Luiza Dołęgowska, fronda.pl: W ostatnich dniach ukazała się francuska książka, „Tutsi z Rwandy i Żydzi z Polski. Ofiary takiej samej nienawiści?” autorstwa Sidi N'Diaye, ze wstępem Jeana Charlesa Szurka. Czy zdaniem Księdza wzrasta ofensywa pomówień wobec Polski?

Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChr - W pewnym sensie rozmawianie o takiej publikacji i jej zawartości merytorycznej, czyni jej zaszczyt. A dokładniej czyni zaszczyt jej autorowi. Publikacja, która zestawia ze sobą ofiary wojny domowej w Rwandzie i ofiary niemieckiego zbrodniczego totalitaryzmu w okupowanej Polsce to coś nieprawdopodobnego, gdy idzie o poziom absurdu i nonsensu.

Niestety, żyjemy w społeczeństwach, gdzie praktycznie każdy może powielać kłamstwo i oszczerstwo. Niestety, trudniej jest przekazywać prawdę. Za słowa prawdy bywa się cenzurowanym lub oskarżanym. Za słowa kłamstwa bywa się hołubionym. Problemem zasadniczym jest to, że taka publikacja jak ta, o której mówimy stanowi element polityki dyfamacyjnej jako narzędzia polityki historycznej.

To nie jest kwestia kłamstwa rzuconego na temat jakiejś osoby, ale to jest spotwarzenie narodu. W dodatku narodu, który został w całej swojej tożsamości wieloetnicznej sponiewierany i poddany martyrologii. Był to zarazem naród, który stworzył państwo podziemne, jedyne w okupowanej Europie. Jest w pewnym sensie sprawą zrozumiałą, że te fakty nie mogą być przyjęte do świadomości kogoś wychowanego we Francji, gdzie ruch oporu najwyraźniej został upamiętniony w serialu „Allo, allo”.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z charakteru komediowego tego serialu, Wiem też, że istniał realny francuski ruch oporu, skupiony wokół Charlesa de Gaulle’a. Ale nie wiem, czy Francuzi, którzy chlubią się tym epizodem w swojej skażonej kolaboracją historii wojennej, wiedzą, że we francuskim ruchu oporu aktywnie działało około 40 tysięcy Polaków głównie spośród Polonii francuskiej i polskich uchodźców i wojskowych. W wyniku tych działań zginęło około 5 tysięcy Polaków. W obliczu faktów historycznych, trzeba faktycznie pytać – dlaczego taka dyfamacja? Dlaczego taki skandaliczny produkt propagandy, ubliżający Polsce i Polakom.

Dlaczego Niemcy, Francuzi, Żydzi starają się wmówić światu poprzez swoich emisariuszy, najczęściej przez udawanych historyków, że Polacy nie byli lepsi od Niemców w czasie wojny i z podobnym zaangażowaniem chcieli zabijać lub zabijali Żydów? Nie mówią jednak prawie nic o tysiącach Polaków rozstrzelanych przez Niemców za pomoc Żydom?

- To bardzo ciekawe pytanie. Niezwykle intrygujące i inspirujące. Nie czuję się na siłach, by zmierzyć się z odpowiedzią na nie. Może jest to kwestia jakiegoś syndromu winy. Niemcy są bezsprzecznie winni całej tragedii II wojny światowej. Byli przyczyną sprawczą jako III Rzesza. Ale konstrukt tego państwa dokonał się za przyzwoleniem społeczeństwa niemieckiego. Nie był narzucony. Trzeba po latach z tym jakoś się uprać.

Zatem dokonuje się wyparcie „niemieckości” na rzecz „nazizmu” i „hitleryzmu”. To znaczy zastępuje się byt realny bytem fikcyjnym, odrealnionym. A w takiej powstałej pustce dokonuje się zapełnienia jej kłamliwie wymyślonymi sprawcami z Polski. Francuzi nie mają powodów do dumy by wspominać okres II wojny światowej. De Gaulle nie przesłoni kolaboracyjnego rządu Vichy. Przynajmniej nie zasłoni go całkowicie. Poza tym, trudno odwoływać się Francuzom do swojego generała i prezydenta, skoro reprezentował on wartości konserwatywne, tak dzisiaj odległe we Francji.

Dla Żydów Zagłada stanowi wręcz religijny zwornik tożsamości i dla wielu każdy sposób jest dobry, by ten obraz ekstremalizować. Choć nie mogę nie wspomnieć w tym miejscu tego, czego byłem świadkiem w grudniu, w Toruniu, w kaplicy Męczenników Polskich – wielkich wyrazów szacunku i hołdu dla polskich bohaterów ze strony przedstawicieli państwa Izrael i synagogi żydowskiej.
Ale nie można widzieć tego problemu wyłącznie przez pryzmat jakiegoś swoistego wyparcia winy przez Niemców zwłaszcza. Owo wyparcie nie byłoby możliwe, gdyby nie z jednej strony twarda polityka państwa niemieckiego, a z drugiej strony – bierność i uległość rządów marionetkowego PRL. W państwie, które „zaczynało się” w 1944 r. trudno było o realną politykę historyczną. Taką polityką nie były też zainteresowane postkomunistyczne elity po 1989 r. Przełomem niewątpliwie stała się prezydentura śp. Lecha Kaczyńskiego, jak wiemy, tragicznie przerwana i równie tragicznie nie kontynuowana przez jago następcę. Dzisiaj stajemy wobec odrabiania ogromnych strat dziejowych.

Czy zdaniem Księdza Polska powinna bardziej energicznie i zdecydowanie odkłamywać spreparowane ''fakty historyczne'' i idąc tym tropem, dążyć do wznowienia np. ekshumacji w Jedwabnem lub pozwania przed sąd tych, którzy nas przed światem oczerniają?

- Zdecydowanie potrzebne są intensywniejsze działania rządu. W tej chwili wiele działań w tym zakresie spoczęło na organizacjach pozarządowych. Przykładowo, w czasie uroczystości we wspomnianej kaplicy Męczenników Polskich, w sanktuarium toruńskim padły ze strony ówczesnego ministra MSWiA pod adresem twórcy, inicjatora tej kaplicy Ojca Dyrektora słowa o tym, że w pewnym etapie współczesnych dziejów wyręczył on państwo polskie w budowaniu relacji z Izraelem.

Wiele wskazuje na to, że taką instytucją wyręczającą państwo polskie w walce z dyfamacją jest Reduta Dobrego Imienia. Odznacza się niewątpliwie sporą skutecznością, ale … Nie może być tak, że walka o dobre imię Państwa Polskiego jest domeną organizacji pozarządowych.

Jeśli mamy na przykład konstrukty prawne dotyczące kłamstwa oświęcimskiego, to warto by zapewne rozszerzyć je także w kierunku takim, które nie pozwoliłoby na propagowanie opinii o odpowiedzialności państwa polskiego i narodu polskiego za zbrodnie II wojny światowej. Trudno zapewne drogą dyplomatyczną wzywać ambasadora Francji, by złożyć protest wobec autora, ale w pewnych sytuacjach taka droga winna być moim zdaniem stosowana. Na przykład, gdy telewizja niemiecka – publiczna, jaką jest ZDF emitowała serial Unsere Mütter, unsere Väter. Albo gdy pan Guy Verhofstadt przypisuje Polakom nazizm i faszyzm manifestowany publicznie. Być może warto powołać w MSZ jakąś wyspecjalizowaną komórkę, która działałaby z intensywnością Reduty, ale na poziomie oficjalnej instytucji państwowej.

Zbrodnia w Jedwabnem i skandaliczna narracja wokół tej tragedii, która dokonała się na inną niż prezentowana skalę i przede wszystkim na terenach okupowanych przez Niemcy, za przyzwoleniem czy wręcz podżeganiem władz niemieckich zarządzających okupowanym terenem, to osobna wręcz historia. Powinna zostać gruntowanie przeanalizowana pod katem z jednej strony weryfikacji samego faktu, ale równie intensywnie pod kątem kłamliwej propagandy.

Dziękuję za rozmowę


sprostowanie: Pierwotnie błędnie przypisaliśmy autorstwo książki p. Jeanowi Charlesowi Szurkowi idąc za komunikatem Reduty Dobrego Imienia. Przepraszamy za pomyłkę