Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Trwa  batalia o uchylenie drzwi uchodźcom, pod kryptonimem  ,,dziesięcioro dzieci z Aleppo''- można to wywnioskować z pisma prezydenta Sopotu - nie wspominał w nim o dziesięciorgu dzieciach,ale o "osiedleniu osieroconych dzieci i ich rodzin". W dokumencie zabrakło także szczegółów dotyczących wieku i liczby uchodźców, jakich chce przyjąć Karnowski.'' Jaki jest, zdaniem Księdza, cel takich działań?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Chciałbym bardzo wierzyć w to, że inicjatywa pana prezydenta Sopotu, jest inicjatywą dobrego wolontariusza, pragnącego okazywać realną pomoc. Innymi słowy, że jest to decyzja człowieka, który ma intencję czynienia dobra i realnie może to dobro uczynić, zapewniając pomoc potrzebującym. Chciałbym w to wierzyć… ale nie bardzo mogę. Najpierw dlatego – choć nie jest to akurat w tym przypadku sprawa najistotniejsza - że temat Aleppo pojawił się w grudniu w innej narracji politycznej, ale ze strony tej samej opcji, którą reprezentuje pan prezydent Sopotu. Otóż padło pamiętne porównanie dramatu Aleppo i Warszawy. Padło ono w Brukseli i nie chcąc powielać określenia, które dla takich właśnie działań opozycji już publicznie wyraziłem, powiem tym razem – padło jako wyjątkowo obrzydliwe. Dlaczego o tym wspominam? Bo mam przemożne wrażenie, że dramat Aleppo i tragedie ludzkie w tym mieście i w tym kraju stały się kartą przetargową w grach politycznych.
Tak się po prostu nie godzi. Wszyscy wiemy doskonale, jaki dramat wiąże się z sieroctwem dzieci. W Biblii istniała specjalna kategoria ludzi ubogich (hebr. anawim) i obejmowała ona sieroty, wdowy i cudzoziemców. Sierota jest szczególnym apelem do naszych serc. To prawda. Ale ten apel domaga się czynu pomocy, a nie czynu propagandy politycznej.

Jakie decyzje w tej kwestii powinny zapaść Księdza zdaniem - czy włodarze miast Sopotu i Gdańska mogą samodzielnie sprowadzić tu uchodźców?

Pani Redaktor bardzo słusznie przypomina, że pismo prezydenta Sopotu dotyczy „osiedlenia osieroconych dzieci i ich rodzin". To ważny szczegół. Innym ważnym szczegółem jest brak … szczegółów dotyczących wieku i liczby uchodźców.
To jest działanie wielorako złożone i skomplikowane. Dotyczy problemu ewakuacji i przewiezienia tych osób, weryfikacji ich danych osobowych, a z pewnością szeregu innych kwestii. Opowiadał mi mój przyjaciel, Polak, pracujący w podberlińskim domu dla „sierot” afgańskich (dlaczego sierot w cudzysłowie wyjaśnię), który jednocześnie pracował w domu opieki społecznej, że musiał w związku z pracą wśród uchodźców przejść kosztowne szczepienia. Gdyby tego nie zrobił mógłby mieć poważne problemy, on i jego pracodawca.

Z jego relacji wyłaniał mi się ciekawy obraz owych „sierot”. Już samo zestawienie informacji na temat podanego przez nich wieku i ich wyglądu budziło delikatnie ujmując niepewność, przechodzącą w pewność, że informacje są zafałszowane. Kto, według pomysłodawcy z Sopotu, miałby weryfikować jakiekolwiek dane personalne, jakiekolwiek dane dotyczące powiązań rodzinnych? Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej? Urząd Miasta? Sprawy są zbyt poważne, by oddać je lokalnym urzędnikom. Czy to oznacza zaniechanie jakiejkolwiek pomocy? Dokładnie przeciwnie! Oznacza realne ukierunkowanie pomocy. Zamiast sprowadzać ludzi, co do których nie wiemy, kim są, jakie mają intencje przyjazdu, z kim w Europie mają powiązania, możemy udać się do tych ludzi na miejsce. Weryfikować naocznie i udzielać pomocy. I to robią organizacje charytatywne, którym można po prostu czynnie i materialnie pomóc.

Czy rząd powinien ulec presji i przyjąć najpierw dzieci a potem np. ich całe rodziny liczące np. po kilkadziesiąt osób, o których nic nie wiemy, a które mogą nagle ,,zgubić dokumenty''?

Rząd polski od początku swojej kadencji prowadzi w tym względzie, w moim przekonaniu, bardzo rozsądną politykę. Określiłbym ją realizacją porządku miłości. Nie jesteśmy w stanie, nie stać na zaradzenie biedom całego świata. Żaden rząd takiego celu sobie nie stawia. Nawet najbogatszy. Celem polityki społecznej powinna być najpierw troska o poziom życia, o postęp społeczny we własnym kraju i społeczeństwie. Potem, w kręgu tych, którzy są naszymi najbliższymi sąsiadami. A wreszcie, na miarę możliwości, w kręgu ludzi oddalonych od nas. Polska pomaga swoim sąsiadom, nawet niekoniecznie najbliższym. Pomaga na bardzo dużą skalę Ukraińcom. Na szczególną uwagę, w moim przekonaniu, zasługuje pomoc w edukacji ludzi młodych. To ogromna inwestycja w kapitał ludzki. Ale od lat jako naród pomagamy też np. Czeczeńcom. To bardzo konkretna pomoc. Jej wyrazem są całe obszary osadników – uchodźców czeczeńskich w Polsce. Powiem w ten sposób, mimo trudności i różnic w zakresie wspomnień historycznych (Ukraińcy) czy różnic kulturowych (Czeczeńcy) nie widać znaczących problemów na linii inkulturacji czy asymilacji. W przypadku ludności arabskiej – niewiadomego pochodzenia (a owa niewiadoma jest elementem niezbywalnym ewentualnej migracji) ta różnica jest o wiele bardziej znacząca. Jest znaczącym ryzykiem, którego nie jesteśmy zobowiązani podejmować.
Na marginesie dodam jedną rzecz: bardzo irytuje mnie, jak niektórzy „wycierają sobie gęby” słowem „miłosierdzie”. Czynią to ludzie z charakterystyczną wada dalekowzroczności – postrzegają potrzeby miłosierdzia za siedmioma górami, za siedmioma lasami, a nie widzą potrzeb realizacji miłosierdzia w zarządzanym przez siebie mieście. Nie widzą go w odniesieniu do dzieci nienarodzonych, niepełnosprawnych, do rodzin dotkniętych ubóstwem czy osób dotkniętych bezrobociem.
W takim kontekście słowa prezydenta Gdańska „"10 syryjskich sierot miałoby zagrażać bezpieczeństwu Polski, dlatego MSWiA odmówiło Sopotowi który chciał dać im schronienie. Od wczoraj mówi o tym cała Polska i bardzo dobrze, bo to zdarzenie ma szansę pokazać oblicze "miłosierdzia" PiS” są wybitnym przykładem propagandy.

Czy nie lepsza jest pomoc finansowa na leczenie dzieci np. na terenie Turcji?

Można powiedzieć, że nie wszystko da się kupić, ani spieniężyć, ale… Z drugiej strony, bez wsparcia finansowego, niemożliwe jest zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych. Cała historia „dzieci z Aleppo” bazuje na idei udzielenia im pomocy medycznej. Wydaje się, że właśnie w tym zakresie podstawowa pomoc medyczna, ale także pomoc operacyjna powinna dokonać się na miejscu, bez ryzykowania życiem przewożonych pacjentów. Oczywiście, można myśleć i rozpatrywać specjalistyczną pomoc rehabilitacyjną, ale znowu zastanówmy się nad pewnym porządkiem potrzeb – podstawową potrzebą jest ratowanie życia, a ono domaga się zapewne w zdecydowany sposób działań na miejscu. Jestem przekonany, że udzielnie wsparcia finansowego na miejscu jest o wiele bardziej skuteczne niż spektakularne i propagandowe sprowadzanie rannych czy chorych do Polski.
   
Janina Ochojska mówiła najpierw, że ,,w Syrii nie ma sierot'', teraz już zmiękcza swoje wypowiedzi, czyżby bała się nagonki lewackich mediów, czy jest jakiœś inny powód zdaniem Księdza?

Istotnie pani Ochojska stwierdziła: „Sprowadzanie sierot do Polski z Aleppo nie ma sensu. One mają bliższą lub dalszą rodzinę”. Jak zaznaczyła wynika to ze struktur rodzin muzułmańskich, bardzo rozbudowanych. W ogóle wypowiedź p. Ochojskiej naznaczona była bardzo dużą dozą realizmu. Nie znam zmiany jej tonu wypowiedzi. Niemniej, od początku towarzyszy mi przekonanie, które już zasygnalizowałem – całość epopei „10 sierot” brzmi bardzo propagandowo i wybrzmiewa tonem dużego upolitycznienia. Powiedzmy zwięźle – nie jest tak, że Polska nie udziela pomocy poszkodowanym, zwłaszcza poprzez działania Caritasu. Tym bardziej nie jest tak, że żaden Polak, żaden polityk, czy żadna społeczność miejska czy wiejska nie może włączyć się w tę akcję pomocy. Trzeba jednak odróżnić pomoc od politycznego lansu. Pierwsza budzi szacunek, druga – najdelikatniej ujmując zniesmaczenie.

dziękuję za rozmowę