Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Papież Franciszek i Donald Trump będą mieli okazję spotkać się 26 i 27 maja w czasie szczytu przywódców G7 na Sycylii. Prezydent USA zapowiedział to spotkanie bez uprzedniego potwierdzenia tej kwestii z Watykanem. Czy po papieskiej krytyce Trumpa m. in. dotyczącej budowanie murów na granicy z Meksykiem i nieprzychylności Trumpa wobec imigracji, papież może odmówić spotkania czy jednak udowodni, że zależy mu na dobrych relacjach z przywódcą światowego mocarstwa?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: To niewątpliwie trudne pytanie, na które chyba dziś nie ma odpowiedzi - możliwe są tylko spekulacje. Zapewne w kategoriach zasad dyplomacji, amerykański prezydent popełnił nietakt, podając plan nieuzgodnionej wizyty. Z drugiej strony myślę, że byłoby nie mniejszym nietaktem niewyrażenie takiego pragnienia i takiej nadziei. Przywódca światowego mocarstwa, który odwiedza Włochy, na terenie których znajduje się Watykan i milczy o ewentualności spotkania z Papieżem? Przecież to otworzyłoby drogę do nie mniejszych spekulacji.

Problem jednak w tym, że za tymi spekulacjami kryje się realny problem - Franciszek dał się poznać jako dość wyrazisty krytyk prezydenta Trumpa. To może trochę dziwić. Po pierwsze dlatego, że Watykan unikał dotąd bezpośrednich personalnych aluzji w krytyce polityki. Po drugie, i to jest mój główny problem, nie pamiętam wyraźnej krytyki ze strony Biskupa Rzymu polityki przeciw życiu prowadzonej przez poprzednika Trumpa, Baracka Obamę. A było co krytykować! Trzeba przecież przypomnieć, że prezydent Obama pod względem polityki dotyczącej życia był wyjątkowo liberalnym - tak, jeśli idzie o sprawy aborcji, tworzenia embrionalnych komórek macierzystych, eksperymentów na zarodkach ludzkich. Nie wspomnę już o kwestii promocji LGBTQ, co pośrednio, ale skutecznie sprzeciwia się wartości prokreacji. Można nie lubić za to, czy za owo Trumpa, ale jego decyzje w sferze polityki pro-life muszą budzić szacunek. Dziwne, że sukcesor Evangelium vitae tego nie podejmuje.

Jak można zinterpretować słowa papieża Franciszka, które adresował również do D. Trumpa: ,,Człowiek, który myśli tylko o budowaniu murów, a nie mostów nie jest dobrym chrześcijaninem”

Oczywiście, gdyby te słowa były wyrwane z kontekstu, można by im przyklasnąć. Chrześcijanin istotnie, wzorem Chrystusa powinien łączyć, a nie dzielić, być budowniczym mostów i dróg prowadzących do pojednania. Zasadniczo tak, choć pamiętamy słowa Pana Jezusa o tym, że „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.” (Mt 10 34). Są sytuacje, w których chrześcijanin nie może pójść na kompromis,  być konformistą.

Tak wygląda to w perspektywie ogólnej zasady. Ale wróćmy do słów Franciszka. One są bardzo wyraźną krytyką papieską pod adresem działań prezydenta Trumpa w zakresie ograniczenia migracji do Stanów. Niezapomniany, św. Jan Paweł II w swojej adhortacji o Europie pisał: „Do władz publicznych należy sprawowanie kontroli nad ruchami migracyjnymi, z uwzględnieniem wymogów dobra wspólnego. Przyjmowanie migrantów winno zawsze odbywać się w poszanowaniu prawa, a zatem, gdy to konieczne, towarzyszyć mu musi stanowcze tłumienie nadużyć” (Ecclesia in Europa nr 101).

Kościół nigdy nie głosił absolutnego prawa migrantów do osiedlania się w krajach docelowych. Nigdy też nie odrywał tego ograniczonego prawa od obowiązków związanych z - najogólniej ujmując- napięciem między inkulturacją a zachowaniem własnej tożsamości. Krótko mówiąc, nigdzie w Ewangelii, ani w nauczaniu Kościoła nie znajdziemy przyzwolenia na to, aby nasze kraje, domy, kościoły, struktury prawne były najeżdżane przez watahy barbarzyńców, szczycących się zasadą mordu w imię proroka.

Nie znajdziemy zachęty do zapraszania nachodźców, którzy będą nas gwałcić, mordować i podpalać. Chrześcijaństwo nie jest apologią cierpienia, śmierci i klęski. Chrześcijaństwo jest religią zwycięstwa i zmartwychwstania. A do tego potrzebna jest stosowna strategia. Nie chcę igrać ze słowem Bożym, ale kiedy Pan Jezus mówi „Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju” (Łk 14, 31-32), czyż nie zachęca do daleko posuniętej roztropności i strategii działania? Nie bardzo rozumiem, jak  w tej strategii mieści się budowanie mostów dla podpalaczy i agresorów?

Czy może być prawdą , że encyklika papieska ,,Laudato Si'' poruszająca kwestie ekologii i  globalnego ocieplenia mogła powstać pod wpływem środowisk Georga Sorosa, który za pośrednictwem swoich ludzi dotarł do otoczenia papieża?

Myślę, że przyjdzie czas, kiedy będziemy próbowali dociec, jakie były źródła tej szczególnej encykliki. Oprócz wielu ciekawych fragmentów, wielu tekstów, które przypominają o tradycji chrześcijańskiej w zakresie pochwały dzieła stwórczego Pana Boga, mamy teksty bardzo wątpliwie i niepokojące. Hipoteza globalnego ocieplenia jest w tym dokumencie potraktowana z taką niemal nienaruszalnością, jakby to był dogmat. A to najdelikatniej ujmując - bzdura.

Zamiast wnikliwych spekulacji przywołam bardzo dla mnie interesującą książkę J. Ruffina, francuskiego lekarza bez granic, zatytułowaną „Zapach Adama”. To powieść sensacyjna, ale w usta bohaterów tej powieści, autor włożył udokumentowane jak w pracy naukowej  wypowiedzi prominentnych ideologów ekologii, zwłaszcza ekologii głębokiej. Oś intrygi sprowadza się do tego, co istotnie stanowi motor napędowy „ekologii głębokiej” - bardziej ekologiczna ziemia kosztem życia największego drapieżnika - człowieka. Taka jest przecież konkluzja wielu współczesnych debat, w tym poświęconych środowisku: ziemia jest przeciążona industrializacją, urbanizacją, populacją. Środek zaradczy? Aborcja, antykoncepcja, sterylizacja. Grozi nam globalne ocieplenie. Dlaczego? Bo nadmiar ludzi wydala dwutlenek węgla.  Środek zaradczy? Aborcja, antykoncepcja, sterylizacja.

Oczywiście, proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie oskarżam Autora encykliki o takie poglądy. Ale przeraża mnie milczenie w tych kwestiach. Jak można pisać o ginących gatunkach, o naruszaniu dobrostanu, a nie wspomnieć, że największą zagładą życia na ziemi - jest zagłada ludzkiego życia?

To milczenie przeraża. I dodam jeszcze jedną myśl. Wergiliusz napisał: „Timeo Danaos et dona ferentes („Obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary”), co oznacza między innymi, by mieć się na baczności, gdy chwalą nas nasi ideowi wrogowie. Jeśli w sprawach ekologii papież jest chwalony przez takich ludzi jak Soros czy ex-ksiądz Leonardo Boff, szczycący się publicznie doradztwem w tworzeniu tego dokumentu, to ja się boję. Nie chcę, by za tekstami, które mają być dla mnie drogowskazem wiary, kryli się ludzie, którzy są po drugiej stronie. I wiem, że tutaj też nie ma sensu myśleć naiwnie o mostach, czy kładkach. Pan Jezus mówi: „"Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, rozprasza” (Mt 12, 20).

Przeraża mnie coraz mocniej to, że nauczanie papieskie jest chwalone w mediach lewackich i liberalnych, a wątpliwości, które płyną z ust i serc ludzi Kościoła zbywane są milczeniem. To jest niewątpliwie próba wiary, która została nam zadana.

Dziękuję za rozmowę