnością nie, gdyż wszystko to, co proponuje Bóg, będzie w każdej epoce optymalne i aktualne. Także w naszych czasach Bóg proponuje kobietom i mężczyznom miłość podobną do wiernej i ofiarnej miłości swojego Syna – aż do krzyża, aż do końca. Obecnie jest trudniej dorastać do takiej miłości, bo młodzi ludzie bombardowani są powierzchownymi, czasem wręcz wulgarnymi wizjami relacji mężczyzna – kobieta oraz nie mniej prymitywnymi wizjami ludzkiej seksualności. W tej sytuacji tym bardziej potrzeba solidnego przygotowania do małżeństwa w domu rodzinnym, w parafii, w szkole, w grupach formacyjnych, w ramach przygotowania narzeczonych. Przed decyzją o małżeństwie potrzeba solidnej pracy nad własnym charakterem i pogłębionego poznania kandydata na małżonka. Kto jednak zdecyduje się złożyć przysięgę nieodwołalnej miłości, ten nie ma prawa tej przysięgi złamać: nigdy i pod żadnym pozorem. A kto zostaje przez małżonka opuszczony, ten ma prawo do obrony przed krzywdą, ale nie ma prawa dopuszczać się podobnego zła. Powinien modlić się, żyć w czystości i czekać na powrót męża czy żony.

Duszpasterstwo małżonków opuszczonych

Obecnie obserwujemy niepokojący paradoks. Otóż w niektórych parafiach prowadzone jest duszpasterstwo tych, którzy porzucili współmałżonka i żyją w związkach cudzołożnych, ale nadal rzadko organizowane jest duszpasterstwo adresowane do osób skrzywdzonych i opuszczonych przez małżonków. Chodzi tu o osoby, które nie wchodzą w związki cudzołożne i pozostają w samotności. Także w tej skrajnie bolesnej sytuacji chcą one trwać w przyjaźni z Bogiem oraz postępować zgodnie z sumieniem. Takie osoby potrzebują znaków zainteresowania, troski, szacunku i wsparcia ze strony duszpasterzy oraz konkretnej pomocy – materialnej, duchowej, prawnej. Potrzebują pomocy, by dochować wierności wobec niewiernego małżonka i by dać mu szansę na powrót – czasem nawet po wielu latach.

Duszpasterstwo związków niesakramentalnych

To dobrze gdy ci, którzy opuścili małżonka, pragną pozostać w Kościele i chcą być objęci opieką duszpasterską. Chodzi natomiast o to, by adresowane do nich duszpasterstwo było zgodne z Ewangelią. Jezus wyjaśnia, że lekarza potrzebują chorzy, a nie ci, którzy się dobrze mają. Jednak lekarza potrzebują po to, by wyzdrowieć, a nie po to, by trwać w chorobie. Dziwna jest sytuacja, gdy ktoś z księży prowadzi duszpasterstwo ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych w taki sposób, że w praktyce tworzy im komfort trwania w chorobie, zamiast stanowczo mobilizować ich do zdrowienia, czyli do nawrócenia i powrotu do opuszczonego małżonka. Jeśli ktoś dopuścił się zdrady, to jedyną zgodną z Ewangelią reakcją na własny grzech jest odejście od kochanki czy kochanka i powrót do małżonka z jeszcze większą miłością niż przed początkiem kryzysu. Także wtedy, gdy powrót miałby wiązać się z rozwodem cywilnym cudzołożnego związku.

Ma rację o. J. Woroniecki, gdy podkreśla, że drugie związki sakramentalnych małżonków są wobec Kościoła bardziej grzeszne od zwykłego konkubinatu, bo wynikają z bezpośredniego sprzeciwiania się prawu Bożemu, a przy tym stwarzają zobowiązania cywilne, które mogą być przeszkodą w powrocie do zobowiązań małżeńskich (por. Katolicka etyka wychowawcza, II/2, KUL 1995, s. 224). Niedopuszczalne jest relatywizowanie słów przysięgi małżeńskiej i uzależnianie ich wiążącego charakteru od zachowania małżonków po ślubie. Przysięga obowiązuje w jednakowym stopniu małżonków skrzywdzonych, jak i tych, którzy odeszli. Nie można usprawiedliwiać cudzołóstwa tym, że się zostało skrzywdzonym. Zawsze jest szansa na nawrócenie i pojednanie. Tym, który leczy rany, uzdrawia i przywraca jedność małżonków jest Chrystus, obecny w ich sakramentalnym małżeństwie. To On daje siłę, by odzyskać wspólnotę małżeńską w każdej sytuacji, nawet – po ludzku patrząc – beznadziejnej.

Radykalne nawrócenie

Pewien mężczyzna opowiadał mi o tym, że kilka lat temu zakończył romans, który doprowadził do poczęcia dziecka. Obecnie ma wyrzuty sumienia i chce pomóc dawnej kochance – zachowując wobec niej całkowity dystans – w wychowywaniu ich syna, który wchodzi w wiek szkolny. Wyjaśniłem rozmówcy, że jest to błąd z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że znowu zacznie ogromnie cierpieć jego żona i jego ślubne dzieci. Po drugie, kochanka zacznie walczyć o niego i prowokować do ponownego romansu. Po trzecie, spotykając się z nieślubnym synem raz w tygodniu, będzie go raczej rozpieszczał niż wychowywał. Po czwarte, dla syna jest lepiej, gdy samotnie wychowuje go matka, niż gdy widzi, że jego rodzice rzadko się ze sobą spotykają i że nie okazują sobie miłości. Mężczyzna wsłuchiwał się w te argumenty i stwierdził, że mam dużo racji, lecz że mimo wszystko spróbuje pomóc synowi. Po kilku miesiącach przyznał, że rzeczywiście jego żona i ślubne dzieci jeszcze bardziej teraz cierpią niż w okresie, gdy miał romans. Dawna kochanka zaczęła o niego walczyć i wysyłać do jego żony listy, w których – wbrew faktom – triumfująco oznajmia, że to ona wygrała. Z kolei on sam przekonał się, że odświętne spotkania z synem to nie jest pomoc w wychowaniu.

Ci, którzy opuścili małżonka, powinni uznać, że w którejś fazie życia w bardzo istotnej kwestii nie posłuchali Jezusa i że przyjmują teraz na siebie bolesne konsekwencje. Nie aspirują do przyjmowania Komunii św. i do spokoju sumienia, dopóki nie powrócą do małżonka, któremu w obliczu Boga ślubowali miłość aż do śmierci. Tym, którzy przeżywają kryzys małżeński, konkretną pomocą służy Wspólnota Trudnych Małżeństw SYCHAR (www.sychar.org ), która ma swoje Ogniska już w wielu diecezjach.

Ks. Marek Dziewiecki

Oprac. MBW

Czytaj także:

 

No i zamiast o rodzinie było o rozwodnikach!

Ks. Przemysław Drąg dla Fronda.pl: Jesteśmy skupieni na patologiach życia małżeńskiego i rodzinnego. A powinniśmy zająć się normalną, katolicką rodziną