Portal Fronda.pl: Pisanie autobiografii kojarzy się z podsumowaniem życia, czyżby Księdza najnowsza publikacja była klamrą, która wieńczy jakiś etap?

Ks. Dariusz Oko: Ostatni rozdział książki nosi tytuł „Bez epilogu”, więc to jeszcze nie koniec (śmiech). Pomysł na napisanie książki powstał w Wydawnictwie św. Stanisława. Dyrektor uznał, że stałem się dość znanym w Polsce księdzem, więc ludzie na pewno chcieliby się dowiedzieć czegoś więcej na temat mojego życia. Przystałem na to. Ks. Kosowski zaproponował, że wywiady ze mną przeprowadzi Piotr Litka, choć zastrzegał, że to tylko na próbę, bo trudno przewidzieć, jak ułoży nam się współpraca.

Zainteresowanie ks. Oko czy zainteresowanie ideologią gender?

Ideologią gender, a przez to mną. To zainteresowanie widać gołym okiem. Ciągle gdzieś występowałem, mówiłem o ideologii gender. Wygłosiłem wykład w Sejmie, który miał znaczenie przełomowe. Wystąpiłem w programie „Młodzież Kontra”, co uważam, za szczególnie udane wystąpienie. Katecheci pokazują ten program na lekcjach.

Dlaczego uważa Ksiądz wykład w Sejmie za przełomowy?

Po wykładzie w Sejmie zmieniły się nastroje. Ktoś stwierdził, że trzeba zacząć niszczyć ks. Oko. Stałem się „bohaterem” wielu bardzo krytycznych, właściwie nienawistnych artykułów. Przeciw mnie używano wszelkich możliwych wulgaryzmów i obelg. Szereg adwokatów doradzało mi wytaczanie procesów. Argumentowali, że trzeba to robić, aby bronić Kościół. Nie zdecydowałem się jednak na to, co wprawia w zawód prawników, którzy twierdzą, że mielibyśmy wygraną w kieszeni. Uważam jednak, że księdzu nie przystoi robienie z siebie pieniacza. Gdybym wygrał, pewnie byłoby jeszcze gorzej.

Jak Ksiądz odbiera te wszystkie publikacje na swój temat?

Kiedy moje zdjęcie ukazało się na okładce pewnego tygodnika, jego sprzedaż ponoć wzrosła dwukrotnie, choć pisano o mnie krytycznie. Uznałem, że nie jest dobrze, gdy na mój temat piszą wyłącznie wrogowie. Wiem, że po Krakowie krążą niechętni mi dziennikarze, zbierają informacje, szukają na mnie haków, by opisać ks. Oko możliwie jak najgorzej. Trudno w takiej sytuacji milczeć. Dlaczego mają o mnie pisać tylko wrogowie? To była dodatkowa motywacja, aby napisać książkę. Jednak to ja najlepiej znam moje życie (śmiech). Chciałem też dać coś przyjaciołom, aby mieli informacje z pierwszej ręki.

Myśli Ksiądz, że oponentów interesuje Księdza biografia?

Dziennikarze bardzo mi ubliżają. Piszą w sposób wulgarny, chamski, urągają mi. Nie wiedzą nawet, na jakie źródła się powołuję, skąd się biorą moje poglądy. Postanowiłem więc opowiedzieć historię mojego życia. Oczywiście, sam z siebie jestem nikim, grzesznikiem, otrzymałem jednak dary łaski. Myślę, że poznanie mojego życia jest ważne także dla umocnienia przyjaciół. Ostatnio głosiłem wykłady w Poznaniu, Płocku, Jastrzębiej Górze, Wadowicach, Przemyślu. Przychodzą na nie tłumy ludzi! W Przemyślu „Dyktaturę gender” podpisywałem przez 2 godziny i 15 minut. Ludzie przyjeżdżają po kilkadziesiąt kilometrów, chcą słuchać, a zwykle mówię ok. 2,5 godziny. Czasem żartuję, że mogę mówić jak Fidel Castro, rozumiem te jego płomienne, długie przemowy (śmiech). W Irlandii mówiłem nawet 4 godziny i słuchacze wytrwali do samego końca – nawet ciężarna kobieta, która przyjechała na wykład 100 km. Zainteresowanie przyjaciół jest równie wielkie, jak zainteresowanie wrogów.

Księdza życie to... ?

... dla mnie to świadectwo wielkości Boga. Mam 54 lata, do praktycznie 2/3 ziemskiego życia. Ta książka to bilans mojego życia. Jeśli ludzie interesują się moją osobą, to chciałbym, aby mieli możliwie rzetelne informacje. Sam z siebie jestem nikim, otrzymałem jednak pewne dary. Jestem na pierwszej linii frontu walki z ideologią gender, wcześniej – z homoideologią. Wiele osób twierdzi, że w znaczący sposób przyczyniłem się do powstrzymania homoideologii. Ludzie czują, że gender to straszna manipulacja, kłamstwo, ale są bezradni, a ja im dostarczam argumentów. Tą walkę toczę już dziesięć lat i należę do jednych z najbardziej skutecznych. Ludzie chcą wiedzieć, skąd się wziął ks. Oko.

Zatem skąd się wziął?

To dar, w pierwszej kolejności – Boga, później – rodziców, ale też dar pewien postaw duchowych. Jestem przekonany, że to wynika z dobrego wychowania, posiadania dobrej rodziny. Najlepszy fundament to wychowanie przez rodziców do porządnego życia. Najlepsi ludzie pochodzą z najlepszych małżeństw. Traktuję książkę jako hymn wdzięczności na cześć moich rodziców i Pana Boga, a także dobrych nauczycieli. Chcę także uwiarygodnić samego siebie, powiedzieć, dlaczego mówię to, co mówię, na jakiej podstawie. Chcę powiedzieć o mojej drodze naukowej. Trzeba być skromnym, ale nie można kłamać – przez całe życie byłem prymusem. Byłem najlepszym uczniem w najlepszym liceum w Krakowie, dwa razy wygrałem olimpiadę z fizyki. Dziennikarze piszą o mnie „tuman”, a ja napisałem dwa wysoko cenione doktoraty z filozofii i teologii. Przez pięć lat studiowałem w Niemczech, które od dwóch wieków są głównym źródłem nowych pomysłów w humanistyce czy naukach przyrodniczych. W Polsce trudno jest mi usłyszeć coś nowego, bo ja wiem, kto za kim i co powtarza. Niejeden genderysta zapraszał mnie na swój wykład, ale ja się zastanawiałem po co – wolę słuchać w oryginale. Prawie nie ma w Polsce ludzi, którzy mieliby dwa doktoraty, później habilitację. Kieruję katedrą filozofii poznania, a więc jestem odpowiedzialny za badanie poprawności poznania, metodologii, logiki. Ponad dziesięć lat spędziłam za granicą, na studiach, na pielgrzymkach z lekarzami. Poznałem ponad 40 krajów na sześciu kontynentach. Podkreślam to dlatego, że mówi się o nas jako o ciemnogrodzie, który sprzeciwia się postępowi, bo nie zna świata. Który dziennikarz z tych, co tak mi ubliżają, ma taką wiedzę, jak ja?

Prócz kariery naukowej jest Ksiądz także duszpasterzem...

...i to od trzydziestu lat kapłaństwa. To cudowne doświadczenie, bo parafia to fundament Kościoła. Większość ludzi swoją historię zbawienia przeżywa w ramach parafii. Wielu z nich nigdy nie wychodzi poza parafię. To bardzo ważne miejsce, bo właśnie tutaj dokonuje się zbawienie większości ludzi. Przez szesnaście lat byłem duszpasterzem studentów, teraz duszpasterzuję lekarzom, jeżdżę z nimi po świecie, poznaję ten świat, mogę porównywać pewne rzeczywistości. Przy całej skromności muszę przyznać, że mam wyjątkową wiedzę w Polsce, mało jest tak wykształconych ludzi. Mam głęboką wiedzę teologiczną i filozoficzną, poznawałem najtrudniejszych katolickich teologów. Moim doktoratem zachwycał się ks. Tischner, wspierał mnie. Jestem wychowankiem kard. Jaworskiego, był to jeden z najbliższych przyjaciół Ojca Świętego. Widzę tu pewną dynastię myśli. Mam wiedzę „w głąb”, dzięki studiom, ale także „wszerz” – ze względu na pracę duszpasterską. Mam dwa punkty widzenia – od szczytów intelektualnych Kościoła, filozofii i teologii aż do podstaw parafii. Łatwiej jest mi porównać, które teorie służą człowiekowi, duszpastersko sprawdzają się w rozwoju człowieka, a które są chorym produktem chorych umysłów. To cudownie się uzupełnia. Podobnie wygląda moje życie – w nauce odpoczywam od duszpasterstwa, w duszpasterstwie od nauki, w Niemczech od Polski, w Polsce od Niemiec. Którzy z moich przeciwników, którzy tak mi ubliżają, mogą przedstawić podobne doświadczenia i wiedzę?

Dlaczego został Ksiądz fighterem i poszedł na wojnę z homoideologią?

Dziesięć lat temu zobaczyłem wśród moich studentów, że homopropaganda zaczyna działać na ludzi. Nawet na najlepszych, wierzących studentów. Zacząłem wyrażać krytyczne opinie i zrozumiałem, że to jest duży problem. Było to jednak opatrznościowe działanie, bo być może bez kontaktu ze studentami, zajmowałbym się tylko nauką, pisałbym artykuły, które przeczyta kilkanaście osób, a tak oddziałuję na miliony. To bardzo ważne, bo dzięki mediom mam olbrzymi wpływ na ludzi. Tak, jak rodzina buduje Kościół przez lata, tak media mogą to wszystko zniszczyć w kilka minut. Dlatego jeśli tylko mogę, występuję w mediach. Chcę dodać ludziom otuchy i pokazać, kim jest ten ks. Oko i na jakiej podstawie mówi to, co mówi.

W książce opowiada Ksiądz również o przyczynach swoich wyborów?

Oczywiście, wskazuję na mechanizmy, które spowodowały, że dziś jestem w tym miejscu, a nie innym. Powtarzam moim studentom, aby starali się przeżyć porządnie każdą godzinę, jakby budowali katedrę swojego życia. Tego na razie nie widać, jednej małej porządnie przeżytej godziny, ale to po latach będzie ogromna budowla. Chcę się dzielić duchowymi postawami, które mnie ukształtowały. Od dziecka miałem pewną filozofię zachowania, a teraz widzę, że przyniosło to dobre owoce. Jeśli ludzie cenią to, co robię i kim dziś jestem, to chcę się podzielić tym, jak do tego doszedłem. Taki widzę sens tej książki.

Mówi Ksiądz o licznych atakach, ale przecież było wiele mediów i osób, które stawały w Księdza obronie. Na przykład Joanna Szczepkowska...

...to wspaniała kobieta! Niedawno się z nią spotkałem. Myślę, że jej postawa była dużym zaskoczeniem dla środowiska. Jest uczciwą kobietą. Być może nie ma takiej wiedzy teoretycznej jak ja, nie zna tła filozoficznego, na kanwie którego powstał genderyzm, ale na własnej skórze przekonała się, co oznacza homoideologia w teatrze. W liście do prof. Środy Szczepkowska napisała, że widziała w teatrze młodych aktorów, przystojnych mężczyzn ubranych w sukienki, którym kazano się czołgać po scenie. Kiedy zapytała reżysera co to znaczy, ten odpowiedział, że to „nowy człowiek”. Polski teatr przypomina sceny z gejowskiego domu publicznego, darkroomu. To, co Szczepkowska mówiła o homolobby w teatrze zostało zresztą potwierdzone przez samych gejów. Ostatnio Michał Witkowski sam stwierdził, że świat kultury jest opanowany przez gejów, że wszędzie są „cioty”, które go wspierają, ostatnio dostał pół miliona na jakiś projekt. On sam przyznał, że w kulturze rządzi lobby gejowskie. To jest bezprawie! Człowiek powinien otrzymać pieniądze i stanowiska za swoje kwalifikacje, a nie za skłonności seksualne. Tu orientacja staje się rozstrzygającym kryterium w awansie czy otrzymaniu pieniędzy na projektu. Szczepkowska to widziała i jako uczciwa, dzielna kobieta sprzeciwiła się temu. Na gruncie własnego doświadczenia zobaczyła, ile jest prawdy w tym, co mówię. Wiedziała, że narazi się swojemu środowisku, ale mimo to wystąpiła w mojej obronie. Chwała jej za to! Ona jest jak Judyta Walcząca.

W książce wiele mówi Ksiądz o kryzysach swojego życia.

To nie jest tylko biografia, ale doświadczenie życia. A w nie wpisują się także kryzysy, to bardzo ważne. Kiedy mówiłem o swoim życiu podczas 25-lecia kapłaństwa (i jednocześnie 50. urodzin), ludzie najbardziej zapamiętali opowieść o kryzysach. Wszyscy przechodzą kryzysy, a opowiadanie o tym, jak inni sobie z nimi poradzili, dodaje ludziom otuchy. Przeszedłem trzy kryzysy. Najpierw w wieku czternastu lat kryzys ateizmu, kiedy przez pół roku nie wierzyłem. Później miałem kryzys doktorski, a następnie habilitacyjny. Wszystkie trzy kryzysy były trudne, ale wiele dobrego mi przyniosły. W pierwszym straciłem wiarę dziecięcą, ale zyskałem taką, że poszedłem do seminarium. Przez kryzys doktorski straciłem Rzym, ale zyskałem Monachium. Kryzys habilitacyjny tak mnie przewalcował, że wszystkie późniejsze walki były już niczym w porównaniu z tamtym. Dzięki książce uświadomiłem sobie, ile dobrego dał mi Pan Bóg. To jest hymn na cześć Boga, który może zachęci ludzi do wdzięczności Bogu za życie. Każde życie jest przebogate!

Jest Ksiądz szczęśliwy?

Jestem szczęściarzem, bo mam bardzo dobrych, porządnych, kochających rodziców. Ale te korzenie sięgają głębiej. Mój dziadek i babcia w czasie wojny ukrywali żydowskie dzieci w Krakowie. Dziadek miał wielu przyjaciół wśród Żydów. Babcia w czasie wojny straciła z powodu Niemców życie – w trakcie przemycania żywności tak się rozchorowała, że umarła. Dziadek po wojnie trafił do stalinowskiego więzienia, bo jego syna uciekał do Szwecji, ale został aresztowany. Człowiek, który w czasie wojny ratuje Żydów, naraża życie, jest bliski śmierci po wojnie trafia do stalinowskiego więzienia na 3,5 roku, traci wszystkie zęby, wychodzi po śmierci Stalina. Mój tata pod koniec wojny był w partyzantce AK, u „Jędrusiów”. Moja matka chrzestna jest dzieckiem Oświęcimia, znaleziono ją jako 4-letnią dziewczynkę w obozie. Moja walka z ideologią to dalszy ciąg walki, którą od lat prowadzili moi przodkowie. Jak rodzice się o mnie martwią, to mówię im, że nie są lepsi, bo oni bardziej ryzykowali (śmiech). Widzę u siebie pewien gen fighterstwa, ale także walki z ideologiami. Polacy szczególnie doświadczyli absurdów ideologii i to nas uodparnia.

O ideologii gender na razie w Polsce nieco przycichło. Przemaglowaliśmy ten temat na wszystkie możliwe sposoby, nawet poważne redakcje zaczęły z tego żartować. Co dalej będzie z tym dżenderem Księdza zdaniem?

Ależ to będzie trwało! To jest strategia ogólnoświatowa. Organizacja Narodów Zjednoczonych, Unia Europejska tak chcą wprowadzić w świecie gender, jak Moskwa wprowadzała marksizm. Tak długo, jak Unia Europejska czy WHO będą zdominowane przez genderystów, tak długo będą oni chcieli narzucić nam genderyzm. Nie wolno się łudzić. Chwilowo jest spokojnie, bo daliśmy odpór. Genderyści przycichli, ale będą następne ataki. Za tym stoją wielkie pieniądze, dlatego będą chcieli nas nawracać na genderyzm. Ale to jest tak, jakby chrześcijan zmuszać do marksizmu. Nie ma co się bać, jako stary wojownik mówię młodym żołnierzom, że ta cisza jest chwilowa, walka będzie trwała. Cieszę się jednak, że jest w Polsce wielu młodych, wartościowych ludzi.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk

"Moje życie. Z ks. Dariuszem Oko rozmawia Piotr Litka", Wydawnictwo św. Stanisława BM, 2014