Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: W programie ,,Myśląc Ojczyzna'' mówił Ksiądz o krajobrazie przed bitwą, mając na myśli wybory samorządowe i o tym, że bój o Warszawę 21. października, będzie bardzo ważny. Dlaczego?

Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChR: Nie chcę absolutnie stawać na pozycji spoglądania na Polskę przez pryzmat Warszawy. Polska to zbiorowy organizm, wspólnota miast, metropolii, osad, wiosek. Każda z nich jest ważna, bo miarą tej ważności jest człowiek. Ale Warszawa to stolica, to miasto jednak szczególne, to symbol i wizytówka państwa. Dlatego wybór mądrego rządcy jest tutaj szczególnie istotny. To jest wybór, który w jakimś sensie, dotyczy i angażuje wszystkich Polaków. Oczywiście, poza wymiarem prestiżowym i symbolicznym jest wymiar pragmatyczny. Stolica to centralny ośrodek administracji państwowej i niewątpliwie tutaj przecinają się i splatają gęstą siecią powiązania administracji państwowej i samorządowej.

W sytuacji pewnej ambiwalencji i rozchwiania w kampanii wyborczej, gdy nie wszystko co słyszymy jest czytelne i jednoznaczne dla nas, jako wyborców - czym powinni się kierować katolicy, głosując na wybranego kandydata?

Sięgnę do niedawnego stosunkowo przykładu - kazusu prof. Bogdana Chazana. Warszawski lekarz, zgodnie z własnym sumieniem i zgodnie z wyraźnie określonym profilem kliniki, którą kierował odmówił wykonania aborcji. Jego decyzja spotkała się z działaniami o charakterze restrykcyjnym ze strony prezydenta Warszawy. Dla Profesora znaczącym był prymat sumienia opartego na prawie naturalnym (dobro należy czynić, zła unikać, czyli - chroń życie, nie zabijaj), dla polityka rządzącego miastem - nie! Dla Prezydent Warszawy decydująca była litera prawa, nawet jeśli to prawo umożliwia zabijanie niewinnego życia. To był pojedynczy kazus, ale ilustrujący sprawę o charakterze pryncypialnym. Czy należy stanąć po stronie Prawdy, życia, człowieka, czy po stronie legalizmu, który może oznaczać przemoc wobec najsłabszych? O tym, że bardzo łatwo "naciągnąć" konstrukcje prawne, by ugodzić w słabych, a wesprzeć, wejść w układ z możnymi, zaświadcza afera reprywatyzacyjna. To bardzo fragmentaryczne sprawy, ale zachęcam, by podjąć nad nimi refleksję w związku z pani pytaniem. Dla mnie odpowiedź jest taka - decydująca nie może być korzyść partyjna, czy korzyść z wejścia w układ, nie może być sympatia wizerunkowa. Decydujące winni być dobro wspólne.

Czy dostrzega Ksiądz jakieś zagrożenie w tym, że ludzie rozczarowani władzą, zawiedzeni działaniami polityków - w każdej z opcji, pozostaną bierni i nie pójdą głosować?

Tak, to nie jest kwestia bierności, czy braku zaangażowania. To sprawa, którą trzeba określić jako grzech bierności, jako przyzwolenie na możliwość zła. Nie można godzić się na jakiś swoisty determinizm społeczny, wedle którego jestem bezwolnym kamieniem toczonym przez decydentów, instytucje, partie, anonimową politykę. Jestem podmiotem tych zdarzeń, instytucji, systemów...

Warto byśmy wracali do idei, eposu Solidarności. To konkretne doświadczenie, które pokazało jak mocą solidarnych sumień, zjednoczonych prawdą można obalić system, zmienić swój świat. Przywołuję przykład Solidarności, bo on pokazuje jeszcze jedno. Dziś doświadczyliśmy demitologizacji niektórych "bohaterów" Solidarności, ale bohaterstwo Solidarnych jest faktem! Mogę mieć poczucie rozczarowania politykiem, czy politykami, ale nie powinienem rezygnować z zaangażowania w sferę życia publicznego.

Co Ksiądz poradziłby tym rozczarowanym?

Uwierzyć w to, że od każdego z nas zależy naprawdę dużo. Uwierzyć w to, że działając w imię prawdy i dobra, możemy liczyć na wsparcie Pana Boga. A... "a jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam...". Dzisiaj echem tych słów pełnych pewności jest chyba hasło "zwyciężymy, zwyciężymy..."

Dziękuję za rozmowę.